niedziela, 27 stycznia 2013

Happy Maru *w* + AOW

Jakie było moje zaskoczenie gdy przed chwilą zajrzałam na pocztę a tam co??!
Aż 27 komentarzy od kogo?? HAaa!! Maru jest taka Happy :)
Fineya - bardzo ci dziękuje za wszyściutkie te komentarzyki, mam nadzieję, że spodobają ci się wszystkie opowiadania :)
Wiem, że robię mnóstwo błędów, niektóre nawet jak sprawdzam opko 30 raz dalej ich nie widzę xD
haha i masz rację, przydałaby się Beta, ale jak na razie żadnego chętnego nie było.
No nic, zachęcam do dalszego czytania i komentowania ;3
Dziękuje cieplutko...

Maru ;3







Nowy magazyn - AOW - Asia on Wave <3





http://www.facebook.com/groups/magazyn.aow/?ref=ts&fref=ts     - a oto strona założycieli magazynu na facebook'u gdzie możecie zobaczyć jak wygląda pierwsze wydanie magazynu Asia on Wave <3 Oraz założyciele chętnie tam odpowiedzą na wszystkie wasze pytania... 




http://sklep.magazyn-aow.pl/ - na tym sklepie możecie zamawiać magazyn :)

Albo na facebook'u umówić się na odbiór indywidualny w danym mieście:)
Bardzo gorąco polecam ten magazyn, sama odebrałam go wczoraj  i jestem zachwycona, wniebowzięta *_* <3
Choć nie mam czasu to siedzę i czytam :) haha
Na razie magazyn będzie pojawiał się co 3 miesiące a cena nie jest duża bo 14,90 zł

Jeśli spodobał wam się magazyn i chcecie by został z nami na dłużej, zachęcajcie znajomych, przekazujcie informację dalej.
Magazyn musi się sprzedać aby pozwolono im dalej go wydawać :) A ja mam nadzieję, że im się to uda a wy, albo chociaż cząstka was będzie miała w tym swój udział ;)

Pozdrawiam gorąco...
Wasza kochana Maru;3



środa, 23 stycznia 2013

Mist 10



Oto przedostatni, albo przed przedostatni rozdział tego opowiadania.. jak widzicie na razie nie zapowiada się ciekawie, zwłaszcza dla Jun'a.
No ale nic, czytajcie i komentujcie:)
Kolejny rozdział czegokolwiek... nie wiem jeszcze co wstawię pojawi się ...nie  wiem kiedy, może w przyszłym tygodniu,,, niedawno wróciłam z pracy, padam z nóg i chęci na pisanie także, ale wstawiam rozdział... specjalnie dla was, chociaż zasypiam nad klawiaturą ;3
Postaram się jak najszybciej coś dodać;3
Buziaczki,....
Wasza Maru<3



Rozdział 10



Nic nieświadomy chłopak leżał w pościeli, miał taki piękny sen. Był w domu, pośród rodziców. Kolejny piękny dzień w raju.
Rodzinny obiad, rozmowy, śmiechy. Wszystko to wydawało się takie realne. Podświadomie chłopak wiedział, że nie ma rodziców, że zginęli, ale mając ich teraz obok siebie, nie był w stanie oderwać się od tego, nie chciał już nigdy się obudzić. Czas mijał a chłopak się ni budził, do czasu... Pewnego wieczoru malec powoli wracał do świata żywych, powoli nieco nieobecnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju.


 Gdzie ja jestem? - myślał, dopiero po chwili dotarło do niego, gdzie się znajduje i jak się tu znalazł. Przed oczami przeleciał mu obraz w zwolnionym tempie. - Drzwi, schody, upadek, młody chłopiec- kim on był? Co robił w tym domu? Teraz nie było to ważne... Z powrotem był w tym okropnym pokoju, ponownie jest zdany na łaskę a raczej nie łaskę tego przebrzydłego drania.
Kara go nie ominie, czuł to już podświadomie, a sam fakt, że nie jest związany, dało do myślenia chłopcu, że mężczyzna przygotował dla niego pełno niemiłych niespodzianek. Chciał wstać, jednak przy próbie, z jękiem opadł na pościel, głowa pulsowała mu tępym bólem. Widział mroczki przed oczami. Już myślał, przez moment, że znowu straci przytomność.


