wtorek, 16 grudnia 2014

Dwa Światy 12


Rozdział 12 

Mikael leciał na złamanie karku, byleby jak najszybciej dotrzeć do swojego małego demona.
-Błagam niech mu nic nie będzie - szepnął przymykając oczy. Niedługo potem dotarł do domu Tom'a.
Gdy tylko z hukiem wpadł do środka wiedział, że jest źle, bardzo źle.
W środku panował istny chaos. Brian wertował energicznie opasłe tomiszcza zrozpaczonym wzrokiem szukając czegoś co mogłoby chociaż w najmniejszym stopniu pomóc jego małemu braciszkowi. Salon jak i kuchnia wyglądały jak po huraganie. Zacisnął dłonie w pięści i podszedł szybko do demona.
- Gdzie on jest?! Gdzie jest Liam? Gdzie Tom? - Brian przytrzymał Anioła delikatnie acz stanowczo.
- Obaj są w śpiączce. Tom'a jesteśmy w stanie wybudzić. Niestety Liam... To nie takie proste. Stracił zbyt wiele demonicznej aury. - demon pokręcił głową starając się jakoś odegnać czarne scenariusze.
- Ty!! - do salonu wpadł Kuro i rzucił się na Anioła. To przez tego wstrętnego świętoszka jego mały braciszek jest teraz w takim stanie.
Demon z Aniołem tarzali się po podłodze okładając się jak popadnie.
- DOŚĆ!! Przestańcie! P-proszę przestańcie.. - Brian rozpłakał się i opadł na kolana.
- To mu nie pomoże. Ja... Kuro błagam. - starszy demon jakby opamiętał się i podszedł do brata przytulając go do siebie.

Mikael wstał powoli ocierając krew z rozbitej wargi. Wiedział, że demon miał rację. Gdyby nie zostawił chłopca samego do niczego takiego by nie doszło. Sam nie umiał sobie wybaczyć, tym bardziej wiedział, że jego bracia nigdy nie zapomną mu tego.
- Wiem, że to moja wina. Zostawiłem go samego - Mike zacisnął dłonie w pięści zagryzając wargę.
- Jednak udało mi się ustalić kto za tym wszystkim stoi. Richardson nie działał sam. - powiedział wzdychając głośno.
- Wezwano mnie dzisiaj na naradę, a raczej zostałem zwabiony w pułapkę. To robota Najwyższej Rady - powiedział patrząc na oba demony.
- Co takiego?!- Brian spojrzał przerażony na brata. Wiedział, że ich pochodzenie było przyczyną tysiącletnich sporów i nienawiści, jednak nie sądził, że Aniołowie!!! Na wszystkie diabły... Anioły, które zawsze załatwiały sprawy polubownie, nie lubujące się w przemocy, były w stanie skrzywdzić niewinne dziecko.
Kuro przymknął oczy już wyobrażając sobie jak unicestwia wstrętne Anioły demonicznym ogniem. Tortur nie będzie końca, o nie. Z nim mogą sobie robić co chcą, ale nigdy, ale to nigdy nie pozwoli, aby ktoś krzywdził jego rodzinę. Oddałby całego siebie .... Właśnie! Kuro warknął cicho pod nosem, że też wcześniej o tym nie pomyślał.
- Kuro? - Brian'a zaniepokoiła mina brata. Wiedział , że ten znalazł rozwiązanie, i coś sądził, że go ono przerazi i nie zdziwił się.
- Oddam mu swoją Aurę - powiedział nagle Kuro, a Brian zszokowany aż cofnął się o krok.
- A-ale nie możesz. Musi być inne wyjście... Nie możesz. Dobrze wiesz, że istnieje ryzyko, że żadnemu z was to nie pomoże. Nie mogę stracić was obydwu! - młodszy brat spanikował. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Otoczył go istny chaos.
- To jedyny sposób - powiedział z chłodną obojętnością następca tronu.
- Nie. Nie jedyny - odezwał się nagle milczący dotąd Anioł. Brain spojrzał na Anioła z nadzieją w oczach.
- Możemy to zrobić razem. Połączyć aurę. To może zadziałać, tym bardziej, że jego matka była Aniołem - powiedział patrząc hardo w oczy Demona.
- To... Może się udać - powiedział powoli Kuro, a Brian zbladł jeszcze bardziej o ile to było możliwe.
- Czy wyście poszaleli?! Zginiecie wszyscy! Kuro to szaleństwo. To niebez... - nie dokończył. Kuro wykorzystując nasenny piasek sypnął nim bratu w twarz, widział na niej wymalowany szok, zrozumienie, rozpacz, by zaraz stracić przytomność.
- Nic mu nie będzie. Na nas Demony ten piasek nie robi wrażenia, dostał większą dawkę więc prześpi kilka godzin. Zaniosę go do drugiej sypialni i będziemy mogli omówić strategię - powiedział zimno Kuro, na co Mike tylko przytaknął.
Demon i Anioł razem, ramię w ramię. Rzadki widok. Anioł trzymał błękitną kopertę natomiast Demon krwisto czerwoną. Musieli powiadomić swoje rodziny o tym co zamierzali uczynić. Demon przekazał kopertę Aniołowi w geście zaufania. Mike wyszeptał kilka słów, a koperty zniknęły, miały trafić w ręce zaufanych mu przyjaciół. Wiedział, że może im ufać i że wiadomości zostaną dostarczone.
- Wierzę, że twój posłaniec dobrze się tym zajmie. Już czas - powiedział Kuro patrząc chłodno na Anioła.
- Możemy tego nie przeżyć. Zdajesz sobie z tego sprawę? - spytał Demon stojąc na przeciwko Anioła. Był mu wdzięczny, że ten chce się poświęcić dla jego brata, ale musiał wiedzieć, że Mikael był pewny swojej decyzji.
- Doskonale znam konsekwencje naszego planu. Zrobię wszystko, by Liam przeżył, nawet jeśli to znaczy, że już nigdy nie zobaczę jego uśmiechniętej buzi - powiedział zaciskając usta w wąską kreskę.
- Tobie naprawdę na nim zależy - bardziej stwierdził niż powiedział Demon. Położył dłoń na ramieniu kompana, bo przyjaciółmi nie byli.
- Obudzimy go. To zabrzmi dziwnie w moich ustach, ale bądź Aniołem, weź się w garść. Uwierz, że nam się uda. - powiedział patrząc mu chłodno w oczy.
- Do dzieła -powiedział Mike i skinął delikatnie głową w geście wdzięczności. Obaj w swoich prawdziwych postaciach podeszli do kręgu.
Chłopiec leżał owinięty białym prześcieradłem w środku ogromnego pentagramu, który wyczarował Kuro, w dłoń został wsunięty chłopcu poświęcony krzyżyk na znak, że te dwa oddzielne światy mogą działać w harmonii.
 ~~ ~~ ~~
........ W niebie.......
 Zamieszany w spisek Anioł tak jak kazał Mikael poinformował o wszystkim wyższego Anioła. Wolał nie pogarszać swojej już i tak okropnej sytuacji.
- Co takiego?! Zejdź mi z oczu inaczej nie ręczę za siebie. Natychmiast udaj się do Stwórcy. Poinformuj go o wszystkim! - w dłoni Rafael'a pojawiła się czerwona koperta. Zaskoczony przyjrzał jej się uważnie. Już wiedział co powinien z nią zrobić.

W tym samym czasie w Niebie, Kami x Mirel
- Kami! – Mężczyzna widząc go w drzwiach swojego mieszkania zrobił jedną rzecz, która przyszła mu teraz do głowy. Przygarnął młodszego Anioła do siebie oplatając szczelnie ramionami.
- Tak bardzo cię przepraszam. Przepraszam, przepraszam… - szeptał jak mantrę.
- Mhm… Anno. Mirel.. zostaw,  nie…  Wypuść- wiercił się zawstydzony w jego ramionach nie spodziewając się takiego ataku na swoją osobę.
- Nie. – odezwał się nagle stanowczym głosem przyjaciel. – Już nigdy cię nie puszczę. Nigdy nikomu nie oddam. Jesteś mój na wieki. Choćbym miał błagać na kolanach do końca świata, zrobię to – odsunął zarumienionego Kami’ego na wyciągnięcie ramion i spojrzał mu w oczy.
- Ja wiem, że zachowywałem się jak ostatni drań. Nie rozumiałem cię, krzywdziłem. Jednak w końcu zrozumiałem. Kami ja… Ja.. – Kami jak zaczarowany wpatrywał się w przyjaciela, jego oczy lśniły od powstrzymywanych łez. Czy to był sen? Jeśli tak, to nie chciał się już nigdy obudzić. Jednak nie. Mirel naprawdę tu stał. Naprawdę trzymał go w ramionach i miał zamiar wyznać uczucia.. Prawda? Nadzieja wstąpiła w serce niższego Anioła, który z niecierpliwością ale i obawą czekał na to co powie „przyjaciel”. Jednak tę rozmowę będą musieli odłożyć na później. W ich stronę biegł zdyszany Jeremy wymachując błękitną kopertą. MIKAEL! Coś się stało! Błękitna koperta była zarezerwowana tylko na jedną sytuację, gdy chodziło o ostateczne unicestwienie. Mikael narażał w tym momencie swoje życie, a oni niczego nieświadomi gruchają sobie jak gołąbki.
- Co się stało?! Mirel i Kami spojrzeli przerażeni na starszego Anioła.
- Mike, Liam… Richardson on… Rada Aniołów skazana, egzorcyzm – wysapał Jeremy. Nie czekali na nic więcej, ruszyli biegiem w stronę portalu ciągnąc za sobą zadyszanego Anioła.
- Otwieraj portal! Musimy iść – powiedział Mirel stojąc przed portalem. Chwycił dłoń „przyjaciela”, spoglądając mu przy tym w oczy.
- Będzie dobrze. Musi być. To Mike, na pewno sobie poradzi – powiedział chcąc uspokoić drżącego Kami’ego. 

- Nie. Mam dla was inne zadanie. Mikael chciał byście dostarczyli to do piekła. Ma ona sygnaturę Kuro, bez problemu przejdziecie przez ich portal - powiedział Rafael podając im czerwoną kopertę.
-Ja pójdę. Wy dołączycie później. Potrzebna będzie pomoc przy śmiertelniku. Pospieszcie się! Jeremy! Otwórz portal - powiedział starszy Anioł. 
........W piekle............
Belial czytając wiadomość zbladł momentalnie. Jego synek, jego maleństwo! Oczywiście martwił się także o starszych synów. Jednak osobiście nie mógł nic zrobić. Opadł na tron starając się uspokoić.
- Karelu! Udasz się natychmiast na ziemię! Moi synowie potrzebują mrocznej aury. Ruszaj natychmiast! - doradca władcy piekieł skłonił się i ruszył jakby go goniło na ziemię.
Gdyby nie wiadomość od Rafael'a nie byliby niczego świadomi. Jego synowi walczą o życie, a on nie może przy nich być. Belial zacisnął dłoń w pięść uderzając nią o mały stoliczek obok tronu, który rozpadł się na kawałki. Mógł jedynie czekać...


~~ ~~ ~~

Mężczyźni wyciągnęli dłonie nad ciało chłopca. Kuro po lewej stronie, Mikael po prawej.
- Wzywam moc piekieł, niech czarny ogień połączy się z ciałem na znak przynależności do świata cieni - wyszeptał Demon. Po chwili odezwał się Mikael.
- Wzywam moc światła, niech połączy się ona z ciałem na znak przynależności do jasnej strony świata - wyszeptał Anioł.
Dwa tak różne, a jednak tak samo silne moce wirowały nad ciałem chłopca obijając się o siebie.
- To nie działa - mruknął Mike czując jak cień próbuje wypchnąć go z kręgu.
- Nie poddawaj się! Uda nam się. Nie pozwól aby cień cię pokonał! - zawołał Kuro sam starając się utrzymać na pozycji. Obie przeciwne sobie moce walczyły zawzięcie nie zamierzając się połączyć.
- Uda nam się, uda... - szeptał Kuro. Powoli opadał z sił, tak samo było z Aniołem, widział stróżkę krwi spływającą z jego nosa na podłogę. Jednak żaden z nich nie chciał się poddać.
- Nie... - szepnął Kuro czując jak światło wypycha go z kręgu.
- Liam! Braciszku... - czuł jak osuwa się do tyłu, widział, że Mike także ledwo trzyma się na nogach, gdy nagle ktoś go podtrzymał pomagając ustać w pionie.
-
Wzywam moc piekieł, niech czarny ogień połączy się z ciałem na znak przynależności do świata cieni - powiedział nowy głos.
-
Wzywam moc światła, niech połączy się ona z ciałem na znak przynależności do jasnej strony świata- odezwał się głos po prawej stronie.
- Nie jesteście sami. Nie poddawajcie się jeszcze. Walczcie! - krzyknął Rafael podtrzymując Mikael'a.
Gdy tylko Rafael dotarł na miejsce nie mógł uwierzyć w to co widzi. Demon i Anioł współpracowali narażając swoje życia. Widział jak obaj opadając z sił. Jednak nie mógł przyłączyć się do kręgu sam, potrzebował demona, który zrównoważy jego moc. Na szczęście wiadomość dotarła na czas i już po chwili obaj mogli dołączyć się do kręgu.
 Mój panie! Nie poddawaj się - powiedział Karel podtrzymując następcę tronu. 
- Uda nam się. Tylko uwierzcie - krzyknął Rafael.  
Cień i Światło uderzały o siebie, by w pewnym momencie zacząć przyciągać się nawzajem.
- To działa! Jeszcze trochę. Wytrzymajcie - krzyknął Kuro odzyskując nadzieję na uratowanie braciszka. 
Nagle cień wchłoną jasność by przybrać kształt ciemnej kuli, która rozbłysnęła jasnym światłem. Mężczyźni zwęzili krąg przysuwając się bliżej ciała chłopca.
- Niech ciemność i jasność staną się jednością. Niech połączą się one z ciałem. - wypowiedzieli chórem. Patrzyli zafascynowani jak kula z łatwością wchłania się w ciało Liam'a.
- U-udało się - szepnął Rafael ocierając pot z czoła. Nagle postać chłopca pojaśniała, a ciemny cień zaczął krążyć wokół niego unosząc go do góry.
- Co się dzieję?! - wszyscy patrzyli jak oczarowani na postać chłopca, która zaczęła się zmieniać. Na plecach pojawiły się ogromne skrzydła, nie byłoby w nich nic nie zwykłego, gdyby nie to, że jedno skrzydło miało kolor czerni, a drugie było śnieżnobiałe. Włosy chłopca zmieniły barwę na jasny blond przebarwione gdzieniegdzie czarnymi pasemkami. Oczy Liam'a rozwarły się ukazując światu lewą tęczówkę błękitną, a drugą ciemną, prawie czarną. 
Moc rozwiała się opuszczając chłopca na ziemię.
- Już po wszystkim - wyszeptał nagle Rafael podchodząc do Liam'a.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Śpi. - szepnął biorąc na ręce to kruche ciałko.
- Już nic nie zagraża jego życiu. Jednak wy. Jesteście wyczerpani. Minie kilka tygodni, nim wasza moc z powrotem się ustabilizuje - powiedział starszy Anioł.
Kuro ze szczęścia, o mało co się nie popłakał, widział, że Mikael nie jest w lepszym stanie. Obaj jednak nie zapomnieli o Tom'ie.
- Tom, jeszcze on... - zaczął Mike starając się podnieść z podłogi.
- Spokojnie. Mirel i Kami się nim zajęli. Jak tylko dostarczyli wiadomość od razu przybyli tutaj.  Jednak żaden z was nie mógł ich wyczuć. Żadnemu z nich nic nie zagraża. Śmiertelnik będzie spał przez kilka dni, jednak kiedy obudzi się Liam... Trudno powiedzieć. Na szczęście to leczniczy sen, jego moc ustabilizowała się. - powiedział spokojnie.
Kuro, Mikael, Liam i Tom oraz Brian zostali położeni w sypialni na osobnych łóżkach. Każdy z nich powoli wracał do pełni sił.
- Co z nim? - spytał Karel patrząc z nienawiścią na Richardson'a, który leżał związany w kącie salonu. - Co z Radą? - demon spojrzał na Anioła uważnie.
- Nie martw się. Pozwólmy to rozwiązać Belial'owi i Stwórcy. Obaj na pewno dojdą do kompromisu - powiedział Rafael popijając spokojnie herbatę. Oni także byli zmęczeni, lecz nie tak bardzo jak Kuro i Mike, oni nie byli w kręgu tak długo jak oni.
- Tak, masz rację - Karel usiadł na krześle z wdzięcznością biorąc kubek z herbatą od kogo? Czy teraz Demony i Anioły będą żyć razem w harmonii? 


A tego dowiecie się w następnym rozdziale :)
Mam nadzieję, że wam się spodobało ;3 Zachęcam do komentowania.
Prawdopodobnie, a raczej na pewno następny rozdział będzie ostatnim z tego opowiadania ;3

niedziela, 14 grudnia 2014

W poniedziałek!

Gomme kochani, ale nie chce wstawiać nie dokończonego rozdziału, więc nowy rozdział pojawi się jutro wieczorkiem jak wrócę z pracy i na spokojnie dokończę.
Przepraszam za opóźnienie, ale wolę wstawić poprawiony i dobrze napisany niż niedokończony i z błędami :)


Kocham was.

Maru;3




Junjou Romantica <3 Awww Misaki so cute <3 *_*


środa, 3 grudnia 2014

Ohayo!

Moi kochani :)

nowy rozdział powinnam wstawić do piątku, a przynajmniej mam taką nadzieję :)

Niestety mam coś ważnego do załatwienia jeszcze więc ogólnie ta moja "nieobecność" skończy się 


po wtorku (09.12.14r.), potem jestem cała wasza i będę starała się nadrabiać za to, że was tak 

bardzo zaniedbałam :)

Kocham was mocniusio ;3


Wasza Maru;3 ( pisane kolorem Slytherin'u <3 xD)




 
Może jak nie będziecie za bardzo krzyczeć wasza Maru wam się pokaże co?
Mhm chcecie wiedzieć jak wasza Maru wygląda?:)
Jeśli tak piszcie w komentarzach ;3
<3<3<3

czwartek, 13 listopada 2014

Namiętny Interes 6



Przepraszam, że tak krótko, ale rozmowę tych dwojga chce opisać w osobnym rozdziale :)
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu;3
Miłego czytania i zachęcam do komentowania ;3

Wasza Maru;3


Rozdział 6

- Ale Matt ja chce jechać z tobą – mruknął Akai nadymając policzki. Już tydzień siedział w domu, a Matt skakał wokół niego nie pozwalając mu się nigdzie ruszyć.
- Nie ma mowy. Lekarz kazał ci odpoczywać i leżeć w łóżku. Wiem, że się tu nudzisz ale jeszcze tylko troszkę. Jeszcze niecałe 3 tygodnie. Niestety muszę już iść. Co 2 godziny będzie przychodziła ta miła pani z sąsiedztwa sprawdzić jak się czujesz i poda ci obiad, na kolację powinienem wrócić. – powiedział przysiadając na skraju łóżka.
- Wiem, że się tu nudzisz sam. Postaram się wracać wcześniej – uśmiechnął się ciepło kładąc mu dłoń na głowie, targając blond kosmyki.
- Dam sobie radę, wiesz o tym – powiedział cicho chłopiec. Nie chciał być dla nikogo problemem.
- Wrócisz jak będziesz mógł. Nie chce byś pędził do domu na złamanie karku, bo jeszcze tobie się coś stanie – mruknął zerkając na niego.
- Nie martw się. Jutro na kolację przyjdzie Mary i mój tata. Niestety za dwa dni musi wracać do Nowego York’u – powiedział wstając.
- Bądź grzeczny – powiedział Matt za chwile wychodząc z rezydencji. 

Akai westchnął głośno słysząc szczęk zamykanych drzwi. To już nawet nie chodziło o to, że się nudził. Po prostu od tamtego czasu tajemniczy brunet nie odezwał się ani razu. Było mu smutno z tego powodu. Co noc śnił mu się ten powalający uśmiech mężczyzny. Mimowolnie zarumienił się i schował cały pod kołdrę. 

Dzień dłużył mu się niemiłosiernie. Sąsiadka była strasznie dokładna, nawet palca nie mógł z łóżka wystawić. Przecież miał tylko złamaną nogę?! Mamrocząc groźby pod adresem nadopiekuńczej starszej pani co chwile zerkał na wyświetlacz telefonu, gdy nagle usłyszał znaną mu melodyjkę. Szybko odebrał nawet nie patrząc.
- Hey mały, jak się czujesz? Noga bardzo dokucza? – to był Matt. Akai poczuł rozczarowanie. To nie tak, że nie cieszył się z telefonu „braciszka” po prostu czekał aby usłyszeć głos kogoś innego… Pewnego przystojnego bruneta.

- Dobrze. Trochę mi się nudzi. Pani Tempura( xD) skacze nade mną jak nad małym dzieckiem – burknął mało zadowolony, po chwili usłyszał ciepły śmiech w słuchawce i jego humor nieco się poprawił. Mimo, że się troszkę denerwował, to bardzo się cieszył wiedząc, że jest ktoś kto się nim przejmuje.
- Nie martw się. W przyszłym tygodniu będzie z tobą Mary, będzie miała urlop, zaoferowała, że z tobą posiedzi – powiedział blondyn, na co chłopiec uśmiechnął się zadowolony.
- Oh naprawdę ? To super! A poza tym „szefie” czy nie miał pan mieć o 2 zebrania ? – zapytał chichocząc, by zaraz wybuchnąć śmiechem słysząc jak Matt cicho zaklął.
- Zadzwonię po zebraniu. – i się rozłączył. Akai chowając twarz w poduszkę śmiał się głośno. W sercu poczuł przyjemne ciepełko. Matt tak się o niego martwił, że zapomniał o swoich obowiązkach. 

Właśnie odkładał telefon na półkę, gdy aparat znowu się rozdzwonił.
- Nissan miałeś być na zabraniu – zaczął, myśląc, że to brat.
- No cóż, spotkanie już dobiegło końca – powiedział rozbawiony głos. Akai usiadł raptownie i jęknął cicho czując ból w nodze.
- Ostrożnie tam malutki – powiedział głos.
- Pan Josh! – powiedział trochę zbyt entuzjastycznie.
- Z..zadzwonił pan – szepnął malec trzymając przy uchu aparat ściskając go obiema rękami.
- Wybacz, że dopiero teraz, jednak musiałem wrócić na trochę do Nowego York’u. Spotkania, ale to nie ważne. Jak się czujesz Akai? – zapytał Josh uśmiechając się pod nosem. Reakcja chłopca na jego telefon strasznie go rozbawiła i wręcz rozczuliła.
- Już dobrze. Założyli mi gips, braciszek i jego tata podpisali mi się na nim – powiedział chichocząc cicho. Chłopiec nie zauważył, że nie powiedział „nasz tata”, Josh wyłapał to, jednak nic na to nie powiedział prowadząc dalej rozmowę. Nie miał prawa pytać chłopca o jego sprawy rodzinne.
- W Nowym York’u? Braciszek też tam mieszka! – powiedział entuzjastycznie.
- Przyjechał tutaj zarządzać firmą – powiedział spokojnie. No cóż, nie zdradzał nic na temat firmy ani tego czym się zajmują. Więc na razie nie złamał zasad, które go obowiązywały w pracy.
- Ah tak?... – rozmowa toczyła się jeszcze przez pół godziny po czym Josh zapewnił, że jutro znowu zadzwoni. 

Matt wracając do domu zastał  „braciszka” całego w skowronkach.
-Stało się coś dobrego? – spytał zadowolony, że malec ma dobry humor.
- Oh dzwonił pan, który mnie uratował – powiedział rozmarzonym głosem.
- Ah tak? Powinienem się z nim skontaktować i podziękować. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz z nim kontakt? – spytał Matt siadając na skraju łóżka i całując chłopca w czoło.
-Oh, bo to dopiero pierwszy raz dzwonił. Dałem mu swój numer, i mhm tak jakoś nie pomyślałem – powiedział spoglądając na brata, czy aby nie jest zły, ale ten uśmiechał się ciepło.
- Nie patrz tak na mnie. Nie jestem zły – zaśmiał się. Z chłopca można było czytać jak z otwartej księgi.
- Później podasz mi jego numer, dobrze? – poprosił Matt, a Akai przytaknął.
- No dobrze. To co jemy na kolację? – Matt wziął chłopca na ręce i zaniósł go do salonu gdzie mieli zjeść kolację. Akai był mu za to wdzięczny. Cały dzień w łóżku dawał mu się we znaki.
- Sajgonki! – klasnął w dłonie chłopiec. Matt nie umiał mu odmówić. 

……………………………………..

- Mary moja piękna, nie daj się prosić. – John Bayen uśmiechał się łobuzersko do kobiety, która coraz słabiej odpierała jego zaloty. Oboje zdawali sobie sprawę, że między nimi coś się dzieje, lecz oboje bali się zaangażować do końca.

- Dobrze, ale ta kolacja, to tylko zwykłe spotkanie – powiedziała wzdychając cicho, lecz na jej policzkach zakwitły delikatne rumieńce. Spoglądała na przystojnego mężczyzn, który już dawno zdążył ją sobie owinąć wokół palca. Nie umiała mu odmówić, tym bardziej, gdy patrzył na nią tym szczenięcym wzrokiem.
- Przyjadę po ciebie o 7. Ah i Mary? To jest randka- puścił kobiecie oczko i ulotnił się zanim zdążyła zmienić zdanie co do spotkania.
- Oh John.. – kobieta westchnęła cicho uśmiechając się czule patrząc za znikającym mężczyzną. 

………………………………………………………

Następnego dnia Josh zmierzał do siedziby MProduction z zaciętą miną. Tym razem nie da się tak łatwo spławić. Musiał porozmawiać z Matt’em, przeprosić. Wiedział, że zachował się jak ostatni sukinsyn, lecz nie sądził, że sprawy tak się potoczą. Westchnął cicho i dumnie wszedł do środka szykując się na spotkanie z lwicą, sekretarką jego „byłego” przyjaciela – Mary.

- Pan Bayen ma teraz ważne zebranie, a nawet gdyby nie miał, kazałby panu rzucić się z mostu – powiedziała uśmiechając się miło. Z boku wyglądało to jakby wymieniali zwykłe uprzejmości.
- Nie wyjdę stąd dopóki się z nim nie zobaczę. Nie odpuszczę Mary. Wiesz o tym – spojrzał jej w oczy.
- Nie pozwolę, by Matt znowu cierpiał. Nie przez takiego drania jak ty Josh. – powiedziała zimno kobieta zakładając odruchowo długopis za ucho.
- Nie chce go ranić! Chce przeprosić – warknął tracąc cierpliwość.
- Możesz mi nie wierzyć ale nasza przyjaźń wiele dla mnie znaczyła. Dalej znaczy – westchnął cicho przeczesując dłonią idealnie ułożone włosy. W tym momencie wydał się kobiecie taki szary, przybity, smutny. Przez złość za to co zrobił jej „chłopcu”, bo Matt’a już dawno traktowała jak własnego syna, nie zauważyła, że Josh naprawdę próbuje to wszystko naprawić, że żałuje.
- Nie zmuszaj mnie bym błagał na kolanach Mary – powiedział patrząc na nią zrezygnowany.
- O 12 jada lunch w gabinecie. Nie będzie wtedy nikogo w budynku. Masz 5 minut. – powiedziała mu i minęła go wracając na piętro.
Gdy wsiadła do windy przymknęła oczy masując skronie. Szykuje się ciężki dzień. 

Josh nie wierzył we własne szczęście! W końcu będzie mógł porozmawiać z Matt’em. Może nie wrócą do tego co było kiedyś, ale może z czasem blondyn będzie w stanie mu wybaczyć.
Nagle usłyszał sygnał swojej komórki. Uśmiechnął się mimowolnie 

spoglądając na wyświetlacz, odebrał po chwili.

- Jak tam maleńki?

poniedziałek, 10 listopada 2014

Blog Maru

Witajcie kochani,

nie zamierzam opuścić bloga, mam zamiar pisać dalej.

 To były ciężkie dwa miesiące...

Piszę, bo lubię pisać, notki wstawiam ponieważ chciałam się z innymi podzielić swoją twórczością.

To mój blog i nikomu nie zamierzam go oddać.

Wiem, że każe wam długo czekać, ale jak tu mieć wenę, gdy najukochańszy dziadziuś zmarł?

Nie chce się tłumaczyć ani nic z tych rzeczy.

Informuję tylko, że nie opuszczam bloga, a za pisanie rozdziału już się zabrałam. Może uda mi się

wstawić jutro, albo pojutrze.

Wiem, że was zaniedbałam, ale niestety niezbyt miałam na to wpływ.

Mam nadzieję, że jest jeszcze ktoś kto cierpliwie czeka na następne rozdziały.

Wasza Maru ;3





poniedziałek, 22 września 2014

The allies 22


W końcu udało mi się do was wrócić kochani:)
-Przepraszam za te kilka minut opóźnienia. W sumie u mnie na zegarku jest 24:30 xD Więc tylko o pół godzinki się spóźniłam:)
Dzisiaj na razie tylko "The Allies":)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba:)
Dzisiaj rozdział zawiera... no właśnie :) przeczytacie to zobaczycie:)
Jak sami zobaczycie, nie napisałam w rozdziale nic o rozmowie z Drops'em, ale nie chciałam psuć nastroju przesłuchaniem przez Aurorów itp. :) Zgodzicie się ze mną?

Ah Bianca:D Kochana ty moja:) Podkreśliłam dla ciebie wszystkie słowa "delikatnie" jakie użyłam w tym rozdziale:D haha nie będziesz musiała ich szukać:D

A teraz zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania :D
Rozdział nie jest Betowany! <3 Więc proszę nie krzyczeć :D

Wasza Maru;3



Rozdział 22

- Tak możemy, tylko nie wystraszcie McGonagall - zachichotał Harry, jednak tak na prawdę w środku cały dygotał ze strachu.
Po chwili już stali twarzą w twarz z Mcgonagall, ale i Aurorami. Harry zaskoczony, patrzył jak łapią Draco. Wściekły brunet jednym szybkim zaklęciem przyciągnął Draco do siebie.
- Co to ma znaczyć?!- warknął wściekły, jego ogon drgał nerwowo.
- Ależ panie Potter to dla pana bezpieczeństwa - zaczęła profesorka.
- Bezpieczeństwa? ! Draco ocalił mi życie, ostrzegł przed Śmierciożercami, zajął się mną, i pani mi mówi, że mój chłopak jest niebezpieczny?- widząc zaskoczone miny wszystkich ani odrobinę się nie przejął. Nie miał zamiaru tego ukrywać. 
- Jeśli jeszcze raz ktoś go tknie, będzie miał do czynienia ze mną, a teraz jesteśmy zmęczeni i chcemy odpocząć po podróży -warknął brunet.
- Ależ panie Potter musimy was przesłuchać, takie są proce...- powiedział Auror. Jednak umilkł widząc minę Harry'ego,
- Najpierw odpoczynek, potem możemy rozmawiać. Pamiętajcie, ja nie rzucam słów na wiatr - warknął Kociak mocno trzymając dłoń Draco.

- Idziemy- mruknął Harry patrząc na demony i sami bez pomocy nauczycielki obeszli bariery przenosząc się pod same wejście do pokoju Slytherin'u.
Draco był naprawdę zaskoczony, chociaż nie aż tak bardzo. Podejrzewał, że tak może się stać, w końcu porwał Złotego Chłopca i nagle zjawia się z nim i z czwórka... No aktualnie trójka podejrzanych typów. Cale szczęście Potter potrafił czasem się nieźle wydrzeć, a jemu nie mogą niczego zabronić. Draco stojąc pod wejściem do Pokoju Wspólnego zastanawiał się jakie hasło może być w tym roku, tym bardziej w wakacje.
- Nie ma hasła - odezwała się za nim Ata i po chwili przejście się otworzyło wpuszczając ich do środka.

-  Harry koteczku, rozpakuj nas, lecę poszukać Severusa, mam nadzieje, że jest u siebie. Ana, chodź ze mną, Ata i Ran zostańcie z Koteczkiem, pomożecie mu. Kurcze nie będziemy mieć dla was pokoju. Musicie wywalić jakichś pierwszaków czy coś jak się zjawią – powiedział zamyślony blondyn.

Harry oczywiście wszystko słyszał.
-Draco, żebym to ja nie wywalił ciebie - zaśmiał się już nieco rozluźniony i pocałował go.
- Wracaj szybko, też musisz odpocząć, - szepnął brunet i z demonami zabrał się za rozpakowywanie. Na koniec Harry przetransmutował fotele w 4 duże łóżka.
- Na razie będziecie spali razem z nami w pokoju, potem coś wymyślimy. Ah i nie przejmujcie się Draco. On nie ma nic do gadania w tej sprawie -brunet wyszczerzył się, po czym szybko się umył i wsunął pod kołdrę. chciał zaczekać na blondyna ale zasnął.
 
Draco ruszył z demonicą do gabinetu postrachu Hogwart'u. Zapukał do drzwi po czym od razu wszedł do środka.
- Profesorze... - blondyn przywitał się skinieniem głowy.
- Malfoy, no proszę. Mówiono mi, że przybędziesz do Hogwart'u. Potter też tu jest? - spytał nie ruszając się od swojego biurka, gdzie miał stos różnych dokumentów.
- Tak, pewnie się położył. Profesorze to jest Anastazja, moja... hm...
- Jego lewa ręka, bo prawą jest moja siostra Atanazja. Kociak tez przyprowadził ze sobą dwie osoby - wyjaśniła dziewczyna i schowała się za Draco, by już nie przeszkadzać.
- Chodzi o przepowiednie. ja wiem, że mogę panu ufać profesorze. Wiem także, że nie pozwoli pan Harry'emu umrzeć. Czy zgodzi się pan nam pomoc?- Draco wolał nie przedłużać i od razu powiedzieć o co chodzi.
 
 - Kociak? - Snape spojrzał na nich nieco zaskoczony jednak po chwili odzyskał rezon.
- A skąd ta pewność panie Malfoy, że pomogę ?- spojrzał na niego uważnie, jednak po chwili rozsiadł się na fotelu.
- Zgoda pomogę, jednak musisz mnie we wszystko wtajemniczyć - to nie była prośba, a rozkaz.
- Po pierwsze gdzie się podziewaliście i kim są wasi towarzysze, i najważniejsze. Kiedy zmieniłeś strony Draco - spojrzał na niego uważnie, starając się wedrzeć mu się do głowy. 
-Ćwiczyłeś -pochwalił profesor .

 Jego umysł chroniony był już automatycznie, nawet się nad tym nie zastanawiał, po prostu bariery założył kiedyś i tak już zostały, jedynie Kociaka przepuszczał.
- Zabrałem Harry’ego do przyjaciół  do Ameryki Południowej, przeszliśmy trening, żeby mieć siłę pokonać Voldemort'a. Wiemy o Horkruksach, wiem też, że przepowiednia mówi, że Harry zginie jeśli zabije Czarnego Pana i odwrotnie, ale znaleźliśmy sposób, by go uchronić przed śmiercią. Profesorze, Harry jest silny, pokona Czarnego Pana bez problemu, tylko musi nam pan pomoc uwarzyć eliksir żeby go ożywić, gdy już będzie po wszystkim. – Draco przeszedł od razu do sedna jednak nie zdradzając żadnych szczegółów dotyczących ich pobytu w wiosce, na to przyjdzie czas później.

Snape słuchał go uważnie, i musiał przyznać, że był pod wrażeniem.
- Zmądrzałeś Draco - powiedział patrząc na niego.
- Pomogę, jednak jak wiesz, muszę mieć składniki i przepis. Eliksir, o którym mówisz, nie istnieje w naszym świecie -powiedział - Snape przeszywając go wzrokiem.
- Dostarcz mi wszystko, a wtedy się tym zajmę - nagle zmrużył podejrzliwie oczy.
- Byleś u Dumbledor'a z tym? - jego głos był zimny.


- Zmądrzałem, fakt. Już dawno, gdy ojciec mnie zdenerwował....a potem Harry...Heh ja go kocham profesorze, naprawdę go kocham – Draco teraz się dziwił dlaczego nie powiedział jeszcze tych dwóch slow Harry’emu prosto w oczy. Powie mu to, już niedługo. Kociak pewnie tego oczekuje, a Draco jest już pewny swoich uczuć.
- Kuro dostarczy panu wszystkie składniki. To władca demonów, ja i Harry weszliśmy na wyższy poziom magi, do której nie potrzebujemy różdżek, wystarczają nam żywioły i właśnie nasze demony. Ana to jeden z nich, jest jeszcze Ata, Ran i Kuro, każdy odpowiada za inny żywioł i są nam posłuszni - powiedział spokojnie. Spojrzał na demonicę z delikatnym uśmiechem. 
- Wiec jak profesor widzi, jeśli dojdzie do walki, wygrana jest po naszej stronie, o ile nie przekaże pan tych wiadomości Czarnemu Panu. - Po chwili wahania Draco wyciągnął sztylet pokazując go Snape'owi. 

- Ukradłem z mojej rezydencji ten sztylet, którym można zniszczyć wszystkie Horkruksy. Do końca wakacji postaramy się z Kociakiem je zniszczyć. Dumbledore wie tylko tyle, że chcieliśmy wrócić do Hogwart'u. Nie dowie się o niczym. Wykorzystamy go, by, wskazał nam miejsca ukrycia Horkruksów, zapewne się nie zorientuje, że go wykorzystujemy, bo to stary zapatrzony w siebie dureń. – blondyn po chwili
jednym skinieniem dłoni oddalił Ane, by wróciła do Kociaka.
 - I jeszcze jedno...Harry to kociak. Animag kociak, ale mieliśmy mały wypadek i zostały mu kocie atrybuty, ogon i uszka. Bardzo bym prosił żeby pan się z niego nie naśmiewał, pewnie i tak w szkole się będą z niego śmiać i czepiać.... - powiedział spokojnie. 

- Ty ? i Potter?  Musze powiedzieć, że jestem zaskoczony, nigdy bym nie pomyślał. Dwóch największych wrogów nie licząc Czarnego Pana - uśmiechnął się ironicznie.
- Kotem? A więc macie za sobą przemianę w animaga - zamyślił się i pokiwał z uznaniem głową.
- Oh tak, jestem wręcz przekonany, ze Prorok codzienny go wręcz wymęczy...Mam zostawić pana Pottera w spokoju? No cóż, postaram się zachować swoje uwagi dla siebie. Co muszę powiedzieć, nie będzie łatwe. - Snape mruknął nieco rozbawiony.

-Chce żeby Harry przynależał na stale do naszego Domu Węża, niech pan to załatwi z Dropsem – powiedział rozsiadając się jakby był u siebie.
 za chwile jednak wstał gwałtownie.
-Co?! Potter w moim domu? Jest przeklętym Gryffon'em! Podaj mi chociaż jeden powód dlaczego miałbym się na to zgodzić !? - Mistrz Eliksirów spojrzał na niego chłodno. Owszem, miał zamiar się zgodzić, ale chciał usłyszeć tłumaczącego się Draco,
 
Draco nie miał zamiaru prosić ani się specjalnie tłumaczyć. Jego duma mu na to nie pozwalała. Odprężył się rozsiadając się wygodniej w fotelu.
- Powodów jest kilka. Harry miał być Ślizgonem, Tiara wybrała dla niego ten dom, ale on poprosił ją o Gryffindor i tak zostało. Jest świetnym czarodziejem, jest wężoustny, potrafi być dumny i pokazać pazurki. Jest inteligentny i przynosi szczęście. Zdobędzie dla Slytherin'u Puchar Domów, poza tym dla niego też będzie lepiej gdy skończy w Slytherinie, każdy dobry czarodziej który chce coś osiągnąć kończy właśnie w tym domu. Harry chce  do nas należeć, nie cierpi Gryffindor'u za ich sztuczność, zawiódł się na swoich rzekomych przyjaciołach, a oboje dobrze wiemy, że każdy Ślizgon mimo, że wredny, jest wierny. On tego potrzebuje. Najważniejsze jest jednak to, że ja go tam chce. Harry jest mój. - mówił to spokojnie, jakby właśnie rozmawiał z profesorem o słonecznej pogodzie przy filiżance dobrej herbaty.
- Poza tym Ślizgoni go polubili. - dodał jeszcze na koniec Draco.
Snape spojrzał na niego i skinął delikatnie głową.
- Zgoda porozmawiam z dyrektorem o przeniesieniu Potter'a ale wiesz, że stary Drops, dalej ślepo wierzy, że będzie mu dobrze wśród rzekomych przyjaciół - powiedział ironicznie.
- Jeśli to wszystko, możesz iść. Ja pójdę do Drops'a. Chce mieć to za sobą -mruknął i podszedł do kominka.
- Jak wrócę nie chce cie tu widzieć -warknął Sev.
- Gabinet dyrektora, Hogwart - i zniknął.
 

Jego przypuszczenia się potwierdziły. Nie mylił się co do swojego ulubionego profesora. Draco poczekał aż Snape zniknie w kominku i opuścił jego gabinet wracając już prosto do pokoju. Harry spał, więc Draco tylko okrył go kołdrą i minął wszystkie łóżka, by dostać się do łazienki. Wziął długi prysznic, by zmyć z siebie całą te meczącą podroż i dzisiejsze powitanie w Hogsmeade, potem w końcu mógł się położyć spać.
- Macie być cicho, jasne? W razie gdyby ktoś z was był głodny. Znajdziecie kuchnie, albo Wielką Salę. Nie powinniście mieć z tym problemu. – blondyn każdemu powiedział dobranoc i wsunął się do łóżka, by przytulić Kociaka. Ucałował czule jego policzek i ramie i wtulił się w jego plecy szybko zasypiając.
Harry automatycznie wtulił się mocno w niego i zamruczał zadowolony. 
Rano brunet obudził się pierwszy i spojrzał na Draco z delikatnym uśmiechem. Pochylił się i pocałował go delikatnie, by po chwili pogłębić pocałunek.
-Wstawaj kochanie -wymruczał mu do ucha machając wesoło ogonkiem.
Za godzinę było śniadanie, trochę się go obawiał, może nie było uczniów, bo były jeszcze wakacje ale byli nauczyciele. Te wszystkie spojrzenia i szepty, eh. Niby się już do tego przyzwyczaił, ale i tak się denerwował.
- Nie to nie, Kuro mi umyje plecy - mruknął żartobliwie Harry patrząc na wciąż pogrążonego we śnie blondyna, ale ani o krok nie ruszył się z łóżka.
 
 Draco mimo, że dobrze wiedział, że Kuro jest teraz w piekle i szuka składników i receptury eliksiru, wstał natychmiast z łóżka. W mgnieniu oka wziął ręczniki i czystą bieliznę, po chwili otwierając drzwi do łazienki.
 - Zapraszam do środka Kociaku – Draco skłonił się nisko i zamknęli się razem w łazience. Draco nie czuł skrepowania przy Harry’m, a Kociak przy Draco, w końcu tak wiele razy w wiosce się razem kąpali i wzajemnie szorowali po ostrych treningach, a każda taka kąpiel to okazja do podziwiania cudownie wyrzeźbionego ciała Kociaka.
- Wyglądasz przecudnie. Demony dzisiaj jedzą z nami to śniadanie, tak? Ich też zapiszemy do SLytherin'u– powiedział zamyślony jak zwykle blondyn.

Rozbawiony czarnowłosy wszedł do łazienki po drodze ściągając koszulkę i bokserki po czym kopniakiem zatrzasnął za nimi drzwi.
Przyparł blondyna do ściany i pocałował namiętnie. Po czym pociągnął go za rękę i zaczął rozbierać, by zaraz wepchnął go pod prysznic. Harry z delikatnym uśmiechem wtulił się w niego i odkręcił ciepłą wodę.
- Mhm, razem na śniadanie? Oczywiście, że tak. Nie mam zamiaru ich głodzić i  przechowywać w pokoju, a co do domu .. - mruknął Kociak spuszczając głowę. 
- Zobaczysz, Snape się nie zgodzi. Wiesz dobrze jaki ma stosunek do mnie – powiedział  Harry kładąc po sobie uszka.  

 
Draco podobała się ta nieco drapieżna wersja Kociaka, który tak nagle go całował i był dość agresywny w swoim działaniu. Lubił to, kręciło go to i mocno rozpalało. Działało na niego takie zachowanie prawie tak samo mocno jak wtedy gdy Kociak się tulił i mruczał. Blondyn sięgnął po żel, w końcu mają szanse się porządnie wykapać.
-Snape się zgodził. Rozmawiałem z nim o tym wczoraj, po to u niego byłem. Oby tylko Dyrektor się zgodził. Po śniadaniu pójdziemy się z nim spotkać i prosić żeby nam pokazał drogę do Horkruksów, zobaczysz wszystko będzie dob.. - jednak pisk Harry'ego mu przerwał.
-S,,Snape się zgodził? – Harry nie mógł w to uwierzyć. Rzucił się na Draco prawie go przewracając.
- Jak ci się to udało? - mruknął zadowolony brunet łasząc się do niego.
- Ah, rozmowa z Dropsem - mruknal brunet nadymając policzki.Dobre wieść zeszły na dalszy tor. Pojawiła się znowu niepewność i stres.
-Nie pozwól mi z nim zostać sam na sam – szepnął Kociak patrząc na swojego chłopaka prosząco.


 - Jasne koteczku. Nie zostaniesz z nim sam, musimy tylko umiejętnie poprowadzić rozmowę i go wykorzystać żeby nam wskazał wszystkie miejsca ukrycia cząstek duszy Voldemort'a, będziemy udawać lekko przerażone ale zmotywowane dzieci, on to lubi, lubi pokazać swoją władzę nad innymi. Tym bardziej się zgodzi chcąc zgrywać bohatera...Jeśli nie, to trudno. Zmusimy go. Kuro pewnie bez problemu przeszuka mu umysł niepostrzeżenie - Draco ucałował swojego zestresowanego chłopca w nosek i w końcu zakręcił wodę.
- Już już, nie tul się tak, bo cie stąd nie wypuszczę, a jeszcze są trzy demony w kolejce do łazienki – powiedział rozbawiony Ślizgon.
 
 - Wytulę cie na śniadaniu - uśmiechnął się zadowolony brunet i wyszedł spod prysznica owijając się ręcznikiem.
- Dziewczyny możecie iść, za  45 min śniadanie. - szybko się ubrali, jednak Harry’emu nie spieszyło się zbytnio do wyjścia. Przeciągnął się rzucając się na łóżko.
Mieli jeszcze czas, a poza tym na śniadanie mogli się spóźnić prawda?
- Drrraco- mruknął patrząc na niego z niewinną minką. Harry przysnął się bliżej blondyna. Kocia natura ostatnio często dawała o sobie znać. Kociak domagał się pieszczot.

 Malfoy naprawdę lubił to jak Harry wypowiada z pomrukiwaniem jego imię. To go nakręcało. Wiedział też co to oznacza. Jego kocurek jest niedopieszczony. Dlatego też wygonił Ran'a z pokoju. Demon pomylił drzwi i wpadł do łazienki do sióstr. Słychać było pisk...ale go nie wyrzuciły wyczuwając co się dzieje.

Blondyn usiadł na brzegu łóżka sięgając dłonią do tych ślicznych czarnych kocich uszek swojego chłopca. Drapał go przez chwile za nimi, potem pomiział go pod brodą i pochylił się, by nosem teraz wodzić po linii jego szczeki, aż w końcu ustami musnął jego delikatną skórę szyi, policzka, kącika ust i dotarł do tych kuszących warg zamykając je razem ze
swoimi w powolnym, leniwym pocałunku.

 Harry zamruczał głośno i przysunął się na czworaka bliżej blondyna.
 Objął go mocno za szyje pociągając na siebie kładąc się na łóżku.
Nogi zaraz owinął wokół pasa blondyna, nie przejmował się, że ma na sobie tylko ręcznik. Był wręcz spragniony dotyku Draco, chociaż miał go na co dzień.


Demony mimo, że już umyte i przebrane, siedziały grzecznie w łazience, by nie przeszkadzać swoim panom w tej porannej dawce pieszczot i figli. Draco z ochotą wpijał się coraz bardziej w usta Harry’ego. Jego kociak dzisiaj był naprawdę wyjątkowo niedopieszczony i niezaspokojony więc i Draco pozwalał sobie dzisiaj na więcej. Dłonie wsunął pod plecy kociaka podciągając go wyżej do siebie, usta przeniósł na jego szyje, by tam go nieco oznaczyć, i w końcu złapał go za ten ruchliwy ogonek pociągając za niego  delikatnie. Ręcznik zsunął mu się z bioder. Jedną dłonią pociągnął za ręcznik Harry’ego i oba materiały leżały już na skraju łóżka, a oni na sobie nadzy. Draco nie przerywał pocałunków. Starał się być naprawdę grzeczny, co niestety było trudne w tej sytuacji. 

 Harry zadrżał gdy poczuł  nagie ciało Dracona na swoim. To było jak uderzenie pioruna. Jęknął cichutko i odrzucił głowę do tyłu.
- Ah, D-Draco – brunet poruszył się pod nim niespokojnie, tym samym ocierając się o niego.
- Ś-śniadanie,, -szepnął, jednak po chwili sam przyciągnął jego twarz do pocałunku. Mocniej objął go nogami w pasie ocierając się o niego bardziej, robił to instynktownie, pojękując głośno w jego usta.

Blondynowi chyba wyłączył się pierwszy hamulec, nie powinien ale to było silniejsze od niego, dlatego tego nie przerwał. Demony w łazience się właśnie poodsuwały, by tego nie słyszeć, chociaż z drugiej strony chciały coś podsłuchać.

- Tak, śniadanie. Śniadanie poczeka, danie główne właśnie pode mną leży i się doprawia – Draco szepnął zsuwając usta niżej na tors chłopca. Blondyn uniósł się i wsunął dłoń między ich ciała. Dłoń ta zawędrowała po brzuszku Kociaka niżej, coraz niżej, aż w końcu zatrzymała się na jego kroczu
- Tak nie pójdziesz na śniadanie, Kociaku pozwól mi.. – spojrzał mu w oczy, teraz zamglone i pełne pożądania.
 
Harry wygiął ciało w delikatny luk i pokiwał głową zgadzając się.
- Ahmm mhm,, -Harry nagle przypomniał sobie o demonach i zarumienił się jeszcze bardziej.
- Spadać na śniadanie!! – krzyknął brunet ,oczywiście miał na myśli teleportacje, oni dojdą do nich, mhm nieco później.
Spojrzał nieśmiało na blondyna zagryzając dolną wargę po czym uniósł się całując go delikatnie .
 
Harry mu pozwolił! Draco zamierzał dobrze ten czas wykorzystać. Nic wielkiego, pomoże mu z tym drobnym... No w sumie nie takim małym problemem tam na dole. Usiadł między jego nogami i rozsunął jego uda, by go całego dokładnie wyeksponować.
- Nie wstydź się mnie kochanie, pamiętaj, że przerwę jeśli coś ci się nie spodoba. – szepnął blondyn. Ich pierwsze zbliżenie. Draco spojrzał mu w oczy i odczekał jeszcze te chwile, a potem ujął w dłoń jego męskość zaczynając delikatną zabawę. Cały czas jednak nie odrywał wzroku od jego cudownej wyrażającej teraz wszelkie emocje twarzy.
 
 Harry zawstydzony odwrócił wzrok, jednak słysząc głos Draco spojrzał na niego. Jego policzki były zarumienione, a usta delikatnie uchylone i napuchnięte od pocałunków.
Harry nie miał zamiaru teraz się wycofać. Nawet nie był w stanie. W końcu to był Draco. Jego Draco.
Czujac dotyk na swoim przyrodzeniu zajęczał głośno i odrzucił głowe do tyłu.
- Ahmh,, D-Drracoo,,- jęknął brunet oblizując usta.
Wiedział,  że blondyn także ma „mały” problem ze sobą, ale nie był w stanie teraz nawet się poruszyć. Jego dotyk sprawiał, że nie mógł myśleć racjonalnie.


Draco w przeciwieństwie do Kociaka potrafił sobie radzić sam w takich sytuacjach, poza tym panował nad sobą dlatego nie myślał o tym, że i jego podniecenie ogarnęło, tylko skupił się na swoim chłopcu. To on właśnie teraz przeżywał swój pierwszy bliższy i poważniejszy raz. Dlatego to on powinien to dobrze zapamiętać i kiedyś w przyszlości miło wspominać. Draco więc wkładał w każdą czynność wiele serca i czułości. Wciąż przesuwał dłonią po jego erekcji raz wolniej raz szybciej, kciukiem zahaczał jego czubek, by go podrażnić dodatkowo....Fascynujące jak pięknie wyglądać może chłopak, gdy tak wije się z przyjemności w czystej pościeli. 

Harry wił się pod nim pojękując głośno. Nigdy jeszcze się tak nie czuł. Jego ciało płonęło, jego umysł się wyłączył. Nastawił się tylko na dotyk blondyna, który sprawiał, że zapomniał się całkowicie.
- D-Draco!! - wygiął ciało w łuk dochodząc obficie w jego dłoń, opadł na posłanie oddychając ciężko starając się uspokoić, co było trudne.
Gdy w końcu jako tako doszedł do siebie spojrzał na blondyna.
- A-ale ty,, - szepnął nieco zawstydzony brunet i usiadł podpierając się na drżących dłoniach.
 

Kociak zawsze był słodki, ale gdy dochodził to Draco serce mocniej zabiło. Ten widok rozkoszy i zapomnienia wypisany na jego twarzy był tak cudowny, że zapewne na stałe utkwi gdzieś tam głęboko w jego pamięci. Nigdy jeszcze nie widział, aż tyle ekspresji na czyjejkolwiek twarzy. Kociak wyglądał jak jego prywatne Kocie Bóstwo i był tylko jego. Doszedł dla niego, dzięki niemu. Nic nie było w stanie dać mu większej satysfakcji niż danie ukochanej osobie tyle przyjemności.

- Ale ja...? Och, nie martw się kochany, nie będę cie do niczego zmuszał. Sam sobie poradzę. Nie martw się. Jeszcze będzie na to czas – Draco cmoknął go w nosek i wyszedł do łazienki. Zimny prysznic powinien pomóc, albo dwa.
 
Harry chciał zaprotestować, ale czuł się zbyt zmęczony. Gdy jego głowa ponownie dotknęła poduszki mruknął sennie.
  Zerknął za blondynem jak wychodził do łazienki. Draco... Jego Draco. Troszczył się o niego, nie zmuszał, nie poganiał.
- Kocham cie -szepnął cicho gdy ten zniknął w łazienkę, po czym przysnął tuląc się do poduszki.
Mieli iść na śniadanie, ale w tym momencie, w głowie czarnowłosego było tylko to co się przed chwilą stało.
 

Draco jakoś sobie poradził, to jasne, że nie będzie go do niczego zmusza. Nie chciał go poganiać ani wywierać nad nim żadnej presji.
- Ana... - zawołana demonica pojawiła się w łazience, gdy Draco już przebrany poprawiał włosy, nieco je stroszył, tak jak lubił to Harry.
- Słucham? - spytała starając się ukryć uśmieszek rozbawienia.
- Przynieś nam coś do jedzenia. Domyślam się, że Kociak pewnie śpi, ale myślę, że kakao albo gorąca czekolada z bitą śmietaną i tosty go rozbudzą - powiedział mimowolnie uśmiechając się do siebie delikatnie w lustrze.
- Dobrze panie, już przynoszę.....Em.... pościel też zmienić? - spytała patrząc na niego niewinnie.
- ANA! - uciekła nim Draco ją opieprzył za te teksty, chociaż musiał przyznać zabawne to było. Wrócił do pokoju i usiadł na brzegu łóżka. Ostrożnie ręcznikiem wytarł brzuch Kociaka i okrył go szczelnie kołdrą, by niczym tak nie świecił przed demonicą, która niedługo potem przyniosła im śniadanie.
- Kociaku wstawaj. Wiem, że jesteś zmęczony. Pośpisz popołudniu. - powiedział uśmiechając się czule. Draco z każdym dniem widział coraz więcej zmian, jakie w nim zaszły odkąd spędza czas z Harry'm, odkąd stali się sobie bliscy. Wszystko stawało się lepsze. On stawał się lepszy. 

Harry mruknął i uchylił oczy trąc je delikatnie, usiadł i spojrzał na Draco uśmiechając się nieśmiało. Na jego policzkach znów pojawiły się rumieńce.
Usiadł obok niego wcześniej okręcając  się kołdrą i pocałował go w policzek i zabrał się za tosty.
-  czekolada! - mruknął zadowolony widząc kubek na tacy, bardzo się za nią stęsknił.
  Oblizując usta wypił prawie na raz pół kubka.
- Niedługo musimy iść do Drops'a - szepnął brunet markotniejąc. 
- Założę się, że Aurorzy nie odpuścili, a poza tym i tak będą musieli nas przesłuchać - westchnął kładąc głowę na ramieniu blondyna. Harry miał nadzieję, że się uda. To był pierwszy krok aby chronić jego bliskich. Musi zniszczyć Voldemort'a jak najszybciej!