niedziela, 28 lipca 2013

Dwa Światy 2



Hey kochani! 
Zapraszam na 2 rozdział nowego opowiadania :) Mam nadzieję, że się wam spodoba... niooo a przynajmniej spodoba na tyle, że może coś skrobniecie pod tekstem :) 
Ostatnio coraz więcej  z was komentuje rozdzialiki, co mnie niezmiernie cieszy:)
Czy pod tym rozdziałem również tak będzie? Zostawicie komentarzyk? ;3
No nic, już nie zatrzymuję, zapraszam do czytania...... i komentowania :D


Rozdział 2


Trzy postacie spojrzały na siebie by po chwili rozejść się, każda w innym kierunku.  Musieli znaleźć jak najszybciej mroczną energię. Im dłużej mroczna energia przebywała tutaj, tym trudniej było ją odesłać. Mikael leciał wysoko nad budynkami rozglądając się uważnie. On sprawdzał południową część miasta, Mirel zajął się wschodnią i północną, a Kami zachodnią częścią. Tym razem mieli utrudnione zadanie, gdyż im demon słabszy, tym trudniej go wyczuć czy zauważyć. 

- Macie coś ? – warknął zły Mikael lądując w umówionym miejscu zbiórki – czyli w starym, opuszczonym parku.
- Niestety nie – westchnął Mirel, a Kami westchnął cicho. Krążyli już nad miastem od dobrych kilku godzin. Jednak nic nie znaleźli.
- Może Jeremy się pomylił? – podsunął nieśmiało Kami, lecz wiedział, że anioł nigdy się nie mylił.
- Kami, dobrze wiesz, że to niemożliwe – odezwał się Mirel uśmiechając się delikatnie.
- Po prostu musimy obniżyć lot i przeszukać miasto jeszcze raz – powiedział nagle Mikael przeczesując swoje blond włosy. Nie był zadowolony, że poszukiwania się przedłużają, lecz nie było teraz czasu na nerwy.
- Ruszajcie. Za 3 godziny zbiórka – Mikael wzbił się w powietrze zostawiając przyjaciół.
- Myślisz, że bardzo jest zły ? – spytał Kami chichocząc cicho.
- Oj tak, bardzo – zaśmiał się otwarcie Mirel. Po chwili cmoknął „przyjaciela” w policzek.
- Uważaj na siebie Kami – puścił mu oczko i wzbił się w powietrze.  Kami uśmiechając się szeroko ruszył w swoją stronę.  On i Mirel… sam nie był pewny co jest między nimi. Po prostu… byli sobie bliscy. Młodszy anioł pokręcił głową, musiał skupić się na pracy. 

……………….

Blond włosy anioł szybował zwinnie omijając ludzi. Oczywiście byli dla śmiertelników niewidoczni, lecz w razie potrzeby, mogli przybrać ludzką postać jeśli sytuacja tego wymagała.
Mikael rozglądał się uważnie, aż nagle zatrzymał się. Czuł w powietrzu mroczną energię, lecz to nie ona go  zaniepokoiła…  lecz łacińska formuła, która pojawiła się w jego głowie, w tym mieście była tylko jedna osoba, która ją znała.

- Richardson! – warknął anioł. Po  chwili wylądował kilometr dalej w ciemnym zaułku, gdzie zobaczył egzorcystę i …. No właśnie. Nie tego się spodziewał. Sądził, że zobaczy potężnego demona, jak ostatnio. Gdy walczył z samym następcą tronu, lecz teraz? Miał przed sobą, małą, kruchą postać. Czarne włosy były teraz w nieładzie,  czarne skrzydełka poszarpane, a granatowe oczy szeroko otwarte z przerażenia, chłopak był tak słaby, że nawet nie wyczuł jego anielskiej aury….. lecz nie było teraz na czasu na rozmyślania.  Może i chłopiec był demonem, ale było to tylko dziecko, które wpadło w tarapaty. Mikael zazwyczaj był zimny, inni czuli przed nim respekt, był pożądany nie tylko przez kobiety ale i mężczyzn. Nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Był bardziej outsiderem, samotnikiem, jedynie Kami i Mirel, których znał od małego byli w stanie go przy sobie utrzymać, a z czasem nawet zostać jego najlepszymi przyjaciółmi… ale Mikael był  w końcu aniołem..  Nie pozwoli, by komuś działa się krzywda.
Teraz ta mała, czarnowłosa istotka potrzebowała pomocy. Oni – aniołowie, odsyłali demony z powrotem, natomiast Richardson zabijał je. Nie na tym polegała równowaga pomiędzy piekłem i niebem. Musiał jak  najszybciej zabrać stąd chłopca.

………

Pół godziny wcześniej …..

Zafascynowany światem ludzi, Liam schował swoje piękne, czarne skrzydełka i ruszył najpierw nieco powoli i niepewnie przed siebie, by po chwili biegać i robić ludziom małe psikusy, jak na przykład: wytrącanie torebek z rąk, podstawianie nogi i ciągnięcie za włosy. Mały demon nie spodziewał się, że jego sielanka zostanie tak nagle przerwana. 

……………..

Artur Richardson przez ludzi był uważany, za człowieka niespełna rozumu. Czterdziestoletni mężczyzna jednak się tym nie przejmował. Miał misję do wykonania. Według niego było nią zabijanie demonów i innych ciemnych mocy, które pojawiały się na ziemi. Mało kto otrzymywał dar wyczuwania życiowych jak i pozaziemskich energii. Niestety Artur  taki dar otrzymał. Gdy był małym chłopcem, jego mocą zainteresował się pewien ksiądz, dzięki któremu Artur był teraz najlepszym egzorcystą w kraju.

Mężczyzna miał na głowie ostatnie demony, które się pojawiły, więc na początku nie zwrócił uwagi na słabą, demoniczną energię. Jednak demonek sam się wkopał. Artur stał się jedną z wielu osób, którym Liam wywinął mały kawał. 

Niczego niespodziewający się demonek, nie zwracał uwagi na otoczenie, a tym bardziej na innych ludzi. Był w pełni przekonany, że nikt go nie widzi. Jednak nie wiedział, że na ziemi są ludzie tacy jak Artur, którzy są w stanie go skrzywdzić.
Liam był już zmęczony wycieczką więc zatrzymał się w ciemnej uliczce. Nie bał się takich miejsc, tym bardziej, że przecież nikt mu nie zagrażał…. Prawda?
Nagle demon usłyszał cichy szept, z którego wyłapał kilka łacińskich słów,… słów modlitwy! Liam nie wiedział co robić. Nie mógł się ruszyć. Spojrzał ze strachem na mężczyznę przed sobą. Liam nie był głupi, wiedział co oznacza zakończenie formułki, a ta jak na złość zbliżała się do końca.
Liam wrzasnął, gdy jego ciało stanęło w czarnych płomieniach. Z jego szeroko otworzonych, z przerażenia oczach spływały łzy bezsilności. Czuł jak powoli jego ciało, niczym dym, kawałek po kawałku rozwiewa się.
Czy to miał być jego koniec? Malec tak bardzo żałował, że nie został w domu, że nie posłuchał Ojca, który miał rację…. Był za słaby, za mały by poradzić sobie na ziemi.
Liam był już przygotowany na śmierć, już miał usłyszeć ostatnie zdanie formułki, lecz …. Tak się nie stało. Płomienie nagle ustały, a on osunął się na ziemię omdlały z bólu. Jedyne co zdążył zauważyć to rozmazana postać mężczyzny, po czym stracił przytomność.

……………….

Mikael nie myśląc za wiele, zrobił coś, czego Zbawca nie pochwala, lecz anioł się tym nie przejmował. Ważne było to, że nikt nie mógł się do niczego przyczepić.
Anioł złożył ręce jak do pacierza i przymknął oczy. Po chwili jego postać pojaśniała jeszcze bardziej, aż w końcu stanął przed mężczyzną w pełni widoczny. Bez skrzydeł, bez aureoli… 

- Ty! – warknął egzorcysta zły. Już nie raz ten anioł przerywał jego „egzekucje” na demonach.
- To demon. Zasługuje na śmierć! Nie masz prawa mnie powstrzymywać – warknął Artur chcąc ponowić łacińską formułkę.
Lecz zanim się obejrzał anioł stał przed nim wymierzając mu cios prosto w szczękę.
- Nie ty masz prawo osądzać innych, - powiedział anioł wykonując ostatni cios w brzuch mężczyzny posyłając go na ziemię.
Anioł westchnął głośno. Co ten smyk robił na ziemi? Był pewien, że to nie Belial go wysłał. Był kim był, ale nawet on nie wysłał by dzieci na śmierć.

…………………..


Mirel i Kami od 20 minut czekali już w parku. Niepokoili się o przyjaciela. Czyżby jednak była to pułapka? Kami już chciał lecieć go szukać, gdy nagle obiekt ich zmartwienia stanął przed nimi z …. Małym chłopcem na rękach.

Tymczasem w piekle….

Władca nie lubił gdy jego najmłodszy syn się smucił więc postanowił zajrzeć do niego. Nie zapominając oczywiście o szklance ciepłego mleka z cukrem, które chłopiec tak uwielbiał.
- Liam? Mogę wejść? – nie usłyszawszy odpowiedzi, władca zmarszczył brwi. Zazwyczaj Liam krzyczał,  że… cytuje „ Idź do diabła i daj mi święty spokój !”– co Belial’a zawsze śmieszyło, bo przecież on nim był.  Jednak teraz nie uzyskawszy odpowiedzi zmartwił się. Czyżby jego syn, aż tak bardzo był na niego zły?
- Wchodzę – powiedział Bel i bez ceregieli wszedł do pokoju.  Lecz nikogo tam nie było.
- Liam? – spytał władca zaglądając do łazienki i do garderoby. Dopiero po chwili jego uwagę przykuła kartką na łóżku.



Tatusiu, wyruszyłem na Ziemię. Wiem, że będziesz na mnie zły, ale   zobaczysz, poradzę sobie. Jestem już dużym chłopcem. Nie martw się o mnie. Wrócę za kilka dni, gdy portal ponownie się otworzy.
Liam xxx


 Belial  opadł na łóżku i przeczesał dłonią przydługie czarne włosy. Czuł się winny. Powinien bardziej pilnować syna.
- Służba! – warknął, dawno nie był tak zły, chociaż bardziej można ,by powiedzieć, że umierał ze zmartwienia. Po chwili do pokoju weszła służka kłaniając się nisko.
- Tak mój Panie? – spytała pokornie.
- Zwołaj moich synów. Oczekuje ich za 10 minut w Sali tronowej! – warknął i mijając kobietę wyszedł z pokoju syna.

środa, 24 lipca 2013

The allies 11



 Hey hey hey <3
Co do pierwszego rozdziału  nowego opka. To chce parę spraw wyjaśnić.
Lucyfer może i jest władcą piekieł, ale nie u mnie.. Tak samo Belial... jest jaki jest, ale to dlaczego tak martwi się o Liam'a wyjdzie w praniu, więc teraz wam nie powiem. Belial jest ojcem, więc w moim opku będzie dobrym ojcem. 
To, że ktoś jest mroczny lub niebezpieczny, nie znaczy, że nie może się o kogoś troszczyć. No przynajmniej u mnie.  "Dwa Światy" będzie jakie będzie, ale będzie moje. Mam nadzieję, że wam się spodoba... no nic, na ten temat koniec... a teraz zapraszam na kolejny rozdział " The allies".

Aha,,, nie zapomnijcie komentować ;3




Rozdział 11


Draco miał naprawdę świetny humor, przez całą tą lekcje, do czasu gdy usłyszał za sobą ten okropny głos. Ginny czekała na jego Bliznowatego, i jeszcze miała czelność tak po prostu go pocałować? Och gdyby nie był dżentelmenem to na pewno podniósłby rękę na te dziewuchę, a tak tylko odsunął ją na bok łapiąc Harry’ego pod ramie i spojrzał z pogardą na młodą rudą.

- Zejdź mi z oczu rudzielcu, Potter jest mój, jasne? Więc z łaski swojej nie psuj mi dnia i humoru swoim nędznym widokiem – Draco wyciągnął wszak różdżkę ale jej nie użył, co jak co, ale to była dziewczyna, nie podniesie reki na dziewczynę, duma mu niestety na to nie pozwalała.
- Chodź Harry, mamy zebranie w Pokoju Wspólnym Domu Węża. Chodzi o te Gryffońskie szuje, musimy cos zrobić by je uciszyć, zwłaszcza niektóre wredne dziewuchy.... – warknął zimno Draco.
 Zaskoczony Harry spojrzał na Draco a potem na dziewczynę po czym z delikatnym uśmiechem przeczesał jego włosy.
- Dzięki Draco – szepnął brunet.
Ginny zapowietrzyła się, Harry należy do niej, nikogo innego! Ona już pozbędzie się  Malfoy’a, i już wiedziała kto jej w tym pomoże.

Harry odszedł razem z blondynem. Brunet szedł ze spuszczoną głową. Czy ona nigdy nie odpuści? Ile razy ma ją upokorzyć by dała mu spokój?
Harry westchnął głośno, ale gdy spojrzał na twarz Draco na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

………………………………………………..

Po zajęciach, Harry dostał wiadomość od Hagrid’a, zaskoczony ale i ucieszony siedział na łóżku i czytał.
- Draco ? Pójdziesz ze mną do Hagrid’a? – poprosił brunet. Jednak gdy Draco nie zgodził się, wzruszył ramionami. Nie był na niego zły, wiedział, że Draco i Hagrid nie przepadając za sobą.
- Wrócę niedługo po kolacji, przyniesiesz mi do sypialni gorącą czekoladę? - uśmiechnął się Harry prosząco, po czym zrobił coś co zaskoczyło również i jego. Pocałował blondyna w policzek! Zawstydzony swoim zachowaniem Harry wręcz wybiegł z pokoju Ślizgona.

Draco był zaskoczony tym całusem, ale to było naprawdę miłe , tak miłe, że poprawiło mu całkowicie humor, dzięki czemu do końca dnia nucił coś pod nosem robiąc swoje lekcje.
 Dopiero gdy Harry opuścił lochy, szedł już spokojnie, lecz gdy dotarł do Głównego Wyjścia, ktoś rzucił na niego Drętwote. Potem wszystko mu się urwało.
Gdy Harry długo nie wracał blondyn i jemu z nudów rozwiązał zadania. Lecz gdy wybiła godzina ciszy nocnej, Draco zaczął się poważnie niepokoić. Już się ubierał by iść go szukać gdy przez okno wleciała sowa z wiadomością..


"Jeśli chcesz odzyskać Harry'ego Pottera przyjdź na błonia koło stodoły Hagrid’a, - sam. Chyba, że chcesz by coś niemiłego mu się przydarzyło"


Na tym list się kończył.
- Ginny............ – warknął blondyn pod nosem i zgniótł kartkę w dłoni. Draco uzbroił sie w różdżkę i kilka rożnych flakoników, prezenty od Indiańskich Szamanów, i tak przygotowany wyszedł do wskazanego miejsca przy oborze Hagrid’a na błoniach.
- Jestem! Nie bawcie sie ze mną, jasne? Oddajcie mi Harry’ego po dobroci albo naprawdę inaczej sobie porozmawiamy - powiedział zimno Draco w przestrzeń rozglądając się uważnie. 

 Harry siedział związany w kącie, a przed nim stała,,… Tak nie miał omamów. To była Ginny! W dodatku nie sama…. byli z nią Ron i Hermiona, która jako jedyna stała bardziej z boku i nie odzywała się.
- Mówiłam ci, że należysz do mnie - powiedziała przesłodzonym głosem dziewczyna, a Ron uśmiechnął się szyderczo miał w końcu okazję przywalić swojemu byłemu przyjacielowi, ,, moment przyjacielowi? To rodzice kazali mu się z nim zaprzyjaźnić. Wszyscy mieli nadzieję, że Wielki Chłopiec Który Przeżył, ożeni się z  Ginny, a ich pozycja społeczna się poprawi, tak samo jak i zwiększy się liczba zer na ich koncie.
Ron zamachnął się i wymierzył mu prawy sierpowy, po czym słysząc wołanie wyszli zostawiając go samego z Hermioną.
Najgorsze było, że Harry znał ten głos... Draco!! Przerażony zaczął się szarpać, jeśli coś mu się stanie……
- Proszę proszę, jednak się pojawiłeś - prychnęła Ginny. Ron w tym czasie z drugiej strony poszedł do drzwi od obory.
- Wiesz, już od dawna denerwujesz mnie, odbierasz mi mojego Harry'ego - pisnęła zła.

Na Merlina jak ta pieprzona dziewczyna go niemiłosiernie wkurwiała! No doprawdy jak można być takim.....nie wypowie się…., No ale żeby mieć tak nierówno pod sufitem? Poważnie, to straszne i nawet Draco zrobiło się ich żal, i dziewczyny i jej głupkowatego braciszka, razem nie byli warci złamanego knuta.
- A teraz za to zapłacisz - zaśmiała się zimno dziewczyna. Ron po chwili uchylił drzwi i na miotle, którą miał szybko wzbił się w powietrze, gdzie podleciał po Ginny i wznieśli się w górę.
- Żegnaj Malfoy -  warknął Ron,

Z obory wyleciał rozjuszony Kwintoped a było to bardzo niebezpieczne stworzenie mięsożerne. Wyjątkowo rozsmakowało się w ludziach. Jego wyjątkowo nisko zawieszony tułów, podobnie jak pięć nóg, z których każda zakończona była zdeformowaną stopą, porośnięte były grubą, czerwonobrązową sierścią. Hagrid pokazywał im go ostatnio na zajęciach, oczywiście był bardzo dobrze zamknięty i po jutrze miał wrócić na wyspę Posępną. Stworzenie widząc Draco ruszyło na niego z głośnym warknięciem.

 Tym czasem w małej chatce obok Hermiona wpatrywała się w Harry'ego, po dłuższej chwili nie wytrzymała, poluzowała jego więzy i uciekła biorąc miotłę.
Czarnowłosy po 5 minutach w końcu był wolny, widząc swoją różdżkę na ziemi obok wiedział już, że to Miona ją zostawił, wybiegł z chatki, a widząc pędzące stworzenie na blondyna niewiele myśląc wycelował w nie różdżkę.
- Conjunctivitus !!! - krzyknął, jednak zaklęcie oślepiające niewiele dało na to stworzenie, teraz zwróciło się w kierunku zielonookiego, który stał jak spetryfikowany, nie mógł się ruszyć.

Draco był przygotowany na to wielkie bydle,,,,, no, może nie na to, ale na jakąś zasadzkę i też sie wiele nie pomylił. Blondyn wyjął z kieszeni jeden z flakoników i wtedy jakieś zaklęcie przeleciało tuż obok jego głowy.
- Harry! Na Merlina, idioto chowaj sie -  Draco warknął i podbiegł szybko by zasłonić Potter’a sobą, w tej samej chwili otworzył flakonik i wylał kolorową ciecz na tego potwora, który zaczął się... rozpuszczać, by potem spłonąć doszczętnie a Malfoy mógł w końcu zając się Harry’m. Blondyn pociągnął przerażonego Potter’a za rękę, za oborę gdzieś w bezpieczne miejsce. Z tyłu dobiegło ich jeszcze kilka żałosnych jęków i pisków, aż w końcu zwierze padło zostawiając po sobie kupkę kolorowego prochu.
- Czekaj tu na mnie. – poprosił blondyn wracając do drzwi obory, by zebrać proszek do fiolki. Za każdym, razem gdy zabije się nim jakieś potężne, magiczne zwierze, mikstura stawała się silniejsza. Teraz wystarczy ją tylko zagotować w gorącej wodzie i znów będzie gotowa do użytku. 

Harry był w szoku, dalej nie wiedział co się dzieję. Szumiało mu w głowie, nie mógł racjonalnie myśleć.
Jednak po dłuższej chwili wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Wściekły wstał i zaczął rzucać zaklęcie gdzie popadnie.
Miał napad szału, cały ten stres, strach i żal w końcu znalazł swoje ujście.
Wycieńczony padł na trawę.

Draco przyglądał mu się jak rzuca w napadzie szału zaklęcia, jedno za drugim. Nie przeszkadzał mu, nie przerywał, wiedział, że Potter tego potrzebuje.
Gdy Harry w końcu zauważył blondyna, nie myśląc wiele rzucił mu się na szyję.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest -szeptał drżącym głosem brunet.
- Przepraszam Draco, to moja wina, -Harry spuścił głowę.
- Gdy pomyślę, że z mojej winy mogło ci się coś stać -zielonooki pokręcił głową i zagryzł mocno wargę. Gdy odsunął się od Draco, poczuł, że nogi ma jak z waty więc ponownie osunął się na trawę.
- C…co teraz? – szepnął Harry. Nie sądził, że jego byli przyjaciele są zdolni do czegoś takiego. Do narażania życia innych,,,,, już nie ważne, że jego…. Był tu też Draco… Co tu dużo myśleć…. Chcieli ich po prostu zabić.
- Zgłosimy to dyrektorowi,  co jak co ale jego plan chyba nie wypala, jeśli chodzi o zjednoczenie domów. – Draco podał mu dłoń i sprawdził czy Harry trzyma się prosto.
- Zgłosić? Oczywiście, jeśli dyrektor ich nie ukaże ja to zrobię – warknął brunet.
- Potter trzęsiesz sie jak galareta,.... I co ja mam z tobą zrobić? Zostawić tu tak? Eh... milcz i nikomu ani slowa – dodał Draco szybko chowając różdżkę i wziął go na ręce przytulając do siebie, by chociaż ten kawałek zanieść bruneta do zamku.