Po kilku kolejnych próbach w końcu na chwiejnych nogach wstał z łóżka. Podszedł powoli do drzwi, jak się spodziewał były one zamknięte. Westchnął cicho i objął się ramionami, w pokoju było strasznie zimno, dało się to od razu zauważyć gdy wyszło się z łóżka. Powoli poszedł do łazienki, wody,, potrzebował wody. Odkręcił kran, i kolejna niespodzianka, była tylko zimna woda i to mały strumień... dlaczego? Jaki to ma cel? Nie wiedział, gdy zaspokoił pragnienie i załatwił inne potrzeby wyszedł z łazienki.
Co miał robić? Czekać?  To było z tego wszystkiego najgorsze. Chociaż może i nie? Wiedział co się z nim stanie, to było do przewidzenia, po licznych torturach zostanie usunięty,,, mężczyzna go zabije. Miał tylko nadzieję, że chłopiec którego spotkał na dole zdołał uciec. A może on wcale nie był więźniem? Był ładnie ubrany, był zadbany.... widział też szok malujący się na jego twarzy... Różne myśli krążyły mu po głowie, ale było to lepsze niż bezczynne czekanie... przynajmniej myśli i ból ciała sprawiały, że czekanie na koniec stawał się znośny.


Zapomniał o małym Junie jak tylko opuścił poddasze. Schował klucz głęboko na dnie pamięci, wcale nie chciał do niego zaglądać w najbliższym czasie. Niech marznie, głoduje cierpi ból w samotności. Lekarz nie zamierzał więcej mu pomóc, ale nie zamierzał dać mu umrzeć. Zabije go na takich warunkach, jakie sobie wymarzył.Teraz jednak miał inne zmartwienie. Ariela. Gilbert go nie znalazł. Nikt go nie znalazł. Mały rozpłynął się w powietrzu a Gwayne'owi pękało serce. Miał tylko brata. Matkę stracił, kiedy otrzymywał Ariela, niedługo potem tracił ojca. Młody był całym sensem jego istnienia i gdyby nie Ariel, mężczyzna nie udźwignąłby ciężaru, jaki wtedy spadł mu na barki. A teraz zapadł się pod ziemię.
Kiedy zniknął Ariel, mgła przestała się pokazywać.


Gwayne z jednej strony chciał rozpłakać się jak dziecko. Jeśli kogoś kochał, to tylko swojego brata. Teraz mógł być tylko gorszy. Teraz już nie miał nic do stracenia...


Sześć dni później mężczyzna poznał przerażającą prawdę. Ariel, kiedy uciekł, oddalił się w stronę miasta i został napadnięty. Jednak dopiero teraz policja go znalazła. Nie żył. Ach! Jeden raz go nie upilnował! Jeden raz nie był przy nim!
Gwayne stracił wszystko i pękło mu serce. Jeśli dotychczas miał uczucia, to właśnie wszystkie odeszły.


A po tygodniu mgła zalała miasto. Mężczyzna obudził się i tak jak spał, w samych tylko spodniach z lekkiego, czarnego materiały, wyszedł na górę. Prowadził go instynkt, nienawiść i żal. Kiepskie połączenie dla takiego człowieka, jakim sie stawał.
Leżący na łóżku chłopak był dużo chudszy, niż go zapamiętał.
Obudził go ciosem w policzek a po chwili wbił mu w szyję igłę. Utrzyma go w świadomości przez całą torturę, jaką tej nocy mu zafunduje.


Mijał czas, chłopak snuł się po pokoju, rany goiły się, a to wyglądał przez okno, a to leżał i patrzył w sufit. Jeśli chodzi o krzyki, już po pierwszej godzinie zdał sobie sprawę, że nikt go nie usłyszy. Był więźniem obłąkańca, czy może być lepiej?
Jun zaśmiał się z własnej bezsilności, teraz to i tak było mu wszystko jedno, i tak wszystko kierowało się do jednego - śmierć. 


