czwartek, 13 listopada 2014

Namiętny Interes 6



Przepraszam, że tak krótko, ale rozmowę tych dwojga chce opisać w osobnym rozdziale :)
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu;3
Miłego czytania i zachęcam do komentowania ;3

Wasza Maru;3


Rozdział 6

- Ale Matt ja chce jechać z tobą – mruknął Akai nadymając policzki. Już tydzień siedział w domu, a Matt skakał wokół niego nie pozwalając mu się nigdzie ruszyć.
- Nie ma mowy. Lekarz kazał ci odpoczywać i leżeć w łóżku. Wiem, że się tu nudzisz ale jeszcze tylko troszkę. Jeszcze niecałe 3 tygodnie. Niestety muszę już iść. Co 2 godziny będzie przychodziła ta miła pani z sąsiedztwa sprawdzić jak się czujesz i poda ci obiad, na kolację powinienem wrócić. – powiedział przysiadając na skraju łóżka.
- Wiem, że się tu nudzisz sam. Postaram się wracać wcześniej – uśmiechnął się ciepło kładąc mu dłoń na głowie, targając blond kosmyki.
- Dam sobie radę, wiesz o tym – powiedział cicho chłopiec. Nie chciał być dla nikogo problemem.
- Wrócisz jak będziesz mógł. Nie chce byś pędził do domu na złamanie karku, bo jeszcze tobie się coś stanie – mruknął zerkając na niego.
- Nie martw się. Jutro na kolację przyjdzie Mary i mój tata. Niestety za dwa dni musi wracać do Nowego York’u – powiedział wstając.
- Bądź grzeczny – powiedział Matt za chwile wychodząc z rezydencji. 

Akai westchnął głośno słysząc szczęk zamykanych drzwi. To już nawet nie chodziło o to, że się nudził. Po prostu od tamtego czasu tajemniczy brunet nie odezwał się ani razu. Było mu smutno z tego powodu. Co noc śnił mu się ten powalający uśmiech mężczyzny. Mimowolnie zarumienił się i schował cały pod kołdrę. 

Dzień dłużył mu się niemiłosiernie. Sąsiadka była strasznie dokładna, nawet palca nie mógł z łóżka wystawić. Przecież miał tylko złamaną nogę?! Mamrocząc groźby pod adresem nadopiekuńczej starszej pani co chwile zerkał na wyświetlacz telefonu, gdy nagle usłyszał znaną mu melodyjkę. Szybko odebrał nawet nie patrząc.
- Hey mały, jak się czujesz? Noga bardzo dokucza? – to był Matt. Akai poczuł rozczarowanie. To nie tak, że nie cieszył się z telefonu „braciszka” po prostu czekał aby usłyszeć głos kogoś innego… Pewnego przystojnego bruneta.

- Dobrze. Trochę mi się nudzi. Pani Tempura( xD) skacze nade mną jak nad małym dzieckiem – burknął mało zadowolony, po chwili usłyszał ciepły śmiech w słuchawce i jego humor nieco się poprawił. Mimo, że się troszkę denerwował, to bardzo się cieszył wiedząc, że jest ktoś kto się nim przejmuje.
- Nie martw się. W przyszłym tygodniu będzie z tobą Mary, będzie miała urlop, zaoferowała, że z tobą posiedzi – powiedział blondyn, na co chłopiec uśmiechnął się zadowolony.
- Oh naprawdę ? To super! A poza tym „szefie” czy nie miał pan mieć o 2 zebrania ? – zapytał chichocząc, by zaraz wybuchnąć śmiechem słysząc jak Matt cicho zaklął.
- Zadzwonię po zebraniu. – i się rozłączył. Akai chowając twarz w poduszkę śmiał się głośno. W sercu poczuł przyjemne ciepełko. Matt tak się o niego martwił, że zapomniał o swoich obowiązkach. 

Właśnie odkładał telefon na półkę, gdy aparat znowu się rozdzwonił.
- Nissan miałeś być na zabraniu – zaczął, myśląc, że to brat.
- No cóż, spotkanie już dobiegło końca – powiedział rozbawiony głos. Akai usiadł raptownie i jęknął cicho czując ból w nodze.
- Ostrożnie tam malutki – powiedział głos.
- Pan Josh! – powiedział trochę zbyt entuzjastycznie.
- Z..zadzwonił pan – szepnął malec trzymając przy uchu aparat ściskając go obiema rękami.
- Wybacz, że dopiero teraz, jednak musiałem wrócić na trochę do Nowego York’u. Spotkania, ale to nie ważne. Jak się czujesz Akai? – zapytał Josh uśmiechając się pod nosem. Reakcja chłopca na jego telefon strasznie go rozbawiła i wręcz rozczuliła.
- Już dobrze. Założyli mi gips, braciszek i jego tata podpisali mi się na nim – powiedział chichocząc cicho. Chłopiec nie zauważył, że nie powiedział „nasz tata”, Josh wyłapał to, jednak nic na to nie powiedział prowadząc dalej rozmowę. Nie miał prawa pytać chłopca o jego sprawy rodzinne.
- W Nowym York’u? Braciszek też tam mieszka! – powiedział entuzjastycznie.
- Przyjechał tutaj zarządzać firmą – powiedział spokojnie. No cóż, nie zdradzał nic na temat firmy ani tego czym się zajmują. Więc na razie nie złamał zasad, które go obowiązywały w pracy.
- Ah tak?... – rozmowa toczyła się jeszcze przez pół godziny po czym Josh zapewnił, że jutro znowu zadzwoni. 

Matt wracając do domu zastał  „braciszka” całego w skowronkach.
-Stało się coś dobrego? – spytał zadowolony, że malec ma dobry humor.
- Oh dzwonił pan, który mnie uratował – powiedział rozmarzonym głosem.
- Ah tak? Powinienem się z nim skontaktować i podziękować. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz z nim kontakt? – spytał Matt siadając na skraju łóżka i całując chłopca w czoło.
-Oh, bo to dopiero pierwszy raz dzwonił. Dałem mu swój numer, i mhm tak jakoś nie pomyślałem – powiedział spoglądając na brata, czy aby nie jest zły, ale ten uśmiechał się ciepło.
- Nie patrz tak na mnie. Nie jestem zły – zaśmiał się. Z chłopca można było czytać jak z otwartej księgi.
- Później podasz mi jego numer, dobrze? – poprosił Matt, a Akai przytaknął.
- No dobrze. To co jemy na kolację? – Matt wziął chłopca na ręce i zaniósł go do salonu gdzie mieli zjeść kolację. Akai był mu za to wdzięczny. Cały dzień w łóżku dawał mu się we znaki.
- Sajgonki! – klasnął w dłonie chłopiec. Matt nie umiał mu odmówić. 

……………………………………..

- Mary moja piękna, nie daj się prosić. – John Bayen uśmiechał się łobuzersko do kobiety, która coraz słabiej odpierała jego zaloty. Oboje zdawali sobie sprawę, że między nimi coś się dzieje, lecz oboje bali się zaangażować do końca.

- Dobrze, ale ta kolacja, to tylko zwykłe spotkanie – powiedziała wzdychając cicho, lecz na jej policzkach zakwitły delikatne rumieńce. Spoglądała na przystojnego mężczyzn, który już dawno zdążył ją sobie owinąć wokół palca. Nie umiała mu odmówić, tym bardziej, gdy patrzył na nią tym szczenięcym wzrokiem.
- Przyjadę po ciebie o 7. Ah i Mary? To jest randka- puścił kobiecie oczko i ulotnił się zanim zdążyła zmienić zdanie co do spotkania.
- Oh John.. – kobieta westchnęła cicho uśmiechając się czule patrząc za znikającym mężczyzną. 

………………………………………………………

Następnego dnia Josh zmierzał do siedziby MProduction z zaciętą miną. Tym razem nie da się tak łatwo spławić. Musiał porozmawiać z Matt’em, przeprosić. Wiedział, że zachował się jak ostatni sukinsyn, lecz nie sądził, że sprawy tak się potoczą. Westchnął cicho i dumnie wszedł do środka szykując się na spotkanie z lwicą, sekretarką jego „byłego” przyjaciela – Mary.

- Pan Bayen ma teraz ważne zebranie, a nawet gdyby nie miał, kazałby panu rzucić się z mostu – powiedziała uśmiechając się miło. Z boku wyglądało to jakby wymieniali zwykłe uprzejmości.
- Nie wyjdę stąd dopóki się z nim nie zobaczę. Nie odpuszczę Mary. Wiesz o tym – spojrzał jej w oczy.
- Nie pozwolę, by Matt znowu cierpiał. Nie przez takiego drania jak ty Josh. – powiedziała zimno kobieta zakładając odruchowo długopis za ucho.
- Nie chce go ranić! Chce przeprosić – warknął tracąc cierpliwość.
- Możesz mi nie wierzyć ale nasza przyjaźń wiele dla mnie znaczyła. Dalej znaczy – westchnął cicho przeczesując dłonią idealnie ułożone włosy. W tym momencie wydał się kobiecie taki szary, przybity, smutny. Przez złość za to co zrobił jej „chłopcu”, bo Matt’a już dawno traktowała jak własnego syna, nie zauważyła, że Josh naprawdę próbuje to wszystko naprawić, że żałuje.
- Nie zmuszaj mnie bym błagał na kolanach Mary – powiedział patrząc na nią zrezygnowany.
- O 12 jada lunch w gabinecie. Nie będzie wtedy nikogo w budynku. Masz 5 minut. – powiedziała mu i minęła go wracając na piętro.
Gdy wsiadła do windy przymknęła oczy masując skronie. Szykuje się ciężki dzień. 

Josh nie wierzył we własne szczęście! W końcu będzie mógł porozmawiać z Matt’em. Może nie wrócą do tego co było kiedyś, ale może z czasem blondyn będzie w stanie mu wybaczyć.
Nagle usłyszał sygnał swojej komórki. Uśmiechnął się mimowolnie 

spoglądając na wyświetlacz, odebrał po chwili.

- Jak tam maleńki?

poniedziałek, 10 listopada 2014

Blog Maru

Witajcie kochani,

nie zamierzam opuścić bloga, mam zamiar pisać dalej.

 To były ciężkie dwa miesiące...

Piszę, bo lubię pisać, notki wstawiam ponieważ chciałam się z innymi podzielić swoją twórczością.

To mój blog i nikomu nie zamierzam go oddać.

Wiem, że każe wam długo czekać, ale jak tu mieć wenę, gdy najukochańszy dziadziuś zmarł?

Nie chce się tłumaczyć ani nic z tych rzeczy.

Informuję tylko, że nie opuszczam bloga, a za pisanie rozdziału już się zabrałam. Może uda mi się

wstawić jutro, albo pojutrze.

Wiem, że was zaniedbałam, ale niestety niezbyt miałam na to wpływ.

Mam nadzieję, że jest jeszcze ktoś kto cierpliwie czeka na następne rozdziały.

Wasza Maru ;3