Zaskoczony brunet spojrzał na Draco, gdy ten wziął go na ręce. Harry z przyjemnością wtulił się w niego.
- Przepraszam Draco, z,za wszystko – Harry nie patrzył na niego, nie mógł. To była jego wina, naraził blondyna.
Gdy doszli do zamku Draco sprawdził czy z  Potter’em wszystko w porządku  po czym postawił go na ziemię.
- Stoisz? Możemy iść? Kurcze szkoda, że nie masz przy sobie  peleryny niewidki, w lochach często kręcą się prefekci..... – powiedział blondyn cały czas uważnie przyglądając się brunetowi.

- Tak dam radę – szepnął Harry, szedł powoli podtrzymując się  ramienia blondyna. Już prawie byli przy wejściu gdy dobiegł ich chłodny głos.
- Potter - warknął Snape patrząc się to na jednego to na drugiego.
- Ktoś mi powie co robicie poza pokojem po ciszy nocnej ? – Nietoperz skrzyżował ramiona na piersi mrużąc oczy.
- No słucham ?! – Severus uśmiechnął się zadowolony, widząc szok i strach w oczach Złotego Chłopca.

Draco podejrzewał, że biedny Potter nie powie ani słowa. Nie po tym co się stało, przecież brunet jeszcze się trzęsie, a każą mu mówić? Dlatego Draco odpowiedział za niego, oczywiście uniósł głowę, by pokazać, że się nie boi, wyprostował się dumnie i napuszył niczym paw.
- Panie profesorze pan Potter został dzisiejszej nocy porwany, napuszczono na nas krwiożercze, mięsożerne zwierze, które niestety musiało zginać. Oczywiście w ramach samoobrony, teraz wracamy do dormitorium. Przepraszamy, że nie udało nam sie wrócić przed ciszą nocną – wyrecytował blondyn patrząc Mistrzowi Eliksirów w oczy.
- Jakieś dowody, panie Malfoy? – spytał Snape lustrując Potter’a uważnym, ale chłodnym spojrzeniem.
Blondyn sięgnął po różdżkę i zaklęciem przywołał list z szantażem i pokazał ją dyrektorowi, który pojawił się znikąd oraz profesorowi Snape'owi żeby wiedzieli, że nie kłamią.
- Właściwie ten list dostałem po 22.  Grupa Gryffon’ów też była wtedy poza swoim dormitorium, jeśli czeka nas kara, ich tez proszę w niej uwzględnić – powiedział zimno Draco. 

 Harry nawet nie zauważył kiedy pojawił się dyrektor. W tym momencie dalej nie kontaktował. Został zaprowadzony przez Snape'a do pani Pomfrey, a Draco został zmuszony iść za dyrektorem do jego gabinetu, gdzie przebywała cała trójka Gryffonów oraz rodzice Weasley'ów.
Harry dostał środek nasenny po którym od razu odpłynął.

Tym czasem w gabinecie Dyrektora, pani Weasley zdenerwowana, zwalała całą winę na Ślizgon’a  i Potter’a.
- Moje dzieci są niewinne, oraz ta biedna dziewczyna też! Założę się, że to był pomysł tego wstrętnego Potter'a,. To przez niego moje dzieci ciągle są w niebezpieczeństwie, a ten list, phi, przecież to świat czarodziei każdy mógł podrobić pismo biednej Ginny. – Kobieta teraz już krzyczała, zbliżyła się niebezpiecznie do Draco.
- Takich jak on już dawno powinno zamknąć w Azkabanie, wstrętny Śmierciożerca – warknęła wściekła pani Weasley.
- Wystarczy !!! - zagrzmiał głos dyrektora, w jego oczach zazwyczaj radosnych teraz pojawił się chłód, dopiero teraz można było zobaczyć jak bardzo jest potężny.
- Draco, wybacz, że musiałeś tego słuchać, teraz proszę idź do skrzydła szpitalnego, Pani Pomfrey cię  obejrzy. - Draco wychodząc mógł jeszcze słyszeć piski wściekłej kobiety i głos dyrektora.
- Skoro jesteś aż tak pewna ich niewinności Molly pozwól, że obejrzymy to w Myślodsiewni  - Dyrektor spojrzał na nią uważnie. Jak na zawołanie dołączył do nich profesor Snape.
To by było na tyle. Malfoy doskonale wiedział, że teraz wszystko się wyda. Cała prawda  o tym jak Rudzielce zaatakowali Harry’ego, a oni tylko się bronili. Draco zbiegł po schodach mijając chimerę przed wejściem do gabinetu dyrektora i ruszył prosto do skrzydła szpitalnego. Było juz grubo po północy, zamek święcił pustkami, ale pani Pomfrey jak zwykle była na chodzie. Blondyn wszedł do Sali, gdzie zgarnęła go natychmiast pielęgniarka, by go obejrzeć. Nie było tego dużo. Draco miał jedynie zadrapanie na policzku, które kobieta oczyściła i zakleiła na niej plaster.
- Mogę podejść do Harry'ego? – spytał blondyn patrząc uważnie na kobietę.
- A nie chcesz go dobić? – spytała nieco podejrzliwie pielęgniarka. To co się dzisiaj stało było tak nieprawdopodobne, że po prostu kobieta nie mogła tego przyswoić. To nie Ślizgoni narazili czyjeś życie a podobno szlachetni Gryffoni i do tego najlepsi przyjaciele Harry’ego. Mimo wszystko kobieta skinęła delikatnie głową pozwalając Draco zbliżyć się do bruneta.
- Nie. wręcz przeciwnie - blondyn zabrał krzesło i usiadł na nim przy łóżku czarnowłosego. Złapał go za rękę i pozwolił sobie na uśmiech i westchnięcie pełne ulgi.
- No Potter, to żeś znów nawywijał. Mają racje ludzie mówiąc, że przy Tobie wciąż sie sporo dzieje – Draco uśmiechnął się delikatnie.
- Mój Gryffo - głupek – mruknął pieszczotliwie Draco siedząc przy Harry’m dopóki pielęgniarka nie wmusiła w niego eliksiru i nie kazała położyć się na łóżku obok.

Harry gdy się rano obudził i zobaczył śpiącego Draco na łóżku obok. Poderwał się co zaowocowało mroczkami i karuzelą więc ponownie opadł na poduszki. Po chwili pojawiła się przy nim pielęgniarka podając eliksir wzmacniający, oznajmiając, że zaraz dostaną śniadanie i będą mogli iść do siebie.
Gdy Pomfrey skończyła z czarnowłosym obudziła Malfoy’a i także podała mu eliksir.
Harry siedział ze spuszczoną głową, dalej nie mógł uwierzyć  w to co się działo. Zapewniali, go, że już na zawsze będą przyjaciółmi, ich rodzice zapraszali go do siebie, wysyłali prezenty, ściskali, a to wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem.
Harry w tym momencie czuł jak coś w nim pękło….. Tyle lat wierzył w coś co nie istniało.
Śniadanie które podała im pielęgniarka zostało nieruszone po czym wziął rzeczy i na chwiejnych nogach poszedł do pomieszczenia obok, gdzie była łazienka i wziął szybki prysznic i ubrał się.
Nie odzywał się, nie miał siły udawać, że wszystko jest w porządku.