Ale miał też prawo do podjęcia decyzji, może mężczyzna o tym nie wiedział, ale to może i lepiej.
Chłopiec nie liczył minut, godzin, ani dni. Nie chciał bo bał się, że okaże się ich zbyt wiele. Jedyne czym się żywił była woda, lecz pewnego dnia zdecydował. Umrze. Nie przez kogoś, nikt mu życia nie odbierze... jest panem swojego losu. To do niego należy decyzja o życiu i śmierci. To zależy odemnie - pomyślał chłopak.
Przestał pić wodę, jego jedyne źródło pożywienia, dalej snuł się po pokoju zastanawiając się co powinien zrobić. W pokoju nie było ostrych przedmiotów, właściwie w pokoju nie było za wiele rzeczy.
Zostawały mu dwa sposoby na odebranie sobie życia... Utonięcie w wannie, lub uduszenie, mógł owinąć wokół szyi prześcieradło, wspiąć się na mały parapet i zawiązać koniec na końcu kraty na samej górze okna. Przynajmniej byłaby to szybka śmierć. 


Nie chciał już znosić tortur, a wiedział, że długo ich nie wytrzyma, długo się rozwodził,,, za długo.
Pewnego dnia, został obudzony silnym uderzeniem w policzek, otworzył raptownie oczy, ale zanim zdążył coś zrobić poczuł się słabo, brak pokarmu i wody dały o sobie znać, potem poczuł już tylko ukłucie i wiedział, że przegrał... przynajmniej na razie. To będzie ostatnia tortura jaką od niego otrzyma. Sam zadecyduje o swoim losie, sam wybierze sobie dzień śmierci, i na pewno nie zrobi tego ten przebrzydły, chory na głowę drań. Ostatni raz, ostatni raz - powtarzał sobie w myślach.
Już nie będzie więcej bólu, sam przyniesie sobie ukojenie... na pewno... Jutro.

wtorek, 15 stycznia 2013

Zagubiony w czasie 17


Oto mam nadzieję, że długo wyczekiwany rozdział " Zagubionego w czasie". Co dziś czeka naszych bohaterów? Sami się przekonajcie... miłego czytania.

PS: Nie zapomnijcie komentować ;3






Rozdział 17


Następnego dnia z samego rana Toru i Isamu dyskutowali na temat wyprawy w  nieznane miasto. Ryu zmęczony nocnymi wydarzeniami dalej spał,  a Isa nie miał serca go budzić. Tym bardziej, że podczas rozmowy o księżniczce robił się smutny i nerwowy. Każdy z nich chciał go odnaleźć ale krzyki i nerwy nic tutaj nie pomogą. W końcu po długiej rozmowie zdecydowali się, że wyruszą za raz po śniadaniu czyli za godzinę. W plecak zapakują prowiant na wszelki wypadek. Zamierzali także pytać niedalekich sąsiadów czy znają chłopca. Isa znał się na zdobywaniu informacji więc to jemu zostawiono to zadanie.
Gdy mężczyźnie w końcu udało się dobudzić Ryu zaciągnął go na śniadanie i wszystko po kolei wytłumaczył. Jak się spodziewał chłopak za raz się poderwał na samo imię „zagubionego”. Ryu był gotowy choćby w tej chwili wyjść sam go szukać. Na szczęście Isamu umiał sobie z nim radzić. Uciszył go zaborczym pocałunkiem.


- Kociątko uspokój się proszę bo zostaniesz w domu – powiedział starszy mężczyzna kręcąc głową.
- Jeden twój wyskok lub działanie na własną rękę i wracasz tutaj rozumiemy się? Nie patrz tak na mnie – westchnął Isa.
- Idziemy szukać Shinji’ego, nie mam zamiaru szukać potem też ciebie. Wiem, że się martwisz.. my też. Ale zrozum, musimy działać razem zgoda? – objął go czule w pasie i przycisnął usta do jego czoła.
- Bądź grzecznym kociakiem – gdy w końcu dało się słyszeć ciche mruknięcie ze strony Ryu a na jego policzkach pojawiły się rumieńce, Isa wiedział, że osiągnął swój cel.


