Rozdział specjalnie dla " Zośki" - Dziękuję za komentarz, mój pierwszy od wielu lat, aż chce się pisać <3 Lovki
~ Maru ~
Rozdział 4 – Pakt Krwi
Zamek tętnił milczącą
aktywnością. Korytarze, zwykle chłodne i spokojne, dziś ożyły stukotem obcasów,
szelestem tkanin i głuchymi rozmowami. Rafael stał nieruchomo przy oknie swej
komnaty, obserwując, jak śnieg powoli osiada na parapecie. Było wcześnie rano,
a niebo miało barwę szarego srebra. Niebo jak lustro, w którym nie widać
twarzy.
Z tylnego pokoju dochodziły
odgłosy Lady Maerys i służek szykujących suknię ślubną. Lior, mimo niewyspania,
uwijał się, upewniając się, że wszystko jest zgodne z rytuałem. Rafael czuł się
jak ofiara prowadzona na rzeź. Wiedział, że nie ma już odwrotu.
Nie miał złudzeń. Ślub z
Valmarem nie był wyborem — był transakcją. Ceremonią zrodzoną z oszustwa, która
z każdą godziną coraz bardziej zacieśniała mu pętlę na szyi.
– Rafaelu – głos Maerys był
chłodny, lecz pozbawiony drwiny. – Czas.
Odwrócił się wolno. Jego
suknia była gotowa: srebrzysta, z wysokim kołnierzem, haftowana nitkami
przypominającymi zamarznięte gałęzie. Welon jak pajęczyna. Gorset zaciśnięty
tak mocno, że ledwo mógł oddychać. Ubrany nie jak księżniczka — jak ofiara,
która ma błyszczeć, zanim spłonie.
Lady Maerys poprowadziła go
przez komnaty. Milczał, czując na sobie spojrzenia strażników. Niektórzy
rozpoznali w nim chłopaka, nie dziewczynę — widział to w ich oczach. Ale nikt
nie powiedział ani słowa.
Wielka Kaplica była
przystrojona jak krypta bogów. Ściany z czarnego kamienia, ołtarz wykuty z
jednej bryły obsydianu. Setki świec. Goście — milczący, lodowaci, z wyrazami
obojętności lub ciekawości. Wampiry. Arystokracja Północy.
Na końcu głównej nawy stał on.
Valmar.
Ubrany w czarne szaty
ceremonialne, haftowane srebrem. Miał na sobie pelerynę z białych futer. I te
oczy — chłodne, czerwone, pewne. Stał prosto, jakby znał wynik tej gry od
początku.
Rafael szedł do ołtarza, krok
po kroku, z podniesioną głową. Każdy krok był zaprzeczeniem paniki. Każdy krok
był decyzją, by nie dać się złamać.
Gdy stanął przed Valmarem, ten
ujął jego dłoń. Nie było słów miłości, nie było czułości. Tylko chłodny dotyk i
spojrzenie, które przeszywało do kości.
Starszy kapłan, w szacie z
krwawnika, rozpoczął rytuał. Mówił w języku, którego Rafael nie znał. Mroczna
mowa Północy, przypominająca jęk wiatru i skrzypienie drewna. Valmar powtarzał
każde słowo, nie odrywając wzroku od Rafaela.
Na znak kapłana oboje podali
dłonie. Ostrze przecięło skórę. Ich krew zmieszała się w misie z czarnego
szkła. Symbol więzi. Symbol ofiary.
– Krew za krew. Imię za imię.
Serce za władzę. – Kapłan podniósł ręce. – Niech ta przysięga zostanie
przypieczętowana.
Valmar pochylił się i złożył
pocałunek na ustach Rafaela. Lodowaty. Twardy. Niezaprzeczalny.
Goście wstali. Zamek zadrżał w
posadach. Ceremonia została zakończona. Rafael był teraz... jego.
Nie pamiętał drogi do komnat
królewskich. Wszystko było rozmazane: szelest sukni, chrzęst śniegu pod butami,
niewypowiedziane gratulacje.
W środku czekała kąpiel.
Ciepła. Ziołowa. Służki odeszły bez słowa. Rafael usiadł w wodzie, czując, jak
wraca do siebie. Lior podał mu jedwabną koszulę do snu.
– Czy on... – zaczął Lior.
– Nie wiem. – Rafael spojrzał
na swe odbicie w wodzie. – Ale jeśli dziś umrę, chcę przynajmniej stawić temu
czoła na własnych warunkach.
Kiedy Valmar wszedł do
komnaty, nie miał na sobie ceremonialnej szaty. Miał ciemną koszulę, rozpiętą
przy szyi. Jego włosy były rozpuszczone. Wyglądał... niebezpiecznie spokojnie.
– Więc to już – powiedział jakby sam do siebie Rafael.
– Nie mam nic do
zaoferowania. Nie mam więcej sekretów. Wiesz, kim jestem. Nie zyskasz nic mając mnie za żonę - patrzy wampirowi prosto w oczy.
Valmar podszedł do niego i
zatrzymał się tuż obok.
– Wiem kim jesteś. I właśnie dlatego cię wybrałem. - powiedział spokojnie mężczyzna dotykając dłonią policzka chłopaka.
Rafael spojrzał w górę.
– Nie chcesz księżniczki. Chcesz wojownika. - powiedział niepewnie. Nie wiedział czy nadawał się na cokolwiek.
- I dobrze. Nie potrzebuje dobrej żony, a psotnego i niedobrego męża- można było zauważyć cień uśmiechu na ustach mężczyzny.
Valmar przejechał dłonią z policzka na jego szyję – I jeśli tego nie zniszczysz... może nawet staniesz się kimś kto mnie zrozumie.
Milczeli długo. Wreszcie Rafael zrobił krok w tył. Podszedł do łoża i usiadł na jego krawędzi. Widać było jego niepewność i brak doświadczenia. Stresował się. Chciał powiedzieć Nie jestem doświadczony... Jestem ... ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. - Należę do Ciebie - podniósł wzrok na mężczyznę.
Valmar był przy nim w jednej chwili. Dotyk wampira był jak chłód stali. Powolny. Dokładny. Jakby chciał nauczyć się jego ciała na pamięć.
Rafael nie walczył. Nie
uciekał. Nie tym razem.
Noc była długa. Cicha. I o
wiele mniej brutalna, niż się obawiał.
O świcie Valmar już nie spał.
Leżał obok, wpatrzony w Rafaela.
– Twoi rodzice cię zdradzili –
powiedział cicho. – Ale ja nie zamierzam.
Rafael odwrócił wzrok.
– Dlaczego?
Valmar ujął jego dłoń.
– Bo pierwszy raz od stu
lat... coś mnie obchodzi.
I Rafael wiedział, że właśnie
zaczęła się nowa gra. O wiele bardziej niebezpieczna.
< Nie martwcie się. Scena nocy poślubnej pojawi się dokładnie opisana w kolejnym rozdziale > <3
Wasza Maru <3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję za dedykację, miałam zacząć już komentować, a widzę kolejny rozdział i nie mogłam się opanować... kurcze ta historia bardzo mnie wciągnęła, a nasz wampir, och książę będzie miał dobre życie tutaj...
oczami wyobraźni widzę jak pomaga zemścić się na rodzicach Rafaela...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka