czwartek, 23 października 2025

Książę w Ramionach Mroku 10 część 3 i 4

 Hey, 

zapraszam do czytania dalszej części wielkich intryg i niebezpieczeństw, które czyhają za rogiem... 

Chodzi mi po głowie pomysł na nowe opowiadanie, a może nawet dwa? xD

Dzisiaj krótko ale wybaczcie - Maru się trochę pochorowała. 
|Miłego czytanie <3 


Rozdział 10 Część III – W pułapce szkła i cienia

Zamek spał, ale Rafael nie mógł.

Oranżeria znajdowała się na uboczu, za starymi murami wewnętrznymi, gdzie drzewa cytrusowe rosły pod szkłem i czuwającym ciepłem alchemicznych lamp. O tej porze roku pachniało tam tylko kurzem, zbutwiałą ziemią i rdzą.

Rafael szedł sam — przynajmniej na pozór. Lior i dwóch zaufanych ludzi Valmara szli kilka kroków w tyle, ukryci w cieniu. Taki był układ. Rafael miał wyglądać jak sam. Bezbronni są bardziej interesujący.

Przy wejściu do oranżerii nie było nikogo.

– Spokojnie – szepnął sam do siebie. – Wejść, wysłuchać, wyjść.

Pchnął drzwi.

Wnętrze oranżerii było duszne mimo chłodu na zewnątrz. Para unosiła się z wilgotnych szyb, a światło latarni rzucało złamane odbicia na białe kafelki podłogi.

Na środku stał on.

Lord Malder.

Sam.

– Przyszedłeś – odezwał się cicho. – Nie spodziewałem się, że Valmar pozwoli.

Rafael zacisnął dłonie.

– Jeśli masz coś do powiedzenia, mów. Nie lubię grać w kotka i myszkę.

Malder zaśmiał się bez humoru. – Ty? A przecież twoje życie to jedna wielka maskarada. Przebrana panna młoda. Książę, który nawet nie zna nazwisk tych, których podejrzewa o zdradę.

– Mimo to wiesz, że mnie się boisz.

– Nie ciebie. Tego, co możesz obudzić – powiedział Lord, stawiając krok w jego stronę. – Widziałem, jak na ciebie patrzy. Myśli, że jesteś inny. Czysty. Ale ty jesteś tylko pionkiem.

Rafael cofnął się o krok.

Wtedy za jego plecami drzwi trzasnęły. Zgasły lampy.

– Co… – Rafael odwrócił się, ale już było za późno.

Z cienia wybiegły dwie postacie. Zakapturzone, szybkie. Zbyt szybkie jak na ludzi.

Jeden z nich sięgnął po szmatę nasączoną czymś o drażniącym zapachu. Rafael próbował krzyknąć, ale dłoń zakryła mu usta.

I wtedy…

TRZASK.

Z hukiem rozpadło się jedno z okien oranżerii.

Do środka wpadł cień.

Nie cień. Król.

Valmar.

Jego oczy błyszczały czerwienią.

Jego ryk rozerwał noc.

I nikt, absolutnie nikt, nie miał już wątpliwości — kto tu jest bestią.

 

Rozdzial 10 Część IV – Smak krwi i milczenia

W oranżerii panowała cisza.

A potem – chaos.

Valmar nie upadł z nieba. On je rozdarł.

Wpadł przez szklany dach, jak cień o oczach płonących jak rubiny. Dwaj napastnicy nie mieli szans. Pierwszego powalił jednym ruchem – siła ciosu sprawiła, że mężczyzna uderzył głową o marmurowy stół i osunął się bez życia. Drugiego Valmar chwycił za gardło i rzucił o ścianę.

Rafael dyszał, skulony, z plamami krwi na szacie. Patrzył. Nie krzyczał.

Valmar się odwrócił. Zbliżył się do Maldera, który nie zdążył uciec. Krew z jego wargi mieszała się ze strachem w oczach.

– Chciałeś go zabrać? – syknął Valmar, a jego głos przypominał warkot. – Zniszczyć, zanim stanie się kimś?

Malder nie odpowiedział. Nie zdążył.

Zęby króla błysnęły tylko przez sekundę. Potem wszystko zniknęło w krwi.

……………………

Rafael siedział na krawędzi łóżka. Ramiona miał otulone ciemnym płaszczem Valmara. Ręce drżały. Nie od strachu. Od szoku.

Król kucał przed nim, bez zbroi, bez dystansu.

– Nie powinieneś tam iść sam – powiedział w końcu.

Rafael uniósł na niego wzrok. – Musiałem.

Valmar skinął głową. Po chwili dodał: – Gdybym się spóźnił...

– Ale się nie spóźniłeś.

Cisza. Tylko trzask ognia w kominku.

Rafael przesunął się bliżej. Jego dłonie opadły na uda króla. Szukał czegoś. Może kontaktu. Może odpowiedzi.

Valmar nie cofnął się. Jego palce dotknęły karku Rafaela. Skóra chłopaka zadrżała.

Pocałunek był niespodziewany. Nieplanowany.

Ale nie niechciany.

Usta Valmara znalazły się na ustach Rafaela jakby znały je od zawsze. Chłopak zamarł na moment, ale potem odwzajemnił ten gest – całym sobą. Ręce zsunęły się z ramion, palce zacisnęły się na koszuli króla.

Nie rozmawiali. Ciała powiedziały wszystko.

Kiedy oderwali się od siebie, Rafael opadł na pierś Valmara. Wreszcie spokojny.

– Jesteś zimny – szepnął.

– Jestem wampirem.

– Ale nie dzisiaj.

Valmar objął go ciasno.

Za oknem, w ciemności, kolejne cienie zbierały się na murach.

Ale tej nocy — nie miały dostępu do światła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz