środa, 30 października 2013

Dwa Światy 8


Nie zapomnijcie komentować :)
PS: Bianca ni nadużywałam dzisiaj słowa " delikatnie" bądź ze mnie dumna xD
Rozdział 8  



Liam długo rozmawiał z bratem, cieszył się jego obecnością. Bał się, że już nigdy ich nie zobaczy. W końcu nie mógł wrócić do piekła, ale oni go szukali… i znaleźli. Bardzo za nimi tęsknił…. Za tatą też bardzo tęsknił, ale niestety jego zobaczyć nie mógł…. A co jeśli już nigdy go nie zobaczy?
Na szczęście był przy nim Bri, który rozwiał jego obawy, obiecując, że zrobią wszystko, by maluch wrócił do domu. Uspokojony Liam uśmiechnął się sennie. Miał najwspanialszą rodzinę na świecie.  

Brian poczekał aż Liam zaśnie, dosypał mu do herbaty nieco ziół, które sprawią, że chłopiec prześpi spokojnie całą noc. Gdy był pewien, że Li smacznie śpi, zszedł na dół, by w końcu dowiedzieć się co się tak naprawdę wydarzyło. Jednak będzie musiał na to jeszcze trochę poczekać. Bri przywitał się z gospodarzem domu i usiadł na wolnym krześle wzdychając cicho.

 - I jak on się czuję? – spytał Kuro w końcu odrywając wzrok od Tommy’ego. - W porządku. Przed chwilą zasnął i raczej do rana się nie obudzi – powiedział znacząco. Kuro skinął delikatnie głową, że rozumie.
- No nic, my się już będziemy zbierać. Jednak bądź pewien, że często będziemy się widywać – starszy demon zmierzył chłodnym spojrzeniem Mikael’a zanim uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie. 
- Przepraszamy za najście – powiedział nagle odwracając się w stronę gospodarza domu.  Kuro chwycił delikatnie jego dłoń całując ją delikatnie na pożegnanie.
 - N,,Nic się nie stało- zająknął się zaskoczony i zawstydzony Tom. Patrzył na demona jak ciele w złote wrota. 

 Po chwili dwa demona opuściły dom, by od razu przenieść się do piekła i o wszystkim poinformować Ojca.  Belial odetchnął z ulgą słysząc, że jego synek się znalazł, jednak już po chwili westchnął  ciężko. Domyślał się, że coś takiego mogło się stać. Przeklęty Richardson, zapłaci za to, że skrzywdził jego syna.  

- Czyli Liam stał się prawie całkowicie śmiertelny – szepnął zmartwiony władca. 
- Od tysięcy lat nic takiego się nie zdarzyło. Natychmiast każę przeszukać całą bibliotekę. Na pewno znajdziemy sposób, by maluch wrócił do domu – Belial odprawił synów,  by samemu udać się do biblioteki. Miał zamiar dopilnować, by poszukiwania informacji szły pełną parą, przy okazji miał zamiar przejrzeć bibliotekę rodzinną, która znajdowała się w skarbcu.

……………………….

Tymczasem na ziemi …..

Kami i Mirel już dawno opuścili dom Tom’a i wrócili do nieba.
- Tom przestań już bujać w obłokach, stłukłeś już 2 talerze – mruknął Mikael kręcąc głową z politowaniem. Nie chciał by Tom cierpiał. Nie zamierzał pozwolić na to, by demon zabawiał się jego przyjacielem.
- Tom, daj już spokój. On nie jest dla ciebie. Nie widzisz, że on jest niebezpieczny?  - powiedział Mikael patrząc na niego uważnie.
- Nie może być taki zły skoro jest twoim przyjacielem – mruknął Tom oburzony tym, że Mike odwodzi go od myślenia o Kuro.

Mikael musiał się ugryźć w język, by nie krzyknąć : Ten pomiot szatański nie jest moim przyjacielem! – jednak wiedział, że nie może tego powiedzieć.
- Ale pomyśl o tym. Nawet go nie znasz. Poza tym, nie wyjdzie wam.. on.. nie jest stąd – powiedział wymijająco anioł.
- Dlaczego tak bardzo próbujesz mnie do niego zrazić? – spytał Tom zły na przyjaciela.
- Tom, jesteś moim przyjacielem. Nie chce byś cierpiał. Kuro jest typem zdobywcy. Jak tylko będziesz jego, zaraz mu się znudzisz i będziesz kolejną ofiarą jego uroku, zostaniesz sam, płacząc w poduszkę – powiedział zirytowany anioł.
- Wiem, że się o mnie martwisz…. – westchnął gospodarz opadając na krzesło. Nie wiedział, że ten mężczyzna jest aż takim draniem. Posmutniał.
- Naprawdę jest taki zły? Ehh… Znasz go lepiej…  dziękuje Mike…. Gdyby nie ty, wkopałbym się w niezłe bagno.. – Tom uśmiechnął się smutno i mówiąc ciche „dobranoc” poszedł do swojego pokoju.
- Niech to szlag! – anioł uderzył dłonią w stół. Nie chciał by przyjaciel cierpiał. To było najlepsze rozwiązanie…. Ale teraz musiał oglądać smutek w oczach tego mężczyzny. Tommy, zawsze był dobry, miły,  pomocny…. Zasługiwał na kogoś lepszego. Idealnym kandydatem na pewno nie był przyszły władca piekieł.  

………………………….

Następnego dnia – późnym rankiem….

- Gdzie Liam? – powiedział Kuro wpadając do domu bez pukania. Doskonale wiedział, że Tommy’ego teraz w domu nie ma.  Mike tylko wywrócił oczami.
- Puka się, a poza tym zamknij jadaczkę, bo mały jeszcze śpi – warknął anioł mierząc demona nieprzychylnym spojrzeniem.
- Poza tym, dobrze, że jesteś bo musimy sobie pewną rzecz wyjaśnić – Mikael warknął, gdy Kuro rozsiadł się jakby był u siebie.
- Trzymaj się z dala od Tom’a – powiedział zimno anioł.
- A jeśli cię nie posłucham to co? Ześlesz na mnie objawienie? A może polejesz mnie wodą święconą? – demon uśmiechnął się arogancko.
- Nie. Zatłukę cię jak psa. Nie pozwolę, by Tom stał się twoją kolejną zabawką, byś mógł go później porzucić!  - dopadł do demona i trzymając go za fraki przyparł do ściany.  Jednak Kuro nic sobie z tego nie robił. Wiedział, że im bardziej będzie spokojny i nie będzie reagował na zaczepki, anioł bardziej się wkurzy.
- Jest taki niewinny. Myślisz, że był kiedyś z mężczyzną ? – Kuro uśmiechnął się zadziornie. Anioł nie wytrzymał.  Rzucił się na niego wymierzając cios w szczękę. Demon nie był dłużny. Po chwili tarzali się po ziemi obijając się jak popadnie.
- Co to za hałasy? Co się tutaj dzieję?! – do kuchni wpadł Bri, który, gdy tylko usłyszał, że Kuro poszedł odwiedzić braciszka popędził za nim, doskonale wiedział jak to się skończy.  I nie pomylił się.
- Natychmiast przestańcie. Ty – wskazał palcem na anioła.
- Pamiętaj, że to dom twojego przyjaciela. Więc opanuj nerwy zanim rozniesiesz mu całą kuchnię – warknął, na co anioł prychnął cicho i opadł na krzesło.
- A ty – tu spojrzał na brata i trzepnął go w głowę.
- Myślałem, że jesteś mądrzejszy. Nie zapomnij, że ten anioł i Tom zaopiekowali się twoim bratem ! Więc trochę wdzięczności – Kuro zmrużył gniewnie oczy ale nic nie powiedział. Opadł na wolne krzesło patrząc wilkiem na anioła.  Dopadnie go innym razem.
- A wy co tak siedzicie? Natychmiast idźcie doprowadzić się do porządku – powiedział Bri kręcąc głową z politowaniem. Dwaj mężczyźnie klnąc pod nosem na czym świat stoi poszli przemyć twarz i za pomocą zaklęcia doprowadzić swoje ubrania do porządku. To, że jeszcze przed chwilą się bili pokazywały tylko, rozcięta warga u demona, i łuk brwiowy u anioła.
- Pamiętaj co ci powiedziałem, jeśli skrzywdzisz Tom’a zabiję cie. Nie zapominaj, co on zrobił dla twojego brata- warknął anioł i wyszedł z domu zostawiając demony same. Dobrze wiedział, że nic złego nie zrobią. W końcu przyszli do brata.

Po godzinie w końcu na dół zszedł zaspany Liam. Miał na sobie koszulkę Mikael’a. Była idealna na piżamę przecież prawda?
- D,,dzień dobry – szepnął cicho Liam widząc braci w kuchni. Nie rozmawiał jeszcze z Kuro, i coś sądził, że nie będzie to miła rozmowa.
- B,,Bardzo jesteś zły? – spytał cicho zaciskając dłoń na rękawie starszego demona.
- Czy jestem zły?! Jestem wściekły! Nie posłuchałeś Ojca! Opuściłeś pałac bez pozwolenia!  Oczywiście, że jestem wściekły i ……- jednak jego tyradę przerwał Brian.
- Kuro. On już dostał nauczkę – szepnął patrząc na najstarszego brata. Liam stał ze spuszczoną głową płacząc cicho i przecierając oczy piąstkami.
- Oh no chodź tu do mnie – mruknął Kuro, który poczuł się winny. Jego braciszek wiele przeszedł. Nie mógł wrócić do domu, a on się tak na niego wydzierał. Ale to był odruch, martwił się o tego trzpiota. Wziął go na ręce i posadził sobie na kolanach przytulając do szerokiej piersi.
- Nie płacz już. Przepraszam, że się uniosłem. Po prostu bardzo się martwiliśmy o ciebie – gładził płaczącego chłopca po głowie.
- B,,bałem się, że was już więcej nie zobaczę… i,,i taty i Mirin – Mirin była nianią chłopca. Ale była dla Liam’a jak babcia.
- Już dobrze. Nie płacz. Niedługo wrócisz do domu. Obiecuję – ten straszny, zimny na co dzień demon ucałował czule braciszka w czoło.
- A teraz idź umyj twarz i ubierz się. Za chwilę chcę cię widzieć na śniadaniu! – powiedział Kuro zsadzając go ze swoich kolan.
Maluch popędził na górę.

