Hey kochani,
gomme ,że mnie tak długo (znowu) nie było, ale sesja ugh,,, nienawidzę egzaminów.
Ale od dzisiaj będę miała dla was więcej czasu. Są wakacje, więc odciągać mnie od was będzie tylko praca.
Postaram się pisać częściej :)
Mam nadzieję, że się cieszycie <3
Nowy rozdział powinnam dodać do końca tego tygodnia, prawdopodobnie będzie to "The allies" <3
Kocham was
wasza Maru;3
poniedziałek, 23 czerwca 2014
poniedziałek, 2 czerwca 2014
Namętny Interes 4
Tak wiem kilka minut, no dobrze, kilkadziesiąt minut spóźnienia, ale w końcu jest. Mi się ogólnie średnio podoba, ale taka była moja wizja.
Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam zbyt wiele błędów i że rozdział wam się spodoba.
Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam zbyt wiele błędów i że rozdział wam się spodoba.
Rozdział jeszcze nie betowany. Ale jutro podeślę mojemu Skrzacikowi <3
Rozdział 4
- Tato! Co ty tutaj robisz!
Powinieneś być w Nowym Yorku i zarządzać firmą! – skarcił go blondyn, ale z
drugiej strony bardzo się cieszył, że go widzi.
- Nie wypada, żeby to syn
krytykował ojca – powiedział mężczyzna uśmiechając się dobrodusznie. Zbliżył
się do niego i uściskał.
- Po prostu stęskniłem się za
moim synem – i jak niby Matt miał go karcić słysząc taki argument ? Blondyn westchnął
cicho i uśmiechnął się delikatnie.
- Też się cieszę, że cię widzę. –
wskazał ojcu fotel, a po chwili do gabinetu, nieco nieporadnie wpadł Akai niosąc
tacę z kawą. W wyrazie skupienia wysunął koniuszek różowego języczka delikatnie go
przygryzając.
- P-Panie Bayen przyniosłem kawę
– powiedział nieśmiało i postawił tacę na biurku. Ojciec zaśmiał się ciepło
spoglądając z rozbawieniem na chłopca.
- A któż to? Nowy pracownik? Nie
denerwuj się tak malutki, co jak co ale mój syn nie gryzie – puścił mu oczko
chcąc mu dodać nieco pewności siebie.
-
Pana syn? – zaciekawił się nagle chłopiec podchodząc bliżej. Matt
pokręcił głową uśmiechając się pod nosem.
- Akai, pogawędzisz z moim ojcem wieczorem przy kolacji, a teraz uciekaj pomóc Mary, ah i dziękuję za kawę – Akai jakby się paliło rzucił szybkie papa umknął z gabinetu.
- Akai, pogawędzisz z moim ojcem wieczorem przy kolacji, a teraz uciekaj pomóc Mary, ah i dziękuję za kawę – Akai jakby się paliło rzucił szybkie papa umknął z gabinetu.
- Ciekawe stworzonko z tego
chłopca – śmiał się John patrząc na syna.
- Tato, dobrze wiesz, że w pracy
muszę zachowywać pozory – pokręcił głową.
- No już dobrze. Idę sobie.
Poczekam w hotelu. Nie zapomnij, kolacja o 19, ah i nie zapomnij zabrać
malca, założę się, że masz dla mnie ciekawą historię – po chwili wyszedł
zostawiając syna samego.
Reszta dnia w pracy minęła im bez
większych niespodzianek nie licząc świeżości i radości jaką wniósł do biura
chłopiec. Radosny, ciągle uśmiechnięty, jego entuzjazm był zaraźliwy. Czas
dzisiaj wszystkim minął w przyjemnej atmosferze.
………………..
Koło godziny 18 w pokoju
hotelowym.
- Nigdzie nie idę! – powiedział Akai
patrząc z uporem na Matt’a.
- Mieszkasz ze mną, więc to
logiczne, że mój ojciec chce cię poznać. Założę się, że to Mary mu powiedziała
– Matt wywrócił oczami. Od dawna widział, że ci dwoje mają się ku sobie. A
dzisiejsza wizyta ojca… Zapewne chciał zobaczyć jego sekretarkę.
- Akai proszę cię. To tylko
kolacja. Mój ojciec jest ciekawy co się
wydarzyło i przy okazji cię poznać – prosił chłopca blondyn.
- Wcale nie jestem tam potrzebny!
Nie jestem twoim chłopakiem aby musiał mnie poznawać – upierał się chłopiec.
- Nie bądź takim uparciuchem. To
szczególna sytuacja, że ze mną mieszkasz. Poza tym jesteś moim pracownikiem, a
mój tata to mój szef i twój również. On jest nade mną – powiedział starając się
zagrać z tej strony.
- J-jak to szef!? To on może mnie
zwolnić? – wystraszył się Akai i spojrzał wilkiem na blondyna. - Pójdę, ale chce podwójny deser
– spojrzał na niego hardo. Matt uśmiechnął się i przytulił go mocno.
- Ile tylko zechcesz. Ah i nie
martw się. Mój tata cię nie zwolni. – puścił mu oczko. Podał mu nowe ciuchy,
które kazał dla niego kupić. Dopasowane czarne spodnie i granatowa koszula.
Natomiast Matt miał na sobie także czarne spodnie i do tego czarną koszulę z
rękawami ¾.
- Gotowy? Dochodzi 19, a ja nie
lubię się spóźniać – zawołał Matt pukając do łazienki, w której od 30 minut
siedział chłopiec.
W końcu spóźnieni 5 minut dotarli
do hotelowej restauracji.
- Matt, to do ciebie nie podobne
aby się spóźniać – powiedział John puszczając oczko chłopcu.
- Daj spokój tato. Zjedzmy w
końcu coś, umieram z głodu. – westchnął opadając na krzesło i otwierając menu.
John zaśmiał się dobrodusznie i wskazał chłopcu miejsce.
- Nie krępuj się, siadaj. Sam
zobaczysz, że całkiem przyjaźni z nas goście – nieco ośmielony przyjaznym
zachowaniem mężczyzny, Akai usiadł i uśmiechnął się nieśmiało. Jednak po chwili
gdy otworzył menu „kopara” mu opadła. Ceny posiłków były ogromne. Odstawił menu
i spuścił wzrok. Nie stać go tu było nawet na szklankę wody, aż strach pomyśleć
ile kosztował go ten apartament, w którym mieszkają.
- Akai, malutki co się stało? –
zapytał Matt zaniepokojony zachowaniem chłopca.
-
Co? Oh nie, nic nic. – powiedział szybko uciekając wzrokiem.
- To ja pójdę porozmawiać z kelnerem-
powiedział ojciec zostawiając ich samych, by mogli porozmawiać swobodnie.
- Teraz mi powiesz? – spytał
mężczyzna patrząc na niego z troską.
- No bo… No bo to menu, te ceny…
Tu wszystko jest takie drogie. – powiedział cichutko zagryzając dolną wargę.
- Oh, tym się nie martw się.
Proszę niczym się nie przejmuj – uśmiechnął się zachęcająco. – Chce byś dzisiaj
wieczorem dobrze się bawił i nie myślał o niczym. Nie patrz na cenę, wybierz co
tylko zechcesz. Jeszcze stać mnie aby sprawić sobie i bliskim mi osobom trochę
przyjemności – puścił mu oczko.
- W- więc deser też mogę zamówić?
– spytał nieśmiało uśmiechając się delikatnie do blondyna.
- Tak malutki. Jak najbardziej –
atmosfera została rozładowana, ten właśnie moment wybrał sobie mężczyzna, by
wrócić do stolika wesoło gawędząc sobie z kelnerem.
- Ten pan poleca nam dzisiaj
włoską kuchnie. Co powiecie na risotto ? – spytał John zacierając ręce.
- Risotto? – spytał nieśmiało
chłopiec patrząc na ojca swojego szefa.
- Nie wiesz? Oh to musisz
spróbować. 3 duże porcję i wino, czerwone
– powiedział z uśmiechem, by po chwili spojrzeć na chłopca.
Kolacja mijała im w miłej
atmosferze, jednak Akai w pewnym momencie poczuł się senny. Intensywny dzień w
pracy dał mu się we znaki.
- A-ale deser! – chciał protestować
ziewający chłopiec.
-Nie martw się, przyniosę ci go
do pokoju. Idź się połóż – uśmiechnął się do niego łagodnie.
- Tak Akai, Matt ma rację. A co
do deseru. Jutro zabiorę cię na pyszne lody. Założę się, że mój syn pozwoli ci
na nieco dłuższą przerwę w pracy –John wstał i przytulił delikatnie chłopca.
- Dobranoc smyku. – chłopiec był
zaskoczony tak ciepłym traktowaniem. Nie mógł się nie uśmiechnąć na ten gest.
- Dobranoc panie John, Matt –
chłopiec wrócił do pokoju zostawiając mężczyzn samych.
-Co zamierzasz Matty? – spytał ojciec
patrząc na niego uważnie. – To dobry chłopiec. Jesteś moim synem i jesteś
dobrym szefem, ale pamiętaj, że to tylko dziecko, nie możesz… -jednak nie
dokończył, bo wtrącił się Matt.
- To nie tak tato. – westchnął
cicho.- Przyszedł na rozmowę, nie miał gdzie się podziać. Jego kamienica
zostanie zburzona, wylądowałby na ulicy. Nie mogłem go tak zostawić. Poza tym
to nie tak jak myślisz. Lubię go, chce go chronić, ale jak młodszego brata – uśmiechnął
się czule. – On mnie potrzebuję. Nie zostawię go – spojrzał prosto w oczy ojca,
który westchnął, by po chwili uśmiechnąć się ciepło.
- Dobry z ciebie chłopak Matty.
Skoro tak, to nie zostaje mi nic innego jak go adoptować. Malec nie ma gdzie się
podziać, a nie może wiecznie mieszkać z tobą w apartamencie. On potrzebuje
prawdziwego domu. – powiedział dopijając
wino .
- Chcesz go adoptować?!- nie żeby
ten pomysł mu się nie podobał, ale na pewno ojciec go zaskoczył.
- Oczywiście decyzja należy do
niego, ale tak. To dobry chłopiec, nie da się go nie lubić. Na pewno sam to zauważyłeś. Jest jak wiosna, radosny i ciepły. Polubiłem go i widzę, że ty także chcesz dla niego jak najlepiej. Jutro z nim porozmawiam. – powiedział John. Rozmawiali jeszcze
chwilę, by w końcu rozejść się, każdy do swojego apartamentu.
Matt automatycznie położył się
koło chłopca, jednak nie mógł zasnąć. Cały czas myślał o tym co powiedział mu
ojciec. Czy to wszystko nie dzieję się trochę za szybko? Z drugiej jednak
strony ufał chłopcu, i od razu pokochał go jak młodszego brata. Miał mętlik w
głowie. Czy Akai się zgodzi? A co jeśli nie?
Westchnął chowając twarz w poduszce. Po chwili wszystkie rozmyślenia poszły w
niepamięć, gdy chłopiec przekręcając się na drugi bok, wtulił się w niego
mrucząc pod nosem jak kociak.
- Akai, mój młodszy braciszek –szepnął
cicho i ucałował jego czoło. Podobała mu
się ta wizja. Będzie go chronił, kupował prezenty i pocieszał w trudnych
chwilach. Będzie idealnym starszym bratem! Z takimi myślami zasnął tuląc do
siebie chłopca.
…………………..
Następnego
dnia, czas lunch’u.
- Panie Bayen! – do jego gabinetu
wpadł Akai uśmiechając się delikatnie.
- Idę na przerwę, przynieść panu coś
z miasta? – spytał luzując krawat pod szyją.
- Nie Akai, dziękuję. Baw się
dobrze i nie zjedz za dużo lodów. Wróć za 2 godzinki dobrze? – Matt wstał i zawiązał
mu ponownie krawat.
- Możesz go zdjąć dopiero jak
wyjdziesz- potargał mu włosy i popchnął w stronę wyjścia.
Blondynek pokazał mu język i jak zawsze pędem umknął z gabinetu,
pocałował w przelocie Mary w policzek i wyszedł przed budynek, gdzie czekał już
na niego pan John.
- Gotowy na najlepsze lody w
Tokio? – uśmiechnął się dobrodusznie do malca i wsiedli do firmowego samochodu.
Chłopiec poznał trasę od razu.
- Jedziemy do parku Ueno! –
powiedział z uśmiechem, na co mężczyzna przytaknął delikatnie głową.
- Pewien starszy pan 3 dni w
tygodniu stoi tam ze swoją budką z lodami. Lepszych lodów niż te u pana Tayamy
to nie ma – powiedział z uśmiechem. John Bayen gdy uśmiechał się w ten sposób,
wyglądał o 10 lat młodziej. Wyglądał wtedy jak Matt. Byli idealną kopią. Obaj
jasnowłosi, dobrze zbudowani, te same rysy twarzy, te same nawyki, np. przeczesywanie
włosów w geście irytacji. Akai zachichotał cicho. Jaki ojciec, taki syn.
- Park Ueno, to jeden z największych parków w Tokio,
bardzo lubię tam chodzić, ale znajduje się we wschodniej dzielnicy miasta, to
dość daleko od firmy. – spojrzał na mężczyznę uważnie.
- Owszem,
ale sam dobrze wiesz, że warto – odpowiedział mężczyzna tarmosząc mu włosy.
W końcu
dojechali na miejsce. Wysiedli z samochodu i spacerkiem ruszyli przez park.
- Matt
opowiedział mi o tym co się wydarzyło. Musiało ci być ciężko samemu – powiedział
nie patrząc na chłopca.
- T-trochę
tak, ale na szczęście pan Matt przyjął mnie do pracy – powiedział cicho chłopiec.
- Ah tak,
słyszałem od Mary – zaśmiał się i spojrzał na niego ciepło.
- Byłeś
bardzo dzielny, ale teraz już nie musi tak być. Jeśli wyrazisz zgodę, już nigdy
nie będziesz sam – powiedział zatrzymując się i patrząc na chłopca uważnie.
- Zgoda?
Ale na co? O czym pan mówi? – nieco zdezorientowany Akai zamrugał kilka razy
wpatrując się w John’a.
-
Usiądźmy – wskazał na ławkę.
- Wiem,
że to nagłe. Dopiero nas poznałeś. Matt’a i mnie. Jednak obaj zgadzamy się w tej
sprawie. Potrzebujesz rodziny Akai, a Matt zawsze chciał młodszego brata. W
sumie, już cię tak nawet traktuję – powiedział śmiejąc się cicho.
- C- Czy
pan ma na myśli, to co myślę, że pan ma? – spytał oszołomiony chłopiec. Oni
chcieli mu zapewnić rodzinę. Nie! Oni chcieli BYĆ jego rodziną.
- Wiem,
że to nagłe. Znam cię kilka godzin, ale ufam swojemu synowi.
Przemyśl to. Nie musisz się spieszyć. – uśmiechnął się do zaskoczonego chłopca.
- Ja,
tak, d-dobrze. Zaskoczył mnie pan – powiedział cichutko zerkając na niego
niepewnie.
-
Przepraszam, że nasza wyprawa na lody tak się zaczęła, wiem, że to trudna
decyzja. Ale spokojnie, najpierw pozwolimy ci się poznać i mam nadzieję, że ty pozwolisz się także nam poznać. Gdy
będziesz gotów, dasz mi odpowiedź. Nie stracisz pracy jeśli nie zgodzisz, nie o to nam chodzi, by cię do czegoś zmuszać. Chcemy po prostu abyś został z nami – powiedział John wstając z ławki i wyciągając
do niego dłoń.
- Lody
czekają – uśmiechnął się zachęcająco. Akai miał mętlik w głowie owszem, ale
także czuł w środku dziwne ciepełko, którego nigdy wcześniej nie czuł. Ktoś
chciał się o niego troszczyć, kochać go, akceptować ze wszystkimi wadami, tak
jak to właśnie robi rodzina. Chłopiec uśmiechnął się szczerze do mężczyzny.
Chwycił jego dłoń i pociągnął w stronę budki z lodami.
- Lody
truskawkowe, nadchodzę! – zawołał śmiejąc się wesoło. Dzięki Matt’owi widział
małe światełko w tunelu na lepsze życie, pełne miłości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)