Draco za to z apetytem zjadł śniadanie. Nie przerywał tej ciszy, tylko uważnie obserwował każdy ruch młodego Potter’a, jakby chciał sprawdzić kiedy w końcu zielonooki wybuchnie. W końcu jednak sam blondyn nie wytrzymał.
- No dalej Harry, rozwal coś, wykrzycz się. Wiem, że tego chcesz. Co było już nie wróci, wiesz....? Ale....em... – Draco nie wiedział czy powinien to mówić czy tez nie, wyjdzie na mięczaka!
- Granger. pomogła Ci, wiem to. Jej nie spisuj na straty, w gruncie rzeczy to inteligenta dziewczyna, zna sytuacje i potrafi na spokojnie wszystko przemyśleć i ocenić. Po prostu rudzielców jest więcej i na nią naciskali.- powiedział spokojnie blondyn.

Jednak Draco znał go za dobrze, czytał z niego jak z otwartej księgi. W jego oczach pojawił się ogień, odkąd tylko otworzył oczy miał ochotę rzucać zaklęciami gdzie popadnie, albo najzwyczajniej w świecie coś rozbić.
Słysząc o Hermionie, Harry spojrzał na niego, był zdolny do delikatnego skinięcia głową.

 -Chodź tu  baranie – dodał nagle blondyn podchodząc w końcu do bruneta. Draco pociągnął go za ręce do siebie i mocno przytulił.
-  Może wagary? Jeden dzień, nikt nie będzie nam miał tego za złe po nocnych zdarzeniach  - spytał Draco ściślej obejmując bruneta.
 Harry bardzo ochoczo wtulił się w niego zaciskając mocno dłonie na jego koszulce. Z trudem powstrzymywał łzy, czuł się zdradzony.
Miał ich za rodzinę, ale jednak, okazali się jeszcze gorsi niż Dursley'owie.
- T,tak - powiedział w końcu Harry.
- Wagary to dobry pomysł, - brunet nie chciał nikogo widzieć, teraz chciał tylko by Draco przy nim był.

Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł do sali Dyrektor z winowajcami wczorajszych zdarzeń, zielonooki spiął się i nie przejmując się niczym schował twarz w koszuli blondyna.
- Nie chce ich widzieć. Nie chce,…. Niech sobie idą - szepnął cichutko zielonooki mocniej uczepiając się  Draco.
  Blondyn przesunął sie tak by zasłonić Potter’a swoim ciałem, odgrodzić go od zbliżającej sie grupy. Draco pogładził go po plecach delikatnie.
- Nic się nie bój Potty, zaraz sobie pójdą. – Draco szepnął do roztrzęsionego bruneta i pocałował go delikatnie w skroń by go uspokoić, dodać otuchy i oświadczyć wszystkim żeby nie próbowali teraz się zbliżać, by dali im spokój.
- Panie dyrektorze, Harry wciąż jest roztrzęsiony, potrzebuje spokoju. Chce go zabrać do naszego pokoju, mam nadzieję, że to pan uszanuje – Draco trzymając chłopaka w objęciach spojrzał na starego Drops’a porozumiewawczo, licząc na to, że dyrektor zrozumie, że lepiej teraz Harry’ego nie nachodzić, bo jest w takim stanie, że zdolny jest komuś zrobić krzywdę.
Wszyscy patrzyli na nich, a Draco nie zamierzał odpuszczać. Twardo spojrzał na Dumbledore'a i dzieciaki za jego plecami.
 Harry zacisnął mocno powieki, nie chciał ich widzieć, chciał tylko spokoju, czy to tak dużo?

Harry w końcu sam spojrzał w oczy Dumbledore'owi po czym spojrzał na winowajców, którzy wcale nie wyglądali na skruszonych no chyba, że Hermiona. Ale i tak nawet jeśli się za nią wstawi to ich przyjaźń się skończy, chociaż czy kiedykolwiek w ogóle istniała? Miał ochotę się zaśmiać z własnej głupoty.
Dyrektor widział, te wszystkie emocje w jego oczach. Skinął więc głową.
- Dobrze, możecie odejść ale chce tylko powiedzieć jakie konsekwencje dostali za swoje czyny. - powiedział nadzwyczaj chłodno dyrektor.
- To ich ostatnia noc w tej szkole, jutro już nie będą uczniami Hogwartu - powiedział patrząc na Draco.
Kara za narażenie życia uczniów, niezbyt wielka, bo mogą iść w końcu do innej, ale zawsze coś, nie będzie musiał ich oglądać.
Harry szepnął na ucho Draco.
- Co z Hermioną? W,,, Wstawić się z za nią? - głos mu drżał, Harry już sam nie wiedział co robić.
 - Ciiiii, załatwię to. – Draco odszeptał mu na ucho i pomógł dojść jeszcze do łóżka, by usiadł i dokończył zbieranie swoich rzeczy, po czym zwrócił sie do dyrektora.
- Dziękuje profesorze Dumbledore, mam nadzieje, że Hagrid też nie zostanie pociągnięty w to bagno, bo w końcu zginął zwierzak, którego on tylko wypożyczył.... Nie chciałem go zabijać, no ale zaatakował nas... – blondyn odwrócił na chwile wzrok, czasem naprawdę świetnie potrafił grać zmieszanie, strach i krępacje przed kimś starszym bądź wyżej postawionym. Oczywiście to tylko była świetna gra aktorska, Draco najchętniej skakałby ze szczęścia, że rudzielec muszą opuścić szkole. Ciekawe czy zdołają jakoś sie dostać do Durmstrangu, chociaż pewnie bliżej mają do akademii dla dziewcząt we Francji. Fleur się ucieszy.... a Ron świetnie wyglądałby w sukience he he. Nie! Koniec…  musiał się opanować.
- Panna Granger była jedynie siłą wmieszana w całe zdarzenie panie dyrektorze, presja jaką na niej wywarli, bo w końcu zawsze robiła wszystko niby dla dobra Harry’ego...  nie sądzę jednak, by musiała zostać ukarana razem z pozostałą dwójką. Poza tym jest świetną uczennicą, to zaszczyt dla szkoły, gdy może szczycić sie takim absolwentem, niech jej pan nie wyrzuca  - powiedział spokojnie Draco, jednak nie spuszczał chłodnego spojrzenia z Hermiony. Robił to tylko dla Harry’ego.

Hermiona spojrzała na Draco jak na wariata, jednak nic nie powiedziała. Była w szoku, ze Malfoy się za nią wstawia.
Ron prychnął głośno i spojrzał zimno na Hermionę.
- To wszystko twoja wina, że nam nie wyszło, - warknął rudzieleć i popchnął ją. Gdy Dumbledore był zajęty zajmowaniem się Ron'em, Ginny ruszyła na Draco i Harry'ego.
- Gdyby nie ty, Harry byłby mój, cały majątek i sława, - warknęła Ginny.
- Zaszkodziłeś mi, a ja nie mam zamiaru ci tego darować - wyciągnęła różdżkę by rzucić klątwę.
Jednak nie zdążyła za wiele zrobić, Dumbledore bez problemu obezwładnił dwójkę rodzeństwa  i rzucił na nich drętwotę. Niedozwolone przez nauczyciela, a tym bardziej dyrektora, ale to było konieczne.
- Ja się już nimi zajmę,- powiedział dyrektor i wyszedł.
Draco odprowadził spojrzeniem pełnym jadu i nienawiści rodzeństwo.
Hermiona została pociągnięta przez panią Pomfrey na drugi koniec Sali, gdzie opatrzono jej rozciętą wargę, i przyłożono lód do policzka.

Harry niewiele myśląc zabrał rzeczy i wypadł z sali biegnąć przed siebie. Zatrzymał się dopiero przed wejściem do lochów, powiedział hasło i zamknął się w pokoju Blaise'a. Nikt bez jego pozwolenia nie mógł wejść ani wyjść.
Draco podszedł do Hermiony, lekko sie zawahał ale w końcu uścisnął jej dłoń.
- Dzięki, pomogłaś nam , jemu pomogłaś. Naprawdę dziękuje, Granger. Odwdzięczę sie kiedyś, daje Ci moje słowo i mimo wszystko, mimo tego co o mnie myślisz, wiedz, że słowo dane przez osoby takie jak ja, jest naprawdę wiele warte. – Draco zmierzył ją chłodnym spojrzeniem po czym  ruszył do wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego. Blondyn minął kilku uczniów w drodze do lochów, którzy przyglądali mu sie z zaciekawieniem. Draco odwrócił się i każdego potraktował nieprzyjemnym urokiem, by oczywiście poprawić swój wizerunek mrocznego księcia węży, potem wpadł do lochów. 

- Gdzie Harry? – spytał na wejściu lustrując „przyjaciół”.
- Zabarykadował sie w sexroom'ie Zabiniego. Nie pozwala nam wejść, i chyba dobrze, bo jeśli sobie dogadza, to nie chce wiedzieć przed czyim zdjęciem – mruknęła jadowicie Parkinson.
- Och zamknij sie Pansy, na pewno nie przed Twoim. – blondyn minął ją podchodząc pod drzwi pokoju.
- Harrry...?

 Harry słysząc głos Draco już chciał otworzyć drzwi i mocno się w niego wtulić, ale nie mógł już i tak sprawił mu za dużo kłopotów, a do tego w tym momencie zachowywał się jak dzieciak.
Skulony schował głowę w kolanach.
Po chwili wstał, i spojrzał w wielkie lustro, zacisnął dłonie w pięści. Był taki słaby, i on niby ma pokonać Voldemorta?
Nie dość, że wszyscy się od niego odwracają, to jeszcze ci co mu zostali sprawia kłopoty.
Uderzył z całej siły w lustro które pękło raniąc go. Ale Harry nie przejmował się tym, jego zakrwawiona dłoń pulsowała ostrym bólem.
- Zasłużyłem sobie na to wszystko, - szepnął bezradnie brunet.
- W końcu jestem nikim, zwykłym śmieciem – nagle Harry rozpłakał się jak małe dziecko.
Krew skapywała na biały dywan brudząc go. Harry dalej nikogo nie wpuszczał. A gdy ból nie dawał mu spokoju, podszedł do barku i wypił całe dwie butelki ognistej.
- P,p,przepra,,aszam, Draco - szepnął drżącym głosem, po czym zasnął na dywanie.

 Harry wkurzył go i to niemiłosiernie go wkurzył. Potter zachowywał się jak dzieciak i nie dał sobie pomóc. Na szczęście Draco jeszcze nie miał pojęcia o – wypitej Whiskey, roztrzaskanym lustrze i plamie krwi na dywanie.
Draco się dobijał  ale nic z tego mu nie wyszło. Inni poszli na lekcje, a on został tam pod tymi drzwiami.  Siedział i czekał na to, by Potter w końcu go wpuścił  i dał sie porządnie od podstaw opieprzyć za wszystko po kolei. Wkurzało blondyna takie zachowanie. Musiał nim potrzasnąć, żeby Harry sie w końcu poskładał do kupy i ogarnął. Malfoy naprawdę nie miał zamiaru jak wszyscy sie litować nad biednym Chłopcem -Który –Przeżył.

 Harry obudził się po 3 godzinach, nie wiedział co się dzieję, ręka bolała, czuł jakby głowę mu miało rozsadzić, podszedł do drzwi i otworzył je wpadając na blondyna,
- D,,Draco? - spytał niepewnie i mimowolnie się cofnął, Draco był wściekły, nie dziwił mu się,
Już miał szybko schować się z powrotem w pokoju, gdy blondyn chwycił go za rękę uniemożliwiając mu ucieczkę.
-D,Draco ja, - szepnął, chciał przeprosić, za wszystko, za to, że istnieje, za wszystkie kłopoty.
Jednak nie zdążył powiedzieć nic więcej bo Draco i zaczął swoją tyradę na co czarnowłosy tylko bardziej się skulił.
Zielonooki jeszcze nigdy nie widział go takiego wściekłego.

 Draco czekał cierpliwie, tyłek już go bolał od siedzenia na tej podłodze, ale w końcu się doczekał. Oj Potter, masz przekichane.
- Jak śmiesz zamykać się w pokoju ty skończony idioto?! Wiesz jak się martwiłem? Nosz kurwa mac, Harry myślisz, że jesteś pępkiem świata czy co i wszyscy maja się nad tobą użalać!? Sam mi mówiłeś, pisałeś, że tego nie chcesz! Więc przestań się w ten sposób zachowywać, jakbyś czekał, aż ktoś przyjdzie i potwierdzi, że świat jest zły i wszyscy się na Ciebie uwzięli ! Do cholery, bądź mężczyzną chociaż raz ! – Draco wszedł do pokoju nie zważając na przerażone spojrzenia Potter’a.
- Tyle razy Ci debilu mówiłem, że twoje nastawienie wpływa na innych. Pokaż, że Ci zależy, że jesteś odważny i dasz rade! To inni też na ciebie inaczej spojrzą, a nie jak na skrzywdzone dziecko. Nie tylko ty masz problemy , jest wielu innych, którzy współczucia potrzebują o wiele bardziej. Na przykład ja i mój biedny tyłek!! Przez to trzygodzinne wyczekiwanie pod drzwiami wszystko mnie boli! Samolub z Ciebie! – i Draco mógłby tak dalej krzyczeć i się wyżywać, gdyby nie to, że zauważył zakrwawioną rękę bruneta. Jego głos natychmiast się zmienił,  wyraz twarzy również. Tak nagle, zamiast wściekłości pojawiła się troska. Nie współczucie, a właśnie troska, chłodny osąd sytuacji, opanowanie.
Blondyn chwycił dłoń bruneta i dokładnie ją obejrzał.

Harry w szoku, za każdym razem cofał się aż natrafił na ścianę, wiedział, że Draco ma rację, że zachował się jak dzieciak, że myślał w tym momencie tylko o sobie.
Brunet spojrzał na niego zawstydzony i smutny. Jednak teraz bał się cokolwiek powiedzieć, spuścił tylko ponownie głowę pozwalając się opieprzać.

- Debil. Skończony idiota, kretyn ,…..agghh słów mi na ciebie brak.. -mruknął Draco,  ciągnąc Harry’ego do łazienki i tam posadził go na szafce. Szybko wyjął apteczkę i oczyścił jego rękę z kawałków szkła.
Gdy blondyn zaciągnął go do łazienki, dalej na niego nie patrzył, nie mógł.
- Przepraszam, Draco - szepnął cicho, drżącym głosem brunet.
- Aj,, - Harry syknął cicho, po chwili zagryzł mocno dolną wargę, bolało, i to jak diabli.

- I wisisz Ślizgon’om za lustro, to była zrzutka narodowa a ty to zniszczyłeś… Sześćdziesiąt pięć galeonów do podziału, między szóstym rocznikiem Ślizgon’ów.  – marudził Draco pod nosem, dalej był wściekły. Nie ważne były dywan i lustro,,, ważny był Harry. Choć był wzburzony, blondyn delikatnie i dokładnie oczyszczał rane kawałek po kawałku spoglądając co jakiś czas miękko i czule na jego twarz sprawdzając czy boli czy nie, a niech boli – pomyślał Draco, jednak wcale tak nie myślał. Był po prostu zły i urażony, że Potter zamiast z nim pogadać zamknął się w pokoju. Oczywiście bardzo się przejmował tym czy bruneta boli czy nie.
- Odkupie wam te cholerne lustro i alkohol, zrobię wszystko tylko, nie bądź na mnie zły - powiedział cicho brunet.
- Nie zniosę tego, proszę Draco - szepnął Harry drżącym głosem.
- Wiem, że znowu zachowałem się samolubie,, a,ale mam tylko ciebie – zielonooki spojrzał niepewnie na blondyna.

Draco złość powoli przechodziła, bo Harry wyglądał tak żałośnie, że nie mógł więcej na niego krzyczeć, i te jego słowa - „…. mam tylko Ciebie... „ -Draco miał podobnie, nikt prócz Potter’a nie był na tyle godny zaufania, by moc nazwać go przyjacielem.
- No juz Potter, ogarnij się i nie mazgaj się jak baba, bądź mężczyzną do cholery – mruknął Draco szturchając lekko  ramie bruneta i zakończył opatrywanie jego reki. Zabandażował ją, obejrzał czy wszystko jest ok i ujął w dwa palce  podbródek zielonookiego zmuszając go by na niego spojrzał. 

- Jestem zły i będę zły do jutra, do śniadania, bądź tego świadomy. Śpisz dzisiaj na podłodze, potrzebuje całego łóżka, by umościć dzisiaj wygodnie mój książęcy, obolały tyłek. – powiedział Draco jak zwykle wracając do swojego wyniosłego tonu, kiedy mówił o swoich głupich zachciankach i gdy przekomarzał sie z Harry’m.
Harry wpatrywał się w niego z delikatnym uśmiechem. Więc Draco nie jest zły, pomyślał i odetchnął z ulgą. Oh dla niego mógłby nawet spać pod drzwiami, byle by tylko się nie gniewał.

- A na nowe lustro zrobi się znowu zrzutkę i tak było już stare, z tamtego sezonu. Idź się ogarnij, zdążymy jeszcze na ostatnią transmutacje i potem na kolacje. Będę czekał w klasie. – powiedział blondyn po czym nie dodając nic więcej wyszedł z lochów.
Do czego to doszło, że Złoty chłopiec ma za przyjaciela Ślizgona, ale Harry nie narzekał, Draco był dla niego najważniejszą osobą na świecie, kochał go. ... Moment!! Czy on tak właśnie pomyślał !? 

Harry zasłonił twarz dłońmi.  Kocha go! Naprawdę go kocha! - brunet westchnął ciężko, nie mógł mu powiedzieć, nigdy, Draco nie może się dowiedzieć…..
Po 10 minutach wszedł do klasy i usiadł obok blondyna, zerkając na niego. Prawda która spadła na niego jak kubeł zimnej wody sprawiła, ze znowu nie mógł na niczym się skupić. Jednak Mcgonagall, o nic go dzisiaj nie pytała i nie czepiała się.
Czarnowłosy potrząsnął głowa, musi się zachowywać jak zwykle, i zminimalizować dotyk.
………………………………………………………….

Minął juz tydzień a Harry ani razu nie przytulił się do blondyna, co było bardzo dziwne. Gdy Draco kładł dłoń na jego ramieniu, lub gdy szeptał mu coś do ucha podczas lekcji, brunet odsuwał się.
Harry męczył się strasznie, plus spali razem w jednym łóżku. Czarnowłosy walczył by nie podejść i nie przytulic się do szarookiego. Mie mógł bo wiedział, że jeśli to zrobi, to cały trud pójdzie na marne. Harry chodził cały zmizerniały. Nawet chyba Snape'owi zrobiło mu się go żal, bo nie wziął go do odpowiedzi.
Powoli zbliżał się koniec miesiąca próbnego, będzie musiał wrócić do Gryffon’ów, którzy go nienawidzili, no cóż, niektórzy uwierzyli Hermionie i miał jakiś sprzymierzeńców ale nie chciał tam wracać, nigdy.

 Dla Draco to były naprawdę dziwne dni. Nie potrafił zrozumieć, co zrobił źle, że nagle ich stosunki tak po prostu i tak drastycznie sie ochłodziły. Dlaczego Harry  go unikał? Naprawdę było mu z tym źle, a nie miał z kim o tym porozmawiać, bo jedyna osoba, z którą tak szczerze gadał to właśnie owy powód złego humoru -Potter.

Dzień, w którym zakończyć miał się próbny okres pomieszania domów zaczął sie koszmarnie. Harry uciekł mu z łóżka, chociaż w sumie Draco nie poczuł różnicy, bo i  tak nie mógł się w nocy do niego przytulić. Potem założył dwa inne buty, w dodatku dwa lewe, więc musiał się wrócić, przez co spóźnił się na śniadanie, podczas którego miały zostać ogłoszone rezultaty z tego miesiąca. Blondyn usiadł obok Harry’ego przy stole i  na powitanie tylko się do niego uśmiechnął. Draco już przywykł do tego, że za każdy dotyk zostanie zgromiony spojrzeniem. Gdyby Harry wiedział, że te jego zabiegi miały odwrotny skutek....Zamiast go odstraszyć, jeszcze bardziej zbliżały.  W końcu najbardziej kusi i pociąga, to co nieosiągalne. Potter zrobił się nieosiągalny, przez co stał się bardziej pociągający, bardziej potrzebny, bardziej kuszący niż zawsze i Draco zaczął zauważać coś, co  mu wcześniej umykało. Wszystkie  gesty czarnowłosego wydawały się być bardziej zmysłowe. To było dla blondyna fascynujące i zarazem dość szokujące.

Harry, wiedział, że to ostatni dzień, gdy będzie z Draco, jako Ślizgon, potem wszystko jeszcze bardziej się pogorszy, wiedział to.
Ale myślał, że Draco chociaż spyta go, co się stało lub nawrzeszczy, że ma go wielbić, wtedy Harry nie dałby się prosić, podszedłby i się przytulił, ale co potem? Tylko by cierpiał, bo choć Draco był gejem, miał go tylko za przyjaciela, chociaż dla niego to i tak było bardzo dużo.
Starał się jak najbardziej odsunąć od niego, ale to tylko sprawiało, że czuł się źle. Bolało go to, nawet teraz chciał by Draco siadł mu na kolanach jak kiedyś.  Ale Harry bał się powiedzieć to na głos.
Po śniadaniu brunet wstał szybko.
 -  Przepraszam cię Draco - szepnął do blondyna i uciekł na lekcję nie oglądając sie za siebie.

Wszystko się komplikowało. Nie tak miało być! Nie tak źle, tak fatalnie, beznadziejnie i w ogóle wszystko było bez sensu, dlatego po śniadaniu kiedy to dyrektor zakończył próbny miesiąc i każdy miał wrócić do swojego domu, a Harry mu uciekł….. Draco udał się do dyrektora. 

