Nowe opowiadanie, mam nadzieję, że wam się spodoba. Temat depresji jest znany wielu osobom. Mnie również, nie jest to jednak opowiadanie na temat moich przeżyć ale mój nastrój ostatnimi czasy zmusił mnie na przelanie tego co miałam w głowie na kartkę papieru. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Oh i dobra wiadomość, kto czytał wcześniej moje opowiadania wie, że kocham nadużywać słowa „ delikatnie”, nie liczyłam ale trochę się trafiło w tym rozdziale haha <3
Czy będzie szczęśliwe zakończenie
? Zobaczymy. Jeśli Lubicie smętne opowiadania zachęcam do przeczytanie mojego
opowiadania „Mist”
Miłego czytania <3
Wasza Maru ~
ROZDZIAŁ
1
Niewidzialny, nikomu
niepotrzebny, żałosny mały człowiek, który nic w życiu nie osiągnął,
nierozumiany przez nikogo, nielubiany przez nikogo, zawsze sam gdziekolwiek się
pojawił… Mógłby wymieniać tak w nieskończoność. Nie było w nim nic, co choćby
odrobinę by lubił… Niczego. Mówią, że niewidzialni ludzie są mądrzy, kujony
dlatego są sami. W jego przypadku nawet to nie było prawdą. Odkąd pamiętał w
szkole radził sobie średnio. Często nawet nauczyciele zapominali, że w ogóle
uczęszczał na lekcje, mógłby się na nich nie pojawiać, a i tak miałby obecność.
Myślał, że na studiach się to zmieni. Tak – pomimo tak marnej średniej jakimś
cudem udało mu się dostać na studia. Czemu to robił? Przecież to i tak nie
miało sensu. Rodzice – chociaż raz chciał im udowodnić, że sobie poradzi, że da
radę, że będą z niego dumni ale nie… Dla nich liczył się jedynie drugi syn,
wybitne oceny, lubiany przez wszystkich, rodzice nigdy nie zapominali o jego
urodzinach, opłacili mu studia, a on jako wyrzutek musiał zarobić na nie sam. Kiedyś
płakał dniami i nocami, ale teraz? Nie miał chyba już czym płakać, stał się
obojętny na wszystko. Nic nie miało sensu – ani wstawanie rano z łóżka, ani
studia ani nic innego ani ktokolwiek inny. Jak to nazywali naukowcy ? Ah tak…
Depresja. Czyżby właśnie przez nią przechodził? To również nie było ważne. Czy
to właśnie dlatego tak bardzo chciał uciec stąd ? Zniknąć? Nienawidził swojego
życia, ludzi, rodziny, a zwłaszcza siebie. Czemu w ogóle się urodził? Gdyby
zniknął i tak nikt by tego nie zauważył prawda? Jego życie i tak nie miało
sensu, więc lepiej je skończyć i tak nikt nie będzie za nim płakał. Czy to właśnie dlatego stał na zamkniętym
starym moście? Czy to właśnie dlatego przechodził przez barierkę i spoglądał w
dół? Było ciemno, nic nie było widać, jedynie słychać było szum wody. Może to i
lepiej? Wszystko było na wyciągnięcie ręki. Słodki koniec jego żałosnego życia
więc czemu nagle pojawił się strach? Skąd nagle wątpliwości? W końcu nic już
nie miało sensu? Nagle drgnął gdy ktoś objął go od tyłu. Gdyby nie trzymające
go ramiona już dawno byłby na dole.
- Co ty wyprawiasz?! Oszalałeś? – odezwał się głos, a on nie umiał na to
odpowiedzieć. Oszalał? Może tak właśnie było? Nie wiedząc czemu odczuł ulgę,
gdy znalazł się z powrotem po drugiej, bezpiecznej stronie barierki.
- Coś ty sobie myślał co?! To nie jest wyjście! – krzyczał na niego głos. Liam
w końcu podniósł wzrok na swojego wybawiciela? Czy mógł go tak nazywać? A może
powinien być na niego zły, że mu przeszkodził? Jego wzrok stał się niewyraźny.
Zaskoczony zdał sobie sprawę, że to łzy. Nagle rozpłakał się głośno jakby to
był pierwszy raz, gdy wyrzuca z siebie wszystkie żale i zmartwienia.
- Hey… Już dobrze. Nie rycz mi tu.. Ugh.. w co ja się wpakowałem. – westchnął
głos. – Nie jestem niańką. No już. Wstawaj odprowadzę cię do domu czy gdzie tam
chcesz – zamazana postać podaje mu chusteczkę. Liam przeciera oczy i wydmuchuje
nos. – Dzięki – mruknął w końcu widząc swojego „bohatera”? – Nie trzeba, sam
trafię – wstaje i na drżących nogach idzie w stronę domu. Nie spodziewał się tego co stało się po chwili.
- Poczekaj! – zawołał głos i został złapany za ramię – Przyjdź jutro pod ten
adres. Nie ty jeden uważasz, że twoje życie nie ma sensu – wręczył mu wizytówkę
i odszedł zostawiając chłopaka samego.
Liam wrócił do domu, czego
oczywiści nikt nie zauważył. W końcu przecież nawet nie zauważono, gdy
wychodził. Zamknął się w pokoju i rzucił się na łóżko patrząc tępo w sufit. Czy
naprawdę próbował to zrobić? Czy naprawdę stchórzył? A może to był znak ?
Nieznajomy na moście i te wątpliwości? Westchnął głośno i spojrzał na
wizytówkę. Poza adresem i podaną godziną nic więcej na niej nie było. Co to za
dziwna wizytówka. W głowie maj jednak jedno „Nie
ty jeden uważasz, że twoje życie nie ma sensu”. Czy było więcej osób takich
jak on? W sumie nie zdziwił by się, w końcu nie mógł być wyjątkowy nawet w
chęci odebrania sobie życia. Skoro i tak miał w planach dzisiaj umrzeć co
oznacza, że jutro nie szedłby na zajęcia znaczyło, że ma czas wolny, by iść pod
podany adres. Czy powinien się bać? Czy to bezpieczne, by iść w nieznane miejsce, podane przez obcą
osobę? A co miał do stracenia ? Nic. Poza tym mężczyzna go zaciekawił. Odłożył
wizytówkę na stolik nocny i nakrył się kołdrą. Sen jak zwykle nie przychodził,
ale przyzwyczaił się do tego. Sięgnął do szuflady po mały woreczek, w którym
było kilka tabletek. Ukradł je matce z jej zapasów leków, gdy nie mogła spać.
Dwie powinny wystarczyć. Niedługo potem był w swoim idealnym świecie snu,
spokoju, gdzie nikt nie uważał go za coś zbędnego.
Następnego dnia poczekał aż brat
oraz rodzice wyjdą z domu. Lubił ten moment, gdy był sam. Cisza, spokój –
idealny stan. Wziął prysznic i założył swoje ulubione wytarte jeansy i przydużą
bluzę z kapturem. Zszedł na dół, wyjął z lodówki mleko i kakao z szafki. Z kubkiem
w dłoni usiadł w salonie obracając w drugiej dłoni wizytówkę. – 10:00, Sunny Road 13 – przeczytał i westchnął.
Odstawia niedopite kakao na stolik i wyjmuje telefon. Wyszukuje odpowiednie
połączenie. Miał godzinę. Spóźni się, ale czy to ważne? Wstał, złapał kurtkę i
założył trampki. Poklepał kieszeń, dobrze, portfel dalej na swoim miejscu.
Zaraz jest na przystanku. Jak na złość zaczął padać deszcz, autobus spóźniał
się. Całe jego życie to jeden wielki pech. Czy mogło być gorzej? Oczywiście, że
tak. Przejeżdżający samochód ochlapał go. Dupek nawet się nie zatrzymał. Już
miał obrócić się na pięcie i wrócić do domu, gdy zajechał autobus. Wahał się
tylko chwile – zaraz siada na końcu wcześniej kupując bilet. Było mu zimno ale
nie chciał się zastanawiać co by się stało gdyby tam poszedł. Zjadała go
ciekawość. Pół godziny spóźniony niepewnie wszedł do budynku. Nie umiał
rozmawiać z ludźmi. Oczywiście zamiast zapytać się kogoś o co chodzi z tą
wizytówką, rozgląda się niepewnie.
- Jednak przyszedłeś – Liam usłyszał
za sobą głos. Obrócił się i zobaczył mężczyznę z wczoraj.
- Sam nie wiem czemu to zrobiłem –
mruknął Liam cicho.
- Jesteś cały przemoczony. Chodź,
dam ci coś na przebranie. Będą trochę za duże ale to lepsze niż mokre ubrania.
- Nie trzeba… Ej – mruknął niepewnie Liam, gdy mężczyzna pociągnął go za dłoń w
stronę schodów.
- Zajęcia się już zaczęły ale to
nic. – zaraz są w jakimś pokoju, a mężczyzna wyciąga z szafy spodnie i sweter. –
Przebierz się. W łazience jest suszarka i ręczniki. Poczekam na ciebie tutaj, a
potem zaprowadzę do sali – powiedział spokojnie mężczyzna.
- Moment ! Jakie zajęcia? Kim ty w ogóle jesteś? Co to za miejsce? – Liam chociaż
wyglądał jak kupka nieszczęścia miał bojową minę. Nie czuł się zbyt komfortowo
nie wiedząc co się dzieje.
- Jak już ci wczoraj
mówiłem. Nie jesteś jedyny, który
potrzebuje pomocy, a my pomagamy takim osobom. Zagubionym, samotnym. – wyjaśnił
– ale wszystkiego dowiesz się na zajęciach – powiedział popychając go w stronę
łazienki.
-Ale zajęcia? Jakie zajęcia? Nie
stać mnie na zajęcia, poza tym nie potrzebuje pomocy. – Liam niepewnie zerka na
niego.
- Nie marudź. Skoro już tu
jesteś, możesz chociaż iść na zajęcia i zobaczyć na czym to polega. Poza tym nie
mówiłem nic o płaceniu. No dalej do łazienki ale już – Liam pokonany wszedł do
łazienki. Wyszedł po 15 minutach przebrany i z wysuszonymi włosami.
- A teraz chodź – chwycił ponownie
jego dłoń zanim chłopak zdążył w jakikolwiek sposób zaprotestować, prowadzi go
schodami w dół.
- G…Gdzie ty mnie prowadzisz? –
czy to piwnica? Jakaś sekta? Nie powinien był przychodzić. Zaczynał się bać. Zaraz jednak mężczyzna puka cicho i otwiera
jedne z drzwi.
- Wybacz Mark, mam jeszcze jedną małą zgubę. – mężczyzna uśmiechnął się do
prowadzącego zajęcia- Jest trochę oporny, więc zostanę, żeby go pilnować. –
popycha Liama delikatnie w stronę wolnego krzesła, a sam siada obok niego.
Liam nie odezwał się ani słowem.
W Sali było z 15 osób. W różnym wieku, jednak przeważała młodzież, pewnie w
podobnym wieku do jego. Nie czuł się komfortowo w dużych grupach. Spuścił wzrok
na swoje dłonie.
- Nie szkodzi Chris. Ważne, że
jest – wykładowca odezwał się i podszedł do Liam’a. – Wszyscy się już
przedstawili. Zdradzisz nam swoje imię? – Poprosił mężczyzna o imieniu Mark. Liam
nieco zagubiony spojrzał na mężczyznę przed sobą po czym ponownie uciekł
wzrokiem. Chociaż był pełnoletni, był jak małe dziecko, które jest przerażone i
nie wie co zrobić.
- L..Liam – szepnął po chwili
cicho zaciskając dłonie na końcu sweterka.
- Dobrze. Miło cię poznać, cieszę
się, że przyszedłeś. A teraz – mężczyzna spojrzał po sali. – Kto chciałby
zacząć? – uśmiechnął się zachęcająco. – Nie wstydźcie się. Sami pamiętacie swój
pierwszy dzień tutaj. – nie pogania. Czeka cierpliwie. W końcu jakiś młody
chłopak podniósł rękę. – Cudownie. Podejdź do mnie proszę. Nie bój się. Jestem tutaj
obok. Nie ma się czego wstydzić, powiedz tyle ile uważasz za słuszne. Możesz
przerwać w każdej chwili. – powiedział uspokajająco Mark.
- Mhm. H..Hey. Jestem Mira, mam
19 lat. Ja… - nieco zagubiony chłopiec spogląda na mężczyznę, który uśmiechnął
się ciepło- Spokojnie Mira. Świetnie ci idzie. –Pochwalił.
- Ja… Trzy razy próbowałem mhm…
Próbowałem odebrać sobie życie – szepnął chłopiec. Liam zaskoczony podniósł na
niego wzrok, a potem zerknął na Chris’a. – Mówiłem ci mały. Będzie dobrze, a
teraz słuchaj – szepnął do niego Chris.
Każdy po kolei wychodził i
opowiadał swoją historię. Jedni mówili do końca, inni przerywali zbyt
zawstydzeni lub przestraszeni, że ktoś ich będzie osądzał. Jedni zalewali się
łzami, inni uśmiechali mówiąc jak bardzo im te spotkania pomogły.
- Liam? Czy chciałbyś wyjść i coś
powiedzieć? – spytał Mark uśmiechając się ciepło.
- J…Ja? Ale.. – zaraz pokręcił
energicznie głową kuląc się bardziej na krześle. – Może na następnych
zajęciach. Nic się nie dzieje – zapewnił go spokojnie Mark.
- Zakończymy na dzisiaj spotkanie. Cieszę się bardzo, że tu jesteście i
dzielicie się swoimi przeżyciami. Pamiętajcie jesteśmy tu dla was. Następne
spotkanie jest w sobotę o 9:30. – na tym spotkanie się zakończyło.
- I co myślisz? – Chris spogląda
uważnie na Liam’a, który nie odezwał się ani słowem po skończonych zajęciach.
- Ja… Nie zdawałem sobie sprawy –
szepnął i pokręcił delikatnie głową. Zajęcia bardzo mu się podobały. – c..czy
ja mogę… W sobotę.. znaczy – zająknął się zawstydzony.
- Oczywiście, że możesz. Przyjdź.
Zajęcia są bezpłatne – zapewnił go Chris. – Chodź. Odwiozę cię do domu. – mężczyzna
uśmiechnął się delikatnie. Nie czekając na odpowiedz chwycił jego dłoń i prowadzi
w stronę wyjścia na parking. Liam nie oponował, nie miał ochoty tłuc się
autobusem. Nie ważne, że miał na sobie za duże ubranie. Nie obchodziło go
zdanie innych ludzi. Po zajęciach czuł się zmęczony. W samochodzie podał adres
i do końca nie odezwał się już ani razu. Musiał to wszystko przetrawić. Gdy
samochód parkuje pod jego domem zerka niepewnie na Chris’a.
- Dziękuje. Ubrania oddam w
sobotę dobrze? – szepnął po czym szybko uciekł mu z auta i wręcz pobiegł do
domu, zostawiając w samochodzie zadowolonego z siebie mężczyznę. Chociaż Chris
nie był aż tak dużo starszy od niego. Jednak teraz w głowie chłopca panował
mały chaos, ale przyjemny. Czuł się lepiej, dużo lepiej, pierwszy raz odkąd
pamiętał. Liam nigdy nie sądził, że znajdzie
kogoś kto zrozumie jak się czuje, co przeżywa. Ale teraz wiedział, że nie jest
sam. Tak naprawdę nie mógł się doczekać sobotnich zajęć.