Pół godziny później wyszli niepewnie przez frontowe drzwi. Z balkonu wydawało im się to bardziej bezpieczne. Po drodze poruszały się dziwne puszki a w nich znajdowali się ludzie. Jak zdążyli zauważyć dzielnica była bogata ale nikt z domowników nie kwapił się by pomóc. Dlatego ruszyli dalej… Krajobraz zmienił się na gwarne centrum miasta z mnóstwem „puszek na ulicach” i mnóstwem ludzi na chodnikach. Wszyscy mknęli przed siebie nie zwracając na nic ani na nikogo uwagi. Dla naszych podróżników „miasto” w tym świecie zrobiło ogromne wrażenie, ale też zaniepokoiło ich… czuli się tutaj, wśród tylu obcych ludzi dość niepewnie. Jednak nie zamierzali się poddawać, postanowili wmieszać się w tłum i szukać ich chłopca. 


Trzymali się blisko siebie, nie chcieli się rozdzielać. To mogłoby być bardzo niebezpieczne… 3 mężczyzn z przeszłości w przyszłości. Nie wiedzą o tym świecie nic poza jednym, że mieszka tu ich księżniczka i na pewno gdzieś tu jest. Nie znali tradycji ani zwyczajów a tym bardziej gwary. Isamu ze swoim darem wyciągania informacji niestety nic nie zdziałał. W ich królestwie wszyscy wszystkich znali… nie wiedzieli, że tu jest inaczej, że miasto jest ogromne. Z godziny na godzinę tracili nadzieję na cokolwiek.. na garstkę informacji o chłopcu a już sam fakt, że go znajdą wydawało im się niemożliwe. Nie wiedzieli ile już tak szli, nie robili postojów, nie jedli… Nie mieli na to czasu… Shinji był najważniejszy, ale gdzie on jest? Isamu starał się przemówić tym razem Toru do rozsądku. Powinni wrócić do domu chłopca, ściemniło się już a jak już zdążyli zauważyć ten świat nie był wcale taki bezpieczny. Kradzieże, pobicia… a oni stanowili łatwy cel.

- Nie wrócę bez niego! – warknął książę. Nie wiadomo było czy był zły na Isamu za to, że chciał wracać czy na to, że był bezsilny. Nie wiadomo jakby się starał, nie mógł nigdzie znaleźć malca, czuł że powoli iskierka nadziei go opuszcza… Nie!! Nie może! Obiecał sobie! Obiecał chłopcu… Nigdy go nie zostawi! Nigdy nie zrezygnuje! I choćby świat się walił Toru nie zrezygnuje z poszukiwań! Lecz w tym momencie zdawał sobie sprawę, że Isamu ma rację, powinni wrócić. Zrezygnowany w końcu zgodził się by rano następnego dnia kontynuować poszukiwania tym razem w innej części miasta.

Poszukiwania trwały już 7 dni. Pytali się już dosłownie każdego, prosili o pomoc jednak bez skutku. Ryu dosłownie się załamał, Toru siedział cicho i nie odzywał się słowem, za to Isamu choć także pogrążony w smutku miał także na głowie jak „ogarnąć” tych dwóch. Był to dla nich trudny okres.. byli w domu chłopca, ale jego ani śladu. Szukali go w całym mieście- tam także ani śladu. Pytali ludzi – nikt nic nie wie. Co więcej mogli zrobić? Jedynie czekać aż Shinji sam do nich wróci. 

~~~~~~~~

Kolejny tydzień później gdy pod wieczór wracali z bezowocnych poszukiwań natknęli się na babuleńkę taszczącą siatki z zakupami. Zdążyli się już trochę nauczyć o tym mieście i jak powinni się zachować i mówić. A widząc jak starsza osoba męczy się z ciężkimi torbami postanowili pomóc kobiecinie.
- Oh dziękuje wam bardzo, tacy przykładni młodzi mężczyźni – powiedziała z zachwytem babunia.
- Mało tu u nas takich dżentelmenów – mężczyźni uśmiechnęli się lekko zakłopotani. Pierwszy raz ktoś w tym mieście był dla nich uprzejmy i z nimi porozmawiał. Nie mieli wielkich szans ale Isa postanowił zapytać.
- To nic takiego droga pani. Cieszymy się, że mogliśmy pomóc. Czy możemy zadać pani jedno pytanie? – spytał uprzejmie jasnowłosy.
- Ależ oczywiście kochanieńki. Pytajcie o co chcecie, ale nie tutaj – wskazała im swój domek.
- Zapraszam do środka, na pewno z chęcią napijecie się ciepłej herbatki – powiedziała staruszka. Mężczyźni nie mieli na to czasu, ale kobiecina nie dała się przekonać. W końcu zrezygnowani udali się za nią. Zostali poczęstowani ciepłymi maślanymi bułeczkami i herbatą malinową. Nawet nie wiedzieli, że są tacy głodni dopóki nie zauważyli, że opróżnili cały koszyczek bułeczek. Babunia jedynie zaśmiała się dobrodusznie i postawiła kolejną porcję na stole.

- No dobrze, chcieliście mnie o coś zapytać kochaniutcy – Toru spojrzał na kobietę i uśmiechnął się ciepło.
- Owszem. Szukamy chłopca o imieniu Shinji. Jest nie za wysoki, czarne włosy. Jego rodzice zmarli niedawno… Mieszka w rezydencji na obrzeżach miasta – powiedział spokojnie książę.
- Jest nam bardzo bliski. Ale zniknął, nie mamy od niego żadnych informacji i bardzo się martwimy – dodał Isamu a Ryu spojrzał na kobietę smutnym wzrokiem.

- Dobrze patrzy wam z oczu… - powiedziała staruszka i westchnęła.
- Znam tego chłopca. Oh i to nie od dziś, często mnie odwiedzał. Jest dla mnie jak wnuk, którego nigdy nie miałam. Wiedziałam, że rodzice nie mają dla niego czasu, dlatego zawsze zanosiłam mu garnek zupy i babeczki.Oh uwielbiał moje maślane bułeczki. Zawsze uśmiechnięty, grzeczny… urocze dziecko. Jednak po śmierci rodziców… przestał przychodzić. – powiedziała smutno babunia.
- Niestety wiem gdzie jest Shinji – powiedziała kobiecina i wstała zbierając puste już kubki po herbacie.
- Jest w szpitalu. Nie wiem dokładnie co się stało. Chyba przedawkował tabletki nasenne. Zapadł w śpiączkę, niestety lekarze nie dają mu dużych szans na wybudzenie – Babunia otarł mokre od łez policzki i wytarła nos w wełnianą chusteczkę. Niestety nasi bohaterowie nie wiedzieli co to szpital, ale sam fakt, że coś mu się stało i opiekują się nim lekarze..domyślili się, że chodzi o medyka.
- A czy mogłaby nas pani tam zaprowadzić? – poprosił Toru. Był przejęty tymi wiadomościami.Tak samo Isa i Ryu, - a ten ostatni mało nie wyskoczył z siebie by od razu gnać do tego "szpitala", ale na szczęście był tam Isa. Już jutro go zobaczą, tyle poszukiwań aż w końcu się udało. Znaleźli chłopca! Ale była też zła nowina,,, był  w śpiączce. Tym bardziej chcieli się wszyscy trzej znaleźć tam jak najszybciej.
- Naturlanie, lecz niestety dzisiaj to już niemożliwe. Odwiedziny są w godzinach rannych i popołudniowych. Możemy go odwiedzić jutro z rana.- powiedziała kobieta. Zaproponowała naszym poszukiwaczom nocleg. Kobieta była bystra, widziała jak wiele znaczy dla nich jej przybrany wnuczek. A nóź, widelec ich obecność pomoże i Shinji wróci do zdrowia.

sobota, 12 stycznia 2013

Mist 9



Znalazłam chwilkę więc wstawiam kolejny rozdział "Mist". Opowiadanie powoli dobiega końca. Będzie miało 11 albo 12 rozdziałów... zakończenie.... nie zdradzę wam jakie będzie, bo sama dokładnie nie wiem, ale mam już plan... może nie napiszę tego tak dobrze jak poprzednie rozdziały z tego opka - bo pisałam je kiedy miałam doła..
Teraz mam dobry humor więc jak to wyjdzie nie mam pojęcia....
A wracając do miłych rzeczy.... pamiętacie jeszcze "Zagubiony w czasie"? Mam nadzieję, że tak, ponieważ nowy rozdział tego opowiadania pojawi się już w przyszłym tygodniu...
A teraz zapraszam do czytania i komentowana;3
 





Rozdział 9






Gdyby nie metaliczny posmak własnej krwi w ustach, nigdy by nie zauważył, że chłopak go ugryzł. Odsunął się od niego i wymierzył mu cios otwartą dłonią. Nie był to mocny cios, ale wystarczający, by na twarzy chłopaka zaczerwienił się duży ślad. Nie była to kara za samo ugryzienie, bo go po prostu nie czuł. To była kara za to, co mogło się stać. 
- Trzymaj się z daleka od mojej krwi - zastrzegł tylko. Nie czuł bólu. Po prostu bał się. Bał się, że chłopak mógłby się zarazić. Chociaż z pewnością nie od połknięcia jego krwi. Krew mężczyzny musiałaby popłynąć w żyłach chłopca, żeby ten się zaraził, ale on nie chciał ryzykować, chociaż jako lekarz wiedział, że ryzyko jest naprawdę niemal zerowe. Choroba krwi, na którą cierpiał mężczyzna, bardzo utrudniłaby leczenie chłopaka. A także ranienie go. Szybko stałby się bezwartościowy. A Gwayne nie chciał pozbywać się swojego małego, idealnego chłopca. Właściwie chciał go potrzebować. Nudziłby się bez niego. 
 

- Cierpię na Analgezję wrodzoną. Muszę cię zmartwić, ale nie jesteś w stanie zadać mi bólu - szepnął, po czym przyssał się do szyi chłopaka, znacząc ją bolesną malinką. Dłoń mężczyzny prześlizgiwała się pod kołdrą po kroczu młodzieńca. Drażnił palcem jego zaciśnięte wejście, pośladki. przesuwał ręką po jego kroczu i podbrzuszu. Chłopięca odmowa zachęcała go tysiąckroć bardziej niż przytaknięcie. 
Bawił się tylko. Wiedział, że musi niedługo przerwać, bo chłopak nadal był słaby i musiał w końcu zjeść to, co przygotowała Laura, ale zakładał, że jest jeszcze czas. W końcu nie krzywdził go, prawda? 


Zaskoczony nagłym uderzeniem chłopak aż sapnął i spojrzał zimno na mężczyzny, gdyby tylko jego dłonie były wolne, gdyby tylko mógł go uderzyć, wtedy miałby szanse uciec, ale słysząc o chorobie, przeraził, się... zero bólu. Czy mężczyzna zadawał go innym dlatego, że sam nie mógł go doświadczyć? Ale z takiego powodu? Ten oprawca właśnie niszczył mu życie, ciekawe czy jemu jednemu, czy może było wielu przed nim, a może był pierwszy? Kto to wie... Ta wiedza akurat na nic mu się nie przyda, już nie. W końcu skoro nieznajomy nie odczuwa nic, nie będzie w stanie go obezwładnić,,, nic. To sprawiało, że jego nadzieja już kompletnie wygasła. No to koniec... Finito. Po prostu pięknie. Chłopak miał ochotę się roześmiać, jego pochrzanione życie, spowite bólem i cierpieniem, ah ale to melodramatyczne. Czuł się jak w jakimś kiepskim horrorze. Jednak jego myśli odpłynęły na inne tory... dotyk...


Ciało, podatne na tak wiele bodźców,,, ból, przyjemność, to było dla niego za wiele. Nie kontrolował się, nie mógł... nie potrafił. Był w końcu tylko dzieckiem. Nie umiał się kontrolować, nie wiedział jak. A dłonie, takie inne niż zazwyczaj, takie delikatne. Sprawiało, że jego ciało spowite bólem zapragnęło delikatności, uczucia. Jun doskonale wiedział, ze tego ostatniego nie otrzyma, ale te dłonie teraz delikatnie gładzące jego ciało.,.. nie dał rady, przymknął oczy i westchnął cicho.


