Znalazłam chwilkę więc wstawiam kolejny rozdział "Mist". Opowiadanie powoli dobiega końca. Będzie miało 11 albo 12 rozdziałów... zakończenie.... nie zdradzę wam jakie będzie, bo sama dokładnie nie wiem, ale mam już plan... może nie napiszę tego tak dobrze jak poprzednie rozdziały z tego opka - bo pisałam je kiedy miałam doła..
Teraz mam dobry humor więc jak to wyjdzie nie mam pojęcia....
A wracając do miłych rzeczy.... pamiętacie jeszcze "Zagubiony w czasie"? Mam nadzieję, że tak, ponieważ nowy rozdział tego opowiadania pojawi się już w przyszłym tygodniu...
A teraz zapraszam do czytania i komentowana;3
Rozdział 9
Gdyby nie metaliczny posmak własnej krwi w ustach, nigdy by
nie zauważył, że chłopak go ugryzł. Odsunął się od niego i wymierzył mu cios
otwartą dłonią. Nie był to mocny cios, ale wystarczający, by na twarzy chłopaka
zaczerwienił się duży ślad. Nie była to kara za samo ugryzienie, bo go po
prostu nie czuł. To była kara za to, co mogło się stać.
- Trzymaj się z daleka od mojej krwi - zastrzegł tylko. Nie
czuł bólu. Po prostu bał się. Bał się, że chłopak mógłby się zarazić. Chociaż z
pewnością nie od połknięcia jego krwi. Krew mężczyzny musiałaby popłynąć w
żyłach chłopca, żeby ten się zaraził, ale on nie chciał ryzykować, chociaż jako
lekarz wiedział, że ryzyko jest naprawdę niemal zerowe. Choroba krwi, na którą
cierpiał mężczyzna, bardzo utrudniłaby leczenie chłopaka. A także ranienie go.
Szybko stałby się bezwartościowy. A Gwayne nie chciał pozbywać się swojego
małego, idealnego chłopca. Właściwie chciał go potrzebować. Nudziłby się bez
niego.
- Cierpię na Analgezję wrodzoną. Muszę cię zmartwić, ale nie
jesteś w stanie zadać mi bólu - szepnął, po czym przyssał się do szyi chłopaka,
znacząc ją bolesną malinką. Dłoń mężczyzny prześlizgiwała się pod kołdrą po
kroczu młodzieńca. Drażnił palcem jego zaciśnięte wejście, pośladki. przesuwał
ręką po jego kroczu i podbrzuszu. Chłopięca odmowa zachęcała go tysiąckroć
bardziej niż przytaknięcie.
Bawił się tylko. Wiedział, że musi niedługo przerwać, bo
chłopak nadal był słaby i musiał w końcu zjeść to, co przygotowała Laura, ale
zakładał, że jest jeszcze czas. W końcu nie krzywdził go, prawda?
Zaskoczony nagłym uderzeniem chłopak aż sapnął i spojrzał
zimno na mężczyzny, gdyby tylko jego dłonie były wolne, gdyby tylko mógł go
uderzyć, wtedy miałby szanse uciec, ale słysząc o chorobie, przeraził, się...
zero bólu. Czy mężczyzna zadawał go innym dlatego, że sam nie mógł go
doświadczyć? Ale z takiego powodu? Ten oprawca właśnie niszczył mu życie,
ciekawe czy jemu jednemu, czy może było wielu przed nim, a może był pierwszy?
Kto to wie... Ta wiedza akurat na nic mu się nie przyda, już nie. W końcu skoro
nieznajomy nie odczuwa nic, nie będzie w stanie go obezwładnić,,, nic. To
sprawiało, że jego nadzieja już kompletnie wygasła. No to koniec... Finito. Po
prostu pięknie. Chłopak miał ochotę się roześmiać, jego pochrzanione życie,
spowite bólem i cierpieniem, ah ale to melodramatyczne. Czuł się jak w jakimś
kiepskim horrorze. Jednak jego myśli odpłynęły na inne tory... dotyk...
Ciało, podatne na tak wiele bodźców,,, ból, przyjemność, to było dla niego za
wiele. Nie kontrolował się, nie mógł... nie potrafił. Był w końcu tylko
dzieckiem. Nie umiał się kontrolować, nie wiedział jak. A dłonie, takie inne
niż zazwyczaj, takie delikatne. Sprawiało, że jego ciało spowite bólem
zapragnęło delikatności, uczucia. Jun doskonale wiedział, ze tego ostatniego
nie otrzyma, ale te dłonie teraz delikatnie gładzące jego ciało.,.. nie dał
rady, przymknął oczy i westchnął cicho.
- N,nie, dotykaj - jęknął, drżał przyjmując każde najmniejsze muśnięcie,
wszystko. Czuł się z tym okropnie, miał ochotę się wyłączyć, oderwać od
rzeczywistości, ale nie mógł, starał się ale to na nic. W końcu jakimś cudem
wyswobodził nogi z pościeli, to, że były związane nie stanowiło problemu, żeby
mógł uderzyć. Szarpał się aż w końcu jego nogi skutecznie i mocno dosięgnęły
mężczyznę, który chyba zbyt zaskoczony został od niego odepchnięty. To była
adrenalina, to ona pozwoliła mu wykonać tak celny cios. Wyczołgał się z łóżka i
skacząc chciał dopaść drzwi. Były tak blisko i były otwarte... Nie wiedział
jakim cudem,, czy to było szczęście, wyszedł przez nie. Jednak tu spotkała go
niespodzianka.... schody. Potknął się, stoczył się po całej długości w dół.
Czuł się otumaniony, nie mógł się ruszyć, przed sobą miał czyjeś stopy, uniósł
wzrok. Chłopak, możliwe, że w jego wieku.
- Uciekaj, o,on,, pom... - nie dokończył, uderzył się dość mocno w głowę,
stracił przytomność.
Gwayne nie spodziewał się, że chłopak będzie
w stanie go odepchnąć. Mały był słaby i w ogóle, widać mężczyzna nie docenił go
jako przeciwnika.
Kiedy uciekł, natychmiast się poderwał. Chętnie by go
zatłukł za tę próbę. Najwyżej znajdzie sobie nową ofiarę, już trudno. Kiedy
dostrzegł, że chłopak spada, nie zdążył zareagować. Niewiele się spóźnił, ale
już się stało.
Bezwładne, nagie ciało leżało na niższym piętrze w kałuży
krwi...
Ale nie to było najgorsze.
- A... Ariel... - wyszeptał. Wrócił. Chłopiec był całkowicie
różny od Gwayne'a. Miał rumianą, lekko opaloną skórę i jasne, krótkie włosy. Był
bardzo niski i drobny, a delikatną dłoń zaciskał na lasce z białego drewna.
Bardzo kochał swojego starszego brata, chciał mu zrobić niespodziankę. Dlatego
wrócił sam, poprosił swojego lekarza o przywiezienie. Nie spodziewał się, że
powita go tak dramatyczna scena.
Jeśli Gwayne miał serce, to właśnie mu pękało. Nie czuł żalu
z powodu kolejnej zbrodni. Czuł żal, bo jego mały braciszek odkrył prawdę.
Widział w jakim stanie był chłopiec, widział, że czarnowłosy ścigał malca. Cała
ta sytuacja była jednoznaczna.
Czarne oczy młodszego z braci zalśniły od łez goryczy. Jak
on mógł!? Odrzucił laskę, starając się trafić w starszego brata i z
trudem, tak szybko jak tylko dał radę, oddalił się.
- Gilbert! Zatrzymaj go - polecił mężczyźnie, który właśnie
wyłonił się z głębi korytarza. Mężczyzna ruszył za młodym Crawfordem. Mężczyzna
bowiem nie byłby w stanie pobiec za swoim bratem. Co miał mu powiedzieć?
Prawdę?! Że człowiek, który go wychowywał, człowiek, w którym on widział super
bohatera jest zwykłym mordercą? Nie potrafiłby. Nie był gotowy. Nigdy nie
przewidywał takiego scenariusza.
Gwayne został sam z ciałem swojej ofiary.
Z bladych, wąskich ust posypała się wiązanka przekleństw,
kiedy mężczyzna kopnął rozbitą już głowę chłopca. Złapał go za włosy i wciągnął
jego bezwładne ciało po schodach, dotkliwie je przy tym raniąc. Być może
właśnie stracił jedyną ważną dla niego osobę. Wątpił, by Ariel uwierzył w jego
kłamstwa i wątpił, by wybaczył mu prawdę.
Chłopca rzucił na łóżko. Na szkarłatnej pościeli nie było
widać plam krwi.
Gwayne powoli zajmował się ciałem. Oczyszczał, zszywał,
zakładał opatrunki. Kiedy skończył, wstrzyknął mu trochę witamin. Uwolnił go,
młody będzie mógł chodzić. I tak nie ucieknie, prawda? Zakręcił mu ogrzewanie i
dopływ ciepłej wody w łazience, przykręcając także i zimną, by strumień nie płynął
zbyt duży.
Chciał, by mały odzyskał świadomość i tracił siły. Za Ariela
był gotów go zabić. Ale na własnych warunkach. Najpierw te cudowne usta będą
błagać o śmierć, a wtedy on łaskawie się zlituje i zabije go.
Z tym postanowieniem przekręcił klucz w zamku.