Kilka godzin później……

- Wróciłem – dało się słyszeć głos Tom’a. Liam wystartował jak torpeda i rzucił się na gospodarza uśmiechając się wesoło.
- Witaj w domu… - Tom zaśmiał się i poczochrał włosy chłopca.
- Zgadnij gdzie dzisiaj byłem i co kupiłem – powiedział mężczyzna uśmiechając się ciepło. Wiedział, że chłopiec na pewno się nudzi w domu, a Mike nie zawsze był skory do rozmowy.
- Co takiego? Co?! – skakał wokół niego chłopiec. Uwielbiał Tom’a,  Od samego początku był on dla niego bardzo miły.
- Proszę. Wyglądał tak smutno sam w kojcu. Musiałem go wziąć – otworzył pudełko z którego dobiegało ciche kwilenie.
- S,,,szczeniaczek! – pisnął Liam patrząc na małą, czarną kuleczkę.
- Jest śliczny – szepnął patrząc na mężczyznę z wdzięcznością.
- No, nie stójmy tak. Trzeba mu przygotować miejsce do spania w twoim pokoju – Tom puścił chłopcu oczko i wszedł do kuchni, gdzie stanął twarzą w twarz z mężczyzną przed którym przestrzegał go Mike.
- Dzień dobry – uśmiechnął się ciepło Brian.
- Przepraszamy za najście, ale Mike musiał wyjść, wiec przyszliśmy odwiedzić Liam’a by nie siedział sam – powiedział Brian .
- Nic się nie stało. Zaraz przygotuję kawę. Mamy jeszcze coś słodkiego – Tom zawzięcie unikał wzroku ciemnowłosego mężczyzny.
- A co z pieskiem? Oni sobie poradzą, no chodź Tom – Liam pociągnął gospodarza na górę, który odetchnął z ulgą. 

Kuro uniósł brew zaskoczony zachowaniem gospodarza. Przecież jeszcze wczoraj tak słodko się przy nim rumienił. Nagle do niego dotarło. MIKAEL! To on nastawił tego słodziaka przeciw niemu.  Brian uśmiechnął się pod nosem. Trafiła kosa na kamień. I bardzo dobrze, Kuro zbyt często dostawał to czego chciał.
………………..

Tymczasem w niebie…..

- Jeremy, otwórz portal dobrze?  - Kami miał ochotę na małe zakupy w centrum handlowym, a potem miał zamiar wpaść do malca w odwiedziny.
- A ty dokąd? Przecież nie mamy żadnego zadania na ziemi? – zaskoczony Mirel spojrzał na przyjaciela.
- Idę na zakupy – mruknął  cicho i przeszedł przez portal nawet się za siebie nie oglądając. Wiedział już co musi zrobić… musi zapomnieć o przyjacielu. Musi się trzymać od niego jak najdalej, ograniczyć ich spotkania do minimum…. Jak będzie go unikał, to nie będzie o nim myśleć... Na pewno...!
- Tak będzie lepiej… musi… - szepnął sam do siebie Kami wzdychając smutno. Gdyby tylko Mirel odwzajemniał jego uczucia. Ale to było niemożliwe….  Zostały mu tylko dwie opcję. Albo dalej skrycie adorować przyjaciela, albo o nim zapomnieć…. Wybrał to drugie… I miejmy nadzieję, że wybór był dobry. 




A oto mały bonus :) 
Kuro w ludzkiej postaci <3



wtorek, 22 października 2013

The allies 15

Przepraszam za to małe opóźnienie, ale Maru był chora... no nic nie przedłużam :)
Miłego czytania,, i ah <3 Nie zapomnijcie skomentować :)
Czy zobaczę 7 komenatrzyków? Byłoby miło ;3



Rozdział 15

Draco siedział na brzegu i obserwował bruneta. Przygotowywał też na szybko eliksir przemiany, aż w końcu podszedł do Harry’ego i mu go podał zabierając na chwile kij. Draco stanął obok Kociaka, widząc jakąś rybę jednym, silnym uderzeniem nabił ją na patyk wyjmując w wody.
- Mała, ale takie też mogą być na tę ucztę. Wypij kociaku na brzegu – trzymając bruneta  za rękę blondyn wyszedł z wody i tam poczekał, aż Harry wypije eliksir i zmieni się w kotka. 

Harry wyszedł za nim na brzeg i wziął do rąk eliksir niepewnie. Miał się przemienić? Przecież był tylko małym kociakiem, westchnął i na raz wypił eliksir.
Powoli jego postać zmniejszyła się aż zginęła w ubraniach.
Dało się słyszeć ciche miauknięcie i czarny kociak z intensywnie zielonymi oczkami wygrzebał się z ubrań.

Mały czarny kociak stanął przed nim więc Draco kucnął i podrapał go za uszkiem.
- Myśl o tym, że chcesz być człowiekiem, wyobraź sobie siebie jako człowieka i próbuj w to włożyć odrobinę mocy, poczujesz ją, jak się zbiera, musisz ją tylko dobrze pokierować i nie oddalaj się, dobrze? – poprosił Draco wchodząc z powrotem do wody i raz za razem wyciągał z niej większe i mniejsze ryby. 

Jednak zamiast się przemienić Harry zagapił się na Draco.
Starał się skoncentrować by wrócić do rzeczywistej postaci. Gdy znowu usłyszał łamanie gałązki, ale nikt nie nadchodził.
Nie oglądając się podszedł bliżej lasu rozglądając się i nasłuchując.
Harry wyczuwał obecność kogoś, a najgorsze było to, że nie wiedział kogo. Harry mimowolnie cofnął się zerkając na Draco.
Jednak ciekawość wzięła górę wszedł niepewnie w gęsty las nasłuchując, stąpał ostrożnie.
Nic, pustka. Nagle to coś, po prostu zniknęło, kociak już nie wyczuwał jego aury.
Na szczęście po zapachu wiedział jak wrócić na brzeg, usiadł na tylnych łapkach i wrócił do ćwiczeń.
Siedział już ponad godzinę w kociej formie. On wiedział, wiedział, że nie jest w stanie tego zrobić.
Miauknął żałośnie i położył po sobie uszka. Czyli jednak był do niczego.

Draco na chwile stracił go z oczu ale nie przejmował się, bo wiedział, że Potter to takie dziecko szczęścia i mimo niebezpieczeństwa zawsze jakoś udaje mu się zwiać w jednym kawałku. Teraz mógł go w końcu poobserwować jak siedzi na brzegu i się załamuje. Mhm, nigdy nie nauczy się tego jeśli nie będzie skoncentrowany. Musi znaleźć siebie, tam w środku, znaleźć swój cel, jednak to było trudne, teraz wszyscy od niego wymagają za dużo i chłopak sam nie wie co powinien robić.... długa przed nim droga. Drao wyłowił już wiele koszyków ryb i wyszedł w końcu na brzeg , gdzie usiadł biorąc w ręce kociaka i kładąc go na swoich kolanach. Blondyn zaczął drapać go za uszkiem, podał mu nawet jedną maleńką rybkę, w razie gdyby  był głodny, Draco też często polował w swojej formie na surowe mięso i nie narzekał. 

Harry spojrzał z wdzięcznością na Draco, zanim zjadł rybkę polizał go po ręce.
- Harry... zastanów się, pomyśl o tym co cie potrafi uspokoić, czego najbardziej chcesz, znajdź swój wewnętrzny spokój, takie sacrum, święte miejsce, gdzie jesteś tylko ty i to co cie uszczęśliwia. To o wiele więcej niż ćwiczenia do obrony przed dementorami, musisz mieć to miejsce, by sprowadzić na siebie równowagę ducha. Z czasem gdy wzmocnisz ciało, trzeba będzie przesunąć też granicę równowagi ducha, może wtedy przybierzesz nieco bardziej rozwiniętą formę kota..... Teraz skup się na czymś takim, słyszysz ? To nie jest trudne. - blondyn
przez cały czas delikatnie drapał Harry’ego za uszkiem, po brzuszku i grzbiecie.

Harry zastrzygł uszkami wpatrując się w niego. To czego najbardziej chce,, jego szczęście i to co daje mu spokój?
Przecież to takie oczywiste, zamachał wesoło ogonkiem wpatrując się w niego.
Oj tak Draco ,jesteś genialny. Harry'emu nie chciało się schodzić z jego kolan.
Przymknął oczka, myśląc o ciszy spokoju, o tym co, lub kto daje mu szczęście.
10 minut później na kolanach Draco, nie siedział już mały kociak, a Harry tylko, że z dodatkami.
Zarumienił się mocno i położył głowę na jego ramieniu.
- Co teraz? Niech to zniknie, wyglądam ,, wyglądam okropnie – mruknął brunet  i mimowolnie zastrzygł uszkami.
Nie wiedział co robić, czuł się zawstydzony.


 Draco nie spodziewał się że tak szybko mu się to uda . Już chciał mu pogratulować, gdy spostrzegł te uszy i ten koci ogon... Blondyn wybuchnął głośnym śmiechem, jednak po chwili się opanował i spojrzał na te resztki eliksiru jakie zostały we flakoniku, powąchał go i skrzywił się.
 - Harry, ja Cie przepraszam. – szepnął Draco zsuwając go ze swoich kolan i podniósł się mocząc flakonik w wodzie, która zabarwiła się na fiolet.
- Chyba użyłem do eliksiru liści z nie tego drzewa..... one tu wyglądają podobnie! Zwłaszcza te dwa, musiałem zerwać inny gatunek albo co gorsza nie o tej porze i eliksir nie wypalił. - blondyn podrapał się po głowie nie wiedząc co teraz.
- Takane będzie wiedziała co z tym zrobić. Weź te dwa kosze z rybami, wracamy do wioski. - Draco wziął pozostałe kosze i ruszył przodem, było mu głupio, że tak schrzanił eliksir.Takane go wyśmieje... a Harry ma ogon... ogon! Jakkolwiek by to było zabawne, to jest też tragiczne.

- T,,to nic, na pewno da się to jakoś naprawić –  Harry zamachał mimowolnie ogonkiem. Jednak gdy weszli do wioski czuł się obserwowany przez wszystkich. Mimowolnie położył po  sobie uszka zawstydzony.  Westchnął cicho, w sumie to było nawet zabawne. Harry spojrzał na swój ogon i pokręcił głową.
- Idę do naszego szałasu, już i tak  jestem w centrum zainteresowania, - brunet uśmiechnął się rozbawiony.
- Nie martw się,  wiem, przecież, że nie zrobiłeś tego specjalnie – Harry cmoknął Drao w policzek i zaszył się w szałasie. Leżał na łóżku patrząc się w sufit. Gdy nagle  ktoś wpadł do szałasu.

- Kociątko,  do twarzy ci w tym – uśmiechnął się Odważny Tygrys i podszedł do niego siadając na skraju posłania.
-  Przestań, wcale mi nie pasują – zaśmiał się brunet zerkając na syna wodza sceptycznie.
- Mhm masz jakąś sprawę,  ? – spojrzał na niego Harry, a jego uszka jak na komendę stanęły czekając na to co powie chłopak.
- Owszem,  chciałem cię zaprosić na tańce po dzień po pełni -  O. Tygrys spojrzał na niego uważnie.
- T,,tańce? – spytał niepewnie Harry.
- Ale ja,, ja nie,, - jednak nie dane mu było skończyć, bo chłopak wstał i wyszedł machając mu na pożegnanie.
- No pięknie – mruknął Harry i opadł  z powrotem na łóżko.