- Profesorze muszę z panem porozmawiać – zaczął blondyn.
- O co chodzi panie Malfoy...? – spytał Dumbledore uśmiechając się ciepło.
- O Harry’ego i....
 - Och no tak, jakże by inaczej - przerwał mu Dumbledore i zaprowadził Draco do swojego gabinetu, gdzie wskazał mu fotel i razem usiedli przy herbacie.
- Chodzi o to, że Harry nie chce wracać do Gryffindoru i...
- I Ty tam go nie chcesz puścić - wszedł mu znów  w słowa Stary Drops.
- Tak, nie chce, bo to mój jedyny prawdziwy przyjaciel no i... – gdyby to nie była ważna sprawa i nie chodziłoby o Harry’ego, Draco by się zbulwersował, tak mu przerywać!
- I cie do niego ciągnie bardziej niż powinno? – podsunął dyrektor.
- Profesorze co pan insynuuje? – spytał zaskoczony blondyn.
- Draco, żyje na tym świecie juz naprawdę bardzo długo i nic mnie już nie zdziwi, nawet to, że chłopcy łączą się w pary, a wrogowie stają się sobie tak bliscy, że bez siebie usychają. Pan Potter i tak miał zostać w Slytherinie według Tiary Przydziału. To jego wybór, czy zostanie, czy wróci do Gryffon’ów ale pana w tym głowa panie Malfoy, by dokonał właściwego wyboru. Do widzenia panie Malfoy, miłego  dnia.  

Tymczasem…..

Harry czym prędzej spakował rzeczy i wybiegł z lochów jakby go coś goniło.
Zostawił na poduszce list do blondyna.


"Przepraszam, za wszystkie kłopoty i problemy jakie przeze mnie miałeś, wiem, że powinienem ci to powiedzieć prosto w twarz, ale boję się, po prostu nic już nie jest takie samo jak było.
Będzie lepiej jak nie będziemy się widywać.." To była najtrudniejsza część. Bo Harry nie chciał tego, ale bał się, że jeśli będzie przebywał blisko blondyna, to zrobi coś nie tak i jego uczucia wyjdą na jaw, a wtedy, Draco go znienawidzi.
"Tak będzie lepiej, jesteś mi bardzo bliski, a ja nie chcę cię narażać. Ja,, sam już nie wiem co robić Draco. Wszystko się wali.
Przepraszam, mam nadzieję, że nie będziesz się długo na mnie gniewał, dobrze wiesz, że tego nie lubię, chociaż może powinieneś?
Żegnaj Draco,, proszę, nie utrudniaj mi tego i nie rozmawiaj ze mną... Już wystarczy, że i tak już bardzo tęsknie za Tobą
Harry"


Oczywiście, gdy tylko czarnowłosy wszedł do domu lwa, rozmowy ucichły i wszyscy się od niego odsunęli, nikt nie patrzył w oczy, czuł się tutaj tak obco. Jedynie Hermiona, Neville, Dean i Seamus podeszli do niego i poszli do pokoju.
Zielonooki dalej nie rozmawiał z Hermioną, ale z jednej strony cieszył się, że jest tutaj.

Draco odebrał list dopiero po zajęciach, myślał, że Harry będzie już w ich pokoju, bo tak szybko mu uciekł. Draco chciał mu zrobić niespodziankę i zabrać na spacer do Hogsmeade, tak po cichu by nikt nie wiedział, jednak to co znalazł na poduszce sprawiło, że niemożliwie bardzo się wściekł, nawrzeszczał na pół Slytherinu i zamknął sie w pokoju. Co on sobie myślał? Tak po prostu znika, bo tak będzie lepiej? Idiota, pewnie zatęsknił za przyjaciółmi, bo w końcu szlachetni Gryffoni wybaczają szybko, więc w końcu mu wybaczą, chociaż nie mają co....
Draco był tak zły, że nawet na kolacje nie zszedł, bo po co skoro i tak nic nie przełknie. Zabini, który wrócił do dormitorium po tej miesięcznej rozłące, powiedział mu wszystko co tam sie działo. Wszyscy Potter’a nienawidzili i nawet Blaise mu teraz współczuł powrotu tam, Blaise nawet nie był za bardzo zły za rozbicie lustra, a plama krwi na dywanie... no cóż, dodaje uroku, jak stwierdził.


Cały dzień Harry unikał blondyna jak ognia. Specjalnie się spóźniał na zajęcia i wychodził jako pierwszy.
Chyba nikt nie widział co tak naprawdę się z nim działo. Tęsknił za tym arystokratycznym narcyzem, za swoim Draco.


Draco nagle dostał sowę. Widząc pismo swojego chrzestnego już wiedział, że coś jest nie tak. Snape rzadko kiedy wzywał kogokolwiek do siebie, co tez sprawiło,0 że Draco zadrżał. Dowiedział sie...? Dowiedział sie o jego planach względem ojca? Chęci pomocy Potter’owi? Kradzieży cennego artefaktu...? Draco nie dał jednak nic po sobie poznać, tylko poszedł tam, zapukał i wszedł.
- Profesorze, wzywał mnie pan…..


 Harry właśnie leżał na podłodze skulony, jego "koledzy" z domu lwa właśnie z nim skończyli.
Wszystko go bolało, nie mógł się ruszyć, a wiedział, że musi iść na zajęcia.
Po 10 minutach wstał niepewnie i w łazience obmył twarz, aż przeraził się tym co zobaczył w lustrze. Harry schował twarz w dłoniach. Miał dość, dlaczego wszyscy nie zostawią go w spokoju? Nawet pod zaklęciem maskującym było widać, siniaki na jego twarzy.

Tym czasem w gabinecie Snape'a.
- Choć nie masz jeszcze mrocznego znaku, Czarny Pan wyznaczył ci zadanie - profesor spojrzał na niego niby obojętnie, ale kryła się też za tym troska.
- Dzisiaj masz źle uwarzyć eliksir,, na koniec zajęć i ty Potter dostaniecie szlaban z Hagrid’em, pójdziecie do Zakazanego Lasu, tam masz oddać Potter'a w ręce Śmierciożerców. -  Mistrz Eliksirów spojrzał uważnie na chłopca przed sobą.
Draco pozwolił sobie na uśmiech.
-I to będzie koniec z Potter’em, tak? Szkoda, był przydatny, wie pan – przynieś, wynieś, pozamiataj. Zrobił wszystko, o co go prosiłem . Zresztą nawet nie musiałem prosić, ja wymagałem....głupi Gryfon. - warknął blondyn. Musiał udawać przed nim. 

- Draco, Czarny Pan nie uznaje słabeuszy ani tym bardziej porażek, niestety nie masz wyboru. A teraz idź już zajęcia się zaczęły - powiedział chłodno i zniknął w swoich prywatnych komnatach.

Jednak wystarczyło tylko, że blondyn opuścił Gabinet profesora i szybko wybiegł przez lochy do Pokoju Wspólnego. Co on ma teraz zrobić?! Śmierciożercy będą sie czaić w zakazanym lesie! Nie może sknocić eliksiru, no cholera jasna!....Albo nie. Właśnie tak! Sknoci go i pomoże Harry'emu uciec.
Blondyn wrócił na zajęcia obmyślając plan działania. Na zielarstwie zebrał z cieplarni kilka ważnych ziół , zakradł sie potem do magazynu Snape'a, by przyrządzić eliksir, który pomoże w ucieczce Harry’ego. Tak uzbrojony Draco jak gdyby nigdy nic, zjawił sie na lekcji eliksirów.