- N,nie, dotykaj - jęknął, drżał przyjmując każde najmniejsze muśnięcie, wszystko. Czuł się z tym okropnie, miał ochotę się wyłączyć, oderwać od rzeczywistości, ale nie mógł, starał się ale to na nic. W końcu jakimś cudem wyswobodził nogi z pościeli, to, że były związane nie stanowiło problemu, żeby mógł uderzyć. Szarpał się aż w końcu jego nogi skutecznie i mocno dosięgnęły mężczyznę, który chyba zbyt zaskoczony został od niego odepchnięty. To była adrenalina, to ona pozwoliła mu wykonać tak celny cios. Wyczołgał się z łóżka i skacząc chciał dopaść drzwi. Były tak blisko i były otwarte... Nie wiedział jakim cudem,, czy to było szczęście, wyszedł przez nie. Jednak tu spotkała go niespodzianka.... schody. Potknął się, stoczył się po całej długości w dół. Czuł się otumaniony, nie mógł się ruszyć, przed sobą miał czyjeś stopy, uniósł wzrok. Chłopak, możliwe, że w jego wieku.


- Uciekaj, o,on,, pom... - nie dokończył, uderzył się dość mocno w głowę, stracił przytomność.
Gwayne nie spodziewał się, że chłopak będzie w stanie go odepchnąć. Mały był słaby i w ogóle, widać mężczyzna nie docenił go jako przeciwnika.
Kiedy uciekł, natychmiast się poderwał. Chętnie by go zatłukł za tę próbę. Najwyżej znajdzie sobie nową ofiarę, już trudno. Kiedy dostrzegł, że chłopak spada, nie zdążył zareagować. Niewiele się spóźnił, ale już się stało.
Bezwładne, nagie ciało leżało na niższym piętrze w kałuży krwi... 
 

Ale nie to było najgorsze.
- A... Ariel... - wyszeptał. Wrócił. Chłopiec był całkowicie różny od Gwayne'a. Miał rumianą, lekko opaloną skórę i jasne, krótkie włosy. Był bardzo niski i drobny, a delikatną dłoń zaciskał na lasce z białego drewna. Bardzo kochał swojego starszego brata, chciał mu zrobić niespodziankę. Dlatego wrócił sam, poprosił swojego lekarza o przywiezienie. Nie spodziewał się, że powita go tak dramatyczna scena.

Jeśli Gwayne miał serce, to właśnie mu pękało. Nie czuł żalu z powodu kolejnej zbrodni. Czuł żal, bo jego mały braciszek odkrył prawdę. Widział w jakim stanie był chłopiec, widział, że czarnowłosy ścigał malca. Cała ta sytuacja była jednoznaczna. 
 

Czarne oczy młodszego z braci zalśniły od łez goryczy. Jak on mógł!? Odrzucił laskę, starając się trafić w starszego brata  i z trudem, tak szybko jak tylko dał radę, oddalił się.
- Gilbert! Zatrzymaj go - polecił mężczyźnie, który właśnie wyłonił się z głębi korytarza. Mężczyzna ruszył za młodym Crawfordem. Mężczyzna bowiem nie byłby w stanie pobiec za swoim bratem. Co miał mu powiedzieć? Prawdę?! Że człowiek, który go wychowywał, człowiek, w którym on widział super bohatera jest zwykłym mordercą? Nie potrafiłby. Nie był gotowy. Nigdy nie przewidywał takiego scenariusza. 
 

Gwayne został sam z ciałem swojej ofiary.
Z bladych, wąskich ust posypała się wiązanka przekleństw, kiedy mężczyzna kopnął rozbitą już głowę chłopca. Złapał go za włosy i wciągnął jego bezwładne ciało po schodach, dotkliwie je przy tym raniąc. Być może właśnie stracił jedyną ważną dla niego osobę. Wątpił, by Ariel uwierzył w jego kłamstwa i wątpił, by wybaczył mu prawdę.

Chłopca rzucił na łóżko. Na szkarłatnej pościeli nie było widać plam krwi.
Gwayne powoli zajmował się ciałem. Oczyszczał, zszywał, zakładał opatrunki. Kiedy skończył, wstrzyknął mu trochę witamin. Uwolnił go, młody będzie mógł chodzić. I tak nie ucieknie, prawda? Zakręcił mu ogrzewanie i dopływ ciepłej wody w łazience, przykręcając także i zimną, by strumień nie płynął zbyt duży.
Chciał, by mały odzyskał świadomość i tracił siły. Za Ariela był gotów go zabić. Ale na własnych warunkach. Najpierw te cudowne usta będą błagać o śmierć, a wtedy on łaskawie się zlituje i zabije go.
Z tym postanowieniem przekręcił klucz w zamku.