Tymczasem w innym szałasie....

  

Draco oczywiście dostał niezłą zjebkę od Takane, i to taką, że cała wioska słyszała.
- Jak mogłeś tak sknocić eliksir?! Uczyłam cie przecież! – krzyczała dziewczyna.
- No tak ale.... wtedy wyszedł idealny, a teraz nie wiem i... – powiedział niepewnie blondyn. Krzycząca Takane, to niebezpieczna Takane.
- Smoku ja cie zastrzelę i pióra powyrywam! – dziewczyna szybko ruszyła do szałasu Hogwarckiej parki, by obejrzeć Harry’ego. Minęli sie po drodze z Tygrysem, który miał minę jakby wygrał na loterii.
- Kociaku jak się czujesz? Postaram się naprawić to co ten idiota zepsuł, ale nie wiem czy dam rade. Musiałbyś raz jeszcze przejść przemianę ale eliksir zrobię dopiero po pełni, bo muszę zebrać nowe składniki..... i naprawdę Ci do twarzy z tym, wiesz? – powiedziała nagle Takane uśmiechając się delikatnie.
Draco też tak uważał, usiadł na skraju łóżka drapiąc go za uszkiem, tak zabawnie uciekały od dotyku, by po chwili same się nadstawiać na więcej. 

- Nie krzycz na Draco, chciał mi tylko pomóc w ćwiczeniach - Harry uśmiechnął się ciepło, a po chwili mimowolnie przymknął oczy mrucząc cicho.
- D,,Draco, nie rób - Brunet zarumienił się, no cóż koty są znane z tego, że lubią pieszczoty,
- Spokojnie, po prostu, może dzięki temu łatwiej złapie rybę - wyszczerzył się Gryffon.

-  Po co był tu Tygrys? – spytał nagle Draco zerkając na bruneta.

- Tygrys? Oh.., - brunet nagle położył po sobie uszka.
- N,no bo po pełni podobno są jakieś tańce  i,,i on mnie zaprosił, - westchnął cicho Harry.
- Chciałem odmówić, ale on po prostu wyszedł i nie wiem co robić, a po za tym ja nawet nie umiem tańczyć - mruknął Harry mimowolnie pokazując małe kiełki. Nie chciał iść z Tygrysem.

- Zaprosił cie na imprezę.....? Ale...ale ja chciałem iść z tobą.....- mruknął blondyn zabierając ręce od jego uszek i odsunął sie, potem napiął wszystkie mięśnie i zdjął koszulkę.
- Och nie, Draco chyba nie zamierzasz.... możesz iść ze mną przecież...  – zaczęła dziewczyna widząc co się szykuje.
- Nie, Takane. Nie puszcze Harry’ego na tańce z synem wodza, bo wiesz, że wszyscy pomyślą o nich jak o parze. Harry, wybacz, ale idę bronić swojego i też twojego honoru, bo Tygrys zabierając cie na tańce chce wszystkim pokazać, że ciebie wybrał, będziesz jego zabawka.... przepraszam, muszę. – Draco wyszedł z szałasu wołając do siebie syna wodza. Takane wywróciła oczami i usiadła na posłaniu bok kociaka.
- Faceci... lepiej nie wychodź Harry, oni będą się teraz bić – westchnęła cicho zerkając z politowaniem w stronę wyjścia z szałasu.


Harry patrzył zdezorientowany za wychodzącym blondynem. Nic z tego nie rozumiał. Honor?
- Jak to bić ? - pisnął, zaskoczony brunet. Przecież to niedorzeczne!- pomyślał.
- Ale, dlaczego? O,,o mnie? - wstał nagle z posłania, a jego ogon nerwowo obijał się o jego uda. Harry był zły.
- Nie będzie żadnej bójki, nie jestem rzeczą, żeby się o mnie bić, to i tak nie zdecyduje kogo wybiorę by iść na tańce- mruknął brunet.
Nie pozwoli im się bić, nikt nie będzie traktował go ja zabawkę.

- Kociaku nie możesz się wtrącać, Smok się postara wygrać i wtedy będziesz mógł zadecydować, inaczej Tygrys cie zmusi, jest synem wodza i jemu wszystko wolno. Jest miłym chłopakiem, wszyscy go lubią ale jest typem zdobywcy.....kiedyś wybrał Smoka, białogłowy wie co to znaczy być na każde skinienie Tygrysa i nie chce tego dla ciebie, wiec nie bądź na niego zły... – tłumaczyła spokojnie dziewczyna. Bała się, że gdy Kociak zainterweniuje to i jemu coś się stanie. Jedyne co pozostało to liczyć na to, że to Draco wygra.

Tymczasem Draco wyzwał Tygrysa na pojedynek. Wałczyć mieli na pięści i małe nożyki, zrobione z zaostrzonych kamieni, na arenie do tego przeznaczonej. Tam pojedynkowano się dość często, o byle głupoty. Draco był zdecydowany na tę walkę, obojętnie czy Harry się wścieknie czy nie, wygra i nie pozwoli Tygrysowi zabrać go na tańce bez wyraźnej zgody Harry’ego 

 
- A,,ale, ja, - pokonany przytulił się do dziewczyny. Nie chciał by Draco walczył.
- A jak coś mu się stanie? To z mojej winy, gdybym pobiegł za Tygrysem i się nie zgodził, ,ale ja nie wiedziałem, że to oznacza bycie jego własnościa - szepnął cicho Harry.
- Nie mogę na to pozwolić, wybacz, ale nie interesują mnie w tym momencie prawa waszej wioski, nie pozwolę, by coś stało się Draco - nie patrząc na nic brunet pobiegł na arenę, widział ich.
- Stać!! - krzyknął Harry i podszedł do nich, był wściekły, i to bardzo.
- Macie natychmiast przestać, nie zgadzam się na walkę - spojrzał na nich mrużąc oczy, jego ogon drgał nerwowo.
- Nie pójdę z nikim na tańce, nie pozwolę wam się bić. - Harry stał pomiędzy nimi. 

- Harry... - Draco nie chciał przerywać walki, teraz to już była sprawa honoru, a wiadomo,  że jego arystokratyczna duma nie pozwalała mu na najmniejszą plamkę na honorze.
- Harry kociaku proszę cie, zejdź z areny, dokończymy pojedynek, tobie nic do tego – powiedział spokojnie blondyn patrząc groźnie na rywala.
- Kociaku i tak pójdziesz ze mną na te tańce – zapewnił pewnym głosem Tygrys.
- On nigdzie nie pójdzie jeśli nie wyrazi na to zgody – warknął blondyn zaciskając dłonie w pięści.
- Zachowujesz się jak jego pan – powiedział rozbawiony Tygrys. To przelało czarę, gdyby nie Harry, to blondyn już rzucałby się na przeciwnika.

 - Jak to mnie nie dotyczy? - powiedział cicho Harry. To bolało. Czyli, ze co... był nikim ważnym?
- Mam was dość - krzyknął brunet.
- Jak jego przyjaciel! I nie pozwolę ci z niego zrobić swojego niewolnika. – krzyknął Draco kipiąc ze złości. Kłócili się tak jeszcze i w końcu jeden do drugiego doleciał i walka się rozpoczęła.


- Róbcie co chcecie, skoro to i tak mnie to nie dotyczy - Harry obrócił się na pięcie i pobiegł przed siebie.
Jego oczy niebezpiecznie się zaszkliły, otarł szybko oczy i wpadł w gęsty las. Potykał się co jakiś czas, ale biegł dalej. Zatrzymał się w końcu zmęczony, gdy doszedł do siebie rozejrzał się niepewnie.
 Nie miał pojęcia gdzie jest, a i zapach wioski tutaj nie docierał, nie do niego, bo teraz był tylko w połowie kotem.
Położył po sobie uszka, słysząc chrzęst łamanej gałęzi. Nie patrzył pod nogi, lecz gdyby to zrobił może udałoby mu się uniknąć pułapki, wpadł w sidła, kolce mocno zacisnęły się na jego nodze, krzyknął z bólu chwilę się szarpał co tylko potęgowało ból więc przestał. Skulił się  słysząc , że ktoś idzie. Zobaczył ludzi podobnych do tych z wioski, ale to nie byli oni.
 Ci wyglądali groźnie i coś sądził, że nie są przyjaźnie nastawieni,
Niezbyt delikatnie został uwolniony i jak worek kartofli zaniesiony do ich osady. Szarpanie nic nie dało, gryzienie też. Po chwili dostał w czymś w głowe i stracił przytomność, gdy się obudził był w jakimś szałasie, leżał związany nie mogąc się ruszyć.
Miał ochotę dać sobie kopniaka za swoją głupotę.



Chłopcy dokończyli walkę i Draco oczywiście wygrał ratując swój honor ale nawet nie został tam na arenie, by odebrać pochwały od innych, pobiegł do szałasu przeprosić Harry'ego za wszystko, za to że go tak źle potraktował, nie chciał tego...ale Pottera nigdzie nie było.
- Takane! Widziałaś kociaka? - spytał Draco rozglądając się naokoło.
- Nie...wybiegał z wioski do lasu, płakał wiec mu nie przeszkadzałam - powiedziała dziewczyna.  Cholera....
- W którą stronę pobiegł?! - Draco nie czekając na odpowiedz skoczył w powietrze zmieniając się w wielkiego, białego ptaka-  orzeł, wystrzelił w górę. Takane w swojej formie Białej Pumy również ruszyła za nim w las by zwęszyć jakiś trop, on wyglądał na wszystko z góry, doskonały wzrok potrafił dostrzec wiele miedzy gęstwiną drzew. Takane w końcu znalazła ślady krwi wiec i Draco wylądował.
"To nie są nasze pułapki, to sąsiednie plemię, musieli go złapać. Takane, Harry miał uszka i ogon, a co jeśli pomyślą, że to ta bestia która zabija ludzi? Zrobią mu krzywdę...." - Draco przekazał w myślach przyjaciółce. Był przerażony. Oby Kociakowi nic się nie stało.

Harry został wyniesiony na zewnątrz gdzie popchnięty upadł na ziemie, spojrzał na otaczających go ludzi i zadrżał.
- Wypuśćcie mnie - poprosił Harry kładąc po sobie uszka za co tylko krąg zacieśnił się wokół niego.
Czarnowłosy nawet nie wiedział co oni mówią, nie rozumiał ich.
Draco ratuj mnie - jęknął w myślach brunet.
Krąg się rozsunął przepuszczając wodza plemienia. Był ogromny, ale nie to było ważne, tylko to, że zbliżał się do niego z nożem
Spanikowany kociak zaczął się czołgać jak najdalej od niego. Umrę - pomyślał. Już nigdy nie zobaczę Draco.
Harry zamknął oczy, i myślał o Draco, po jego policzkach popłynęły łzy.
Jego postać nagle rozbłysła niebieskim światłem.
Zielonooki poczuł, że się kurczy, zmienił się ! Jednak teraz nie było czasu na myślenie, biegł ile tylko sił w małych nóżkach.
Utrata krwi osłabiła go, więc będąc już w lesie niezdolny biec dalej stracił przytomność.

Draco nie wiedział czy miał urojenia, czy nie, ale usłyszał gdzieś daleko ciche błaganie o pomoc, rozpoznał w nim głos Potter’a.
"Takane, za mną!" – rozkazał blondyn wzbijając się znów w powietrze i w końcu wzleciał nad osadę wrogiego plemienia dając im znak, że będzie wałczył jeśli skrzywdzili jego kociaka. Tak, jego kociaka. Draco nikomu nie chciał go oddawać i koniec kropka. Blondyn swoim lotem odwrócił uwagę tubylców, a Takane idąc po śladach znalazła kociaka gdzieś w krzakach. Chwyciła jego futerko na karku między zęby i pobiegła już w kierunku wioski.
"Smoku zajmij się ewentualnym pościgiem, zaniosę go do wioski i wyleczę "
"Dziękuje Takane, już ich gubię" –
całe szczęście kociak się znalazł!
Troszkę czasu blondynowi zajęło zgubienie pościgu ale w końcu się udało. Draco wrócił do osady lądując niedaleko szałasu, Takane właśnie zajmowała się nieprzytomnym kociakiem.


Harry nie wiedział gdzie jest, czuł się jakby ktoś zrobił mu kogiel mogiel w głowie.
Poruszył się, ale to tylko sprawiło, że pisnął głośno z bólu, łapka strasznie go bolała.
Jego mętny wzrok rozglądał się po pomieszczeniu nie mogąc z niego nic wyczytać,, czy był w niebie? Oby nie ,bo skoro nie ma tu Draco, to nie zamierzał tu zostawać..
Dopiero godzinę później, Harry nieco pewniej otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę, zastrzygł delikatnie uszkami, a więc żył,, żył.
Po  chwili jego wzrok prześlizgnął  się na Draco. Oh jak on bardzo chciał sie teraz do niego przytulić. Tak bardzo się bał,.. że już nigdy go nie zobaczy.

Dziewczyna opatrzyła wszystkie mniejsze i większe rany Kociaka. Zadbała o to, by usztywnić mu złamaną łapkę i ogonek u nasady. Draco natomiast zrobił dla niego miejsce na posłaniu, wygodne, by Harry czuł się komfortowo. Blondyn obserwował go przez cały czas, gotów być na każde jego zawołanie, skinienie. 
- Kociaku nie ruszaj się, będzie bolało, słyszysz? Naprawdę nie ruszaj się kotku... - Draco delikatnie pogłaskał go po głowie i podał mu pod pyszczek miseczkę z mlekiem.
- Proszę, straciłeś dużo krwi i płynów, bo wdało się zakażenie, trzeba było ci jeszcze krwi upuścić.... ale już wszystko wraca do normy – wyjaśnił Draco, by po chwili uśmiechnąć się ciepło.
- Harry sam zmieniłeś się w kotka. – powiedział czule gładząc jego łepek.

Harry miauknął desperacko, i poruszył się niespokojnie, chciał Draco, chciał go teraz, chciał się przytulić.
Gdy podsunięto mu mleko pił powolutku co jakiś czas pomiaukując z bólu.
Leżał taki skulony wlepiając swoje zielone oczka w Draco. Wiedział, że będzie sprawiał blondynowi tylko kłopoty, plus nie wiadomo co z ludźmi z drugiego plemienia.
Jak znajdą go w tej wiosce mogą zaatakować a tego by nie chciał.
Tak ,udało mu się zmienić, i znowu dzięki Draco, czarnowłosy wszystko mu zawdzięczał.

Z tym plemieniem nie będzie problemu, to silni wojownicy ale nie obejdą barier tutejszych szamanów nigdy w życiu, chociaż wypadałoby te granice i bariery nieco przestawić, by ludzie mogli bezpiecznie wychodzić na polowania i żeby zbierać owoce, zioła, korzenie. Wszystko było dobrze, mieszkańcy już zdążyli się ubezpieczyć i wszystko załatwili jak należy, by nikt w wiosce nie ucierpiał, poza tym wszyscy bardzo martwili się o Kociaka i wyczekiwali na jakieś wiadomości od Draco bądź Takane.  W końcu dziewczyna im powiedziała, że Kociak się obudził, że wciąż pozostaje w swojej pełnej kociej formie i lepiej żeby tak został, bo szybciej dojdzie do siebie. W tym czasie Draco doglądał cały czas Harry'ego.
- Lepiej się już czujesz? Eh Harry.... wiedziałem, że z tobą się nie będę nudzić ale w takim tempie  w jakim wpadasz w tarapaty, nasz trening się przedłuży - blondyn
położył się obok Harry’ego i pogłaskał go po brzuszku. Kamień spadł mu z serca, gdy Takane powiedziała, że Kociakowi nic nie jest i szybko wróci do zdrowia.

Kociak skinął głową po czym spojrzał na niego przepraszająco i liznął jego nosek po czym spuścił łepek.
Było mu głupio,że tak zareagował, ale poczuł się jak jakaś rzecz. Był tak traktowany od małego, nawet Dumbledore mówi mu co ma robić, chciał o tym zapomnieć i po prostu dzisiaj to wybuchło.
Miauknął cichutko, chciał się zmienić, ale wiedział, że zniszczył by pracę dziewczyny. Musiała by mu jeszcze raz zakładać opatrunki.
Nagle Harry poczuł się senny - zapewne przez leki podane przez Takane. Wtulając się w blondyna delikatnie zwinął się w kłębek i zasnął.
Brunet obudził się dopiero następnego dnia tyle, że w swojej rzeczywistej wersji, leżał na Draco krzywiąc się, noga dalej bolała.
Spojrzał na blondyna i musnął jego usta.
- Wybacz Draco. Sprawiam ci tylko same problemy - szepnął brunet i ponownie wtulił się w blondyna.

W nocy Draco wyczuł ten ciężar na sobie, wiec domyślił się, że Harry znów się zmienił, wiec nie obudził się. Nie przeszkadzało mu to. Dopiero nad ranem, tuż po tym słodkim pocałunku, Książę Draco otworzył łaskawie swoje szare oczy i jęknął.
- Kociaku, wbijasz mi kolano w tyłek... – Draco poruszył sie i przekręcił tak żeby wydobyć spod siebie jego kolano, zaraz jednak przerzucił udo przez biodra Harry'ego i przycisnął go mocniej do siebie. 

- Cicho, jeszcze pięć minutek pośpimy – poprosił Draco i już automatycznie ucałował jego czoło , teraz jednak zrobił coś nowego, Draco sięgnął po dłoń bruneta, splótł ich palce razem i podłożył pod swój policzek.


- Dobrze 5 minut, ale potem wiesz, że muszę wstać i wracać do treningu - chociaż bolała go noga nie chciał opóźniać treningu.  Harry zastrzygł uszkami,, moment co??
Jednak zostały? Myślał, że skoro udało mu się odmienić z małego kociaka dodatki zniknął, ale w sumie, był kociakiem Draco.
- B..bardzo jesteś na mnie zły "? - szepnął niepewnie Harry, chowając twarz w jego torsie.
- Przepraszam, nie powinienem był się tak zachowywać, n,nie zrobiłeś nic złego, broniłeś mnie  a ,,a ja,, - zająknął się brunet.
- Przepraszam,, - mruknął cichutko brunet nie patrząc na Draco jakby się bojąc, że ten zacznie na niego krzyczeć tak samo, gdy zabarykadował się w  sexroomie Zabini'ego.

I nici z pięciominutowej drzemki. Draco już się rozbudził słysząc te pytania i już automatycznie pociągnął go za to kocie uszko. Blondyn cieszył się, że jednak jeszcze zostały, pasowały Harry'emu idealnie, chociaż to mogło się wydawać dziwne.
- Harry, ja tez Cie przepraszam, na chwile się zapomniałem. Wiem że nie lubisz gdy się za ciebie decyduje, a broniąc cie również za ciebie zadecydowałem, nie chciałem tego. Nie chciałem cię skrzywdzić, anie urazić - Draco podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się.
- Koniec tematu, było minęło, ważne, że tu jesteś cały i prawie zdrowy. Wyjdziemy dzisiaj sami nad rzekę, bo myśliwi potrzebują ochrony wiec rybacy tez wychodzą z nimi ...pomogę ci się skoncentrować, żebyś w koniu coś upolował. Nie polegaj na kocim instynkcie, bo nie będziesz jeszcze potrafił tego kontrolować. Mówię ci to - Draco uśmiechnął się delikatnie.

 - Draco ! - Harry uśmiechnął się i pomimo bólu w nodze rzucił mu się na szyje całując go w policzek,
- Dziękuje, i nie przepraszaj, - Harry pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.
- Kąpiel i możemy iść łapać,te przeklęte ryby - mruknął brunet, miał nadzieję, że w końcu mu się uda.
Ale będzie z nim Draco, więc prędzej czy później zrobi to, złapie w tej przeklęty kij tą przeklętą rybę.
Wstał niepewnie i kulejąc i krzywiąc się złapał czyste ubrania.
- No rusz się ty moja księżniczko, musimy iść - Harry uśmiechnął się i zamachał ogonkiem.

- Eh baranie, gdybyś był do końca sprawny... to byś mnie musiał tam zanieść, przez te wczorajsze loty mnie głowa boli, za szybka zmiana ciśnienia i wysokości ah, och hmmmm- Draco musiał ponarzekać, bo nie byłby sobą. W końcu jednak naciągnął na tyłek spodenki i tak właśnie wyszedł z szałasu na półnago, bo tak było wygodniej, wziął tylko kilka owoców do worka, tak na śniadanie i wyszli razem nad rzekę. Draco wprowadził Harry'ego do wody, ale bez kija i stanął za nim.
- Teraz mnie słuchaj.  Zamknij oczy – szepnął Draco. Blondyn swobodnie obejmował go ramieniem.
- Musisz wyciszyć wszystkie głosy w swojej głowie. Tak na początek wsłuchaj się tylko w to co cie otacza, ptaki, woda i szelest liści, ignoruj mój głos, słuchaj tylko tego co na pierwszy rzut oka czy raczej ucha jest niesłyszalne. – Draco instruował dokładnie Kociaka. Wiedział, że dzięki temu Harry szybciej się nauczy. Czasami dobrze było mieć kogoś